Gdańsk: Dziś Dzień Ojca. Historie czterech ojców – gdańskich wolontariuszy

Gdańsk: Dziś Dzień Ojca. Historie czterech ojców – gdańskich wolontariuszy
Fot. Tatiana Syrikova/pexels.com

Mogliby być “tylko” ojcami i pracować zawodowo, bo to już zajęcia na półtora etatu, a ich doba też ma tylko 24 godziny. A jednak co jakiś czas zakładają zielone koszulki wolontariusza i ruszają w miasto – sami, z dziećmi albo całą rodziną, żeby zrobić coś więcej. Czterech gdańszczan – ojców opowiada, po co to robią i co ma do tego sernik, bieganie i pas taktyczny.

Dla Regionalnego Centrum Wolontariatu pisze o nich Klaudyna Fudala.

Wolontariusz nie ma czasu

Amadeusza Wikariusza udało mi się złapać w taksówce, kiedy dosłownie przesiadł się z jednej pracy do drugiej.

Możemy porozmawiać o tym wolontariacie?

Amadeusz: No jasne, akurat wsiadłem do auta i zaraz ruszam po pierwszych klientów.

Jest też magazynierem, żołnierzem 72. batalionu WOT i dowódcą OTCA 1102 Trójmiasto, ojcem dwójki dzieci (2 i 6 lat).

Z wiceprezydentem Gdańska Piotrem Grzelakiem (ojciec trójki dzieci w wieku 5, 11 i 15 lat) umawiam się na rozmowę w poniedziałek tuż po 8 rano, jest w drodze na spotkanie.

Do Tomasza Filipowicza i Władka Pasławskiego (obaj ojcowie dwójki dorosłych już dzieci) dzwonię po południu, kiedy są już po pracy – w urzędzie i w banku.

Od razu rozpoznaję, że to naprawdę zajęci ludzie, tym bardziej ciekawi mnie, dlaczego i po co dokładają sobie jeszcze zajęć, za które przecież nie dostają ani pieniędzy, ani dodatkowych godzin w dobie. I jak w ogóle znajdują na to czas?! Odpowiedzi dostaję natychmiast.

Władysław Pasławski Fot. mat. RCW w Gdańsku

Wizyta w Regionalnym Centrum Wolontariatu w Gdańsku

Władek: Kiedy zaczynałem (dzieci były jeszcze w gimnazjum, dziś 21 i 23 lata), po prostu umówiłem się z koordynatorką z Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku, że będę uczestniczył w wolontariacie, a żeby dostać koszulkę i gadżety, w roku trzeba było minimum kilka akcji zrobić. I ja pomyślałem, że to dobra myśl, żeby zacząć coś innego niż tylko praca w banku i zrobić coś dla innych i dla miasta, żeby poczuć się takim prawdziwym gdańszczaninem.

Poczułeś się tym gdańszczaninem?

O tak! Po pierwsze poznałem więcej bardzo ciekawych miejsc w Gdańsku, o niektórych dzielnicach nie wiedziałem zbyt wiele, bo nie było po drodze. Nawet kiedy mieszkałem we Wrzeszczu, nie byłem wcześniej w tej części, gdzie jako wolontariusz wspierałem grand prix biegowe. Mieszkam na Oruni Górnej i ciągle poznaję nowe miejsca, mogę wejść do różnych obiektów. Obsługiwałem konferencje w Amber Expo, Dzień Dziecka na stadionie, otwarcie Muzeum II Wojny Światowej, prowadziłem razem z synem grę miejską podczas otwarcia Europejskiego Centrum Solidarności i w Oliwie. Patrzę, co jest i wybieram, co mnie ciekawi. No i mam co opowiadać w towarzystwie, w pracy.

Trochę tego było, sporo koszulek się uzbierało?

Sporo, już przestałem liczyć. Mam cudowną żonę, która to wspiera i wie, gdzie mam jakie koszulki. Miasto coś daje mieszkańcom i trzeba coś też mu oddać! Jeździłem też do Gdyni uczyć seniorów obsługi komputera. Ciekawe doświadczenie, spotkałem się z tym, jakie ludzie mają potrzeby – ktoś chciał po prostu spotkać się z ludźmi, ktoś chciał umieć wysłać maila albo zrobić przelew. Człowiek czuje, że się nie marnuje.

Amadeusz Wikariusz Fot. mat. RCW w Gdańsku

WOŚP z dziećmi i wymiarami od Jurka Owsiaka

Piotr wolontariuszem był już od podstawówki, teraz jako wiceprezydent i ojciec kontynuuje działania na rzecz innych zarówno przez zaangażowanie w działania systemowe, jak i okazjonalnie, z rodziną.

Piotr: Z punktu widzenia osoby wychowującej dzieci, wolontariat to sposób na pokazanie wartości, co jest ważne w życiu, na co stawiać. Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, z najstarszym synem czuliśmy, że musimy się zaangażować. Między innymi segregowaliśmy ubrania i żywność w punkcie na stadionie, angażowaliśmy się również w zbiórkę pomocową dla dzieci w regionach objętych wojną. Kiedy działasz, czujesz sprawczość, masz radość z kontaktu z drugim człowiekiem, budują się relacje z dziećmi, ale też rodzinna tradycja. Co roku wszyscy razem zbieramy do puszek na finał WOŚP i chłopaki próbują zebrać więcej niż najmłodsza Wandzia, ale zawsze to ona ma najcenniejszą puszkę. Wolontariat kojarzy mi się z pomaganiem drugiemu człowiekowi i samemu sobie, bo przeżywamy z innymi wspólne emocje.

Z puszką WOŚP już od 11 lat nieprzerwanie chodzi Amadeusz i jego oddział, a koło nich zawsze gromadka gdańszczan w każdym wieku.

Piotr Grzelak Fot. mat. RCW w Gdańsku

Amadeusz: Koło nas zawsze jest pełno dzieci. Robią sobie z nami zdjęcia, bo jesteśmy w pełnym umundurowaniu, a puszkę mamy przypiętą do pasa taktycznego. Sam Jurek Owsiak dał mi dokładne wymiary, żebyśmy mogli zrobić ładownice. I puszka mieści się co do milimetra! Tak się angażujemy, że co roku te same twarze podchodzą i dają nam worek monet, które specjalnie zbierali, żeby nam dać, dotknąć umundurowania i zrobić sobie z nami zdjęcie. Wśród wielu zdjęć z dziećmi jest oczywiście to z synkiem, na pamiątkę.

To mi się nigdy nie nudzi. Na koniec zawsze obowiązkowo zdjęcie z panią, która liczy pieniądze. Nie idziemy na rekord, dla mnie ważne jest, żeby się angażować, żeby pomóc.

Amadeusz żyje pracą i jak mówi, ledwo widuje się z rodziną, a mimo to nieustannie jest zaangażowany: w pomoc na konkretny cel, w obronę granic, w akcje pierwszej pomocy ze swoim oddziałem i zaprzyjaźnioną strażą pożarną z Sulmina.

Tomasz, pracownik samorządowy i ojciec dorosłych już bliźniaczek, ciągoty do pomagania i działania miał od zawsze. Bywało, że jako wolontariusz wykorzystywał swoje naturalne talenty, np. na scenie grając z zespołem The Cryons. Okazało się, że aktywność w wolontariacie pomogła mu przełamać bariery i przekonania, które go ograniczały.

Tomasz: Ja nie umiem gotować, ale nauczyłem się piec sernik i kiedy okazało się, że jest taka akcja w ramach wolontariatu pracowniczego u nas w Urzędzie Miejskim, to upiekłem – miał mega wzięcie! Szybko się rozszedł i wszystkim smakował. Warto próbować, nawet jak się nie jest czegoś pewnym, bo to przynosi efekty.

Inna sprawa – ja nienawidziłem biegać. A dziś nie tylko zabezpieczam trasy biegowe na Wyspie Sobieszewskiej i biorę udział w Business Run, czy jako wolontariusz podczas grand prix, ale sam biegam półmaraton. Co mi to daje? Łączę przyjemność z biegania z pomaganiem, dbam tak o zdrowie i relacje rodzinne, dawałem przykład dzieciom, a one popychały do przodu mnie. To wpływa na nasze relacje, to jest niesienie przykładu, bo jak my jako wolontariusze angażujemy swoje dzieci, to potem, jak one będą dorosłe, to będzie dla nich czymś naturalnym w dorosłym życiu. Moje córki się już rozjechały po świecie, ale dalej aktywnie działają z myślą o innych. Jestem z nich dumny.

Tomasz Filipowicz Fot. mat. RCW w Gdańsku

Rodzinna sztafeta

Z Tomasza dumni są pewnie też jego rodzice, bo to oni zasiali w nim to ziarno. Mama organizowała biegi na Wyspie Sobieszewskiej, zajęcia ekologiczne, rodzice zawsze angażowali się w WOŚP oddając rzeczy na licytacje. Tomasz, kiedy córki były w domu, pielęgnował rodzinną tradycję pomagania w ramach Szlachetnej Paczki czy akcji Każdy może pomóc, pomagali babci przy organizacji biegów. Potem córki pchnęły go do biegania, a dziś przerodziło się to w działania na rzecz ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży.

Dzieci Piotra angażują się w wolontariat w szkole, w domu dużo rozmawiają o tym, że warto. Władek z dumą opowiada o tym, że dziś córka sama organizuje w Warszawie pokazy z fizyki, syn kontynuuje działania na rzecz innych. Ziarno zostało zasiane, pałeczka przekazana. Dopóki człowiek się rusza, to żyje.

Dzieci są dumne z taty?

Władek: Nie wiem, czy dzieciaki powiedziały wprost, ale myślę, że są dumne ze swojego taty.

Do końca świata i 5 dni dłużej!

Wykrzyknął Amadeusz po drugiej stronie słuchawki, kiedy zapytałam, jak długo planuje działać społecznie.

Dlaczego akurat pięć?

Bo jeszcze trzeba odpocząć.

Podobnego zdania jest Władek, który w najlepszych latach uczestniczył nawet w dziesięciu akcjach rocznie i ta dobra, jak mówi, tendencja, zaczyna wracać od wybuchu wojny w Ukrainie.

Dopóki zdrowie pozwoli, będę kontynuować te działania, też dla własnej higieny psychicznej. Chciałbym dalej lepiej poznawać Gdańsk i być aktywny. Teraz też przeglądam oferty wolontariatu i patrzę, co mnie zainteresuje. Myślałem o Fecie, ale chyba wybiorę coś, co trwa krócej. Muszę dobrze rozkładać siły.

O kolejne akcje Piotra już podpytują jego dzieci.

Piotr: Po okresie wakacyjnym, od września znowu zaplanujemy kolejne działania rodzinie, sam będę kontynuował działania systemowe, tu nic się nie zmienia. Wolontariat daje satysfakcję, ale czuję, że możemy robić więcej. Zawsze jest coś do zrobienia!  

Panowie, Ojcowie, gdańszczanie – do zobaczenia na kolejnych akcjach, z wami w roli wolontariuszy!

***

A jeżeli i Ty chcesz dołączyć do wolontariatu i odkryć swoje super moce, koniecznie wejdź na: www.wolontariatgdansk.pl

Polub również profil wolontariatu na Facebooku  i bądź na bieżąco!

Autorka tekstu: Klaudyna Fudala dla Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku
Print Friendly, PDF & Email