Ubezwłasnowolnienie – procedury małe i duże

Ubezwłasnowolnienie – procedury małe i duże
Fot. mat .autorów

Ubezwłasnowolnienie – hasło, którego znaczenie znamy, ale kojarzy się nam raczej ze scenami z filmu w których jedna ze stron, z różnych powodów i zwykle niesłusznie, chce udowodnić przed sądem, że druga strona nie jest zdolna do decydowania o sobie samodzielnie.

W naszym świecie, świecie opiekunów osób z niepełnosprawnościami, to bardzo powszechna praktyka i po prostu jeden z etapów życia, przez który większość z nas musi przejść kiedy dziecko zbliża się do dorosłości. I „zbliża się” jest tu absolutnie kluczowym określeniem, bo kiedy już tę dorosłość osiągnie, a nie jest ubezwłasnowolnione, czeka nas mnóstwo problemów w codziennym życiu. Bo nagle nie będziemy mogli podjąć żadnej decyzji w imieniu dziecka, a kiedy ono samo tego nie potrafi – mówię Wam – nie jest dobrze… O tym jakie spóźnieni rodzice mieli problemy krążą mrożące krew w żyłach legendy – zdecydowanie chcemy ich uniknąć.

Tak więc, z zapasem czasu, niecały rok przed godziną „w”, stanęliśmy i my przed tym wyzwaniem.

Jak w każdej sytuacji, kiedy w grę wchodzi sąd, wnioski, kompletowanie dokumentów i procedury z tym związane, trzeba być uważnym. Oczywiście nie jest nam to obce absolutnie, bo niejedno już naręcze dokumentów w życiu przyszło nam kompletować – drogi do specjalistów, odpowiednich instytucji mamy wydeptane, zbieranie, kserowanie, wysyłanie – to coś, w czym nikt nas nie zagnie. Czasem sami decydujemy co i gdzie wysłać, jakie pismo napisać (i tu pole do popisu ma nasza kreatywność i doświadczenie), czasem mamy z góry narzucony dryl, i droga do ubezwłasnowolnienia jest właśnie tym drugim przypadkiem. My co prawda jesteśmy na jej początku, ale już pewien poziom wiedzy osiągnęliśmy. Chcę się więc nim podzielić bo ja osobiście nie bardzo miałam gdzie poszukać choćby krótkiego know-how.

A jak wiadomo – najtrudniej zacząć.

Po pierwsze, jak informują w sądzie, cała procedura trwać będzie około pół roku, więc trzeba sobie założyć taki minimalny bufor czasowy przed 18-tką naszej pociechy. Trzeba też pamiętać, że ubezwłasnowolnienie jest po to, byśmy mogli uzyskać status opiekuna prawnego, a to oddzielna procedura, na szczęście wszczynana automatycznie, ale jednak wydłuża całość.

Tak więc wniosek jest do pobrania w Sądzie Okręgowym, albo na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, znaczek sądowy, opłacamy na miejscu składania wniosku, w bardzo sprytnej maszynie i jest to 100 zł. (można się starać o zwrot kosztów). Do wniosku dołączamy akt urodzenia, orzeczenie, zaświadczenie o stanie zdrowia od lekarza rodzinnego lub specjalisty (nie ma wzoru takiego zaświadczenia). Dołączyć można oczywiście jeszcze inne dokumenty, te, które podałam muszą być. Wszystko w 4 egzemplarzach (dokumenty też), a piąty dobrze mieć dla siebie dla potwierdzenia złożenia dokumentów. Tak apropos, w 4 egzemplarzach oznacza oryginał i 3 kserokopie (szczególnie przy aktach urodzenia rodzi się pytanie czy może być ksero czy odpis – mi przynajmniej się zrodziło).

Jak już wszystko mamy, podpisany przez obydwoje rodziców wniosek z załącznikami zanosimy do Sądu Okręgowego i czekamy na odzew. U nas był po tygodniu, przyszło pismo do każdego z nas o stawienie się za jakiś czas na rozprawie, w naszym przypadku online. Ciekawa sprawa, że tylko Julka dostała pismo z adnotacją „do rąk własnych”, co, jak ktoś nie wie (ja nie wiedziałam) skutkuje tym, że absolutnie nikt poza Julią nie może takiego pisma odebrać, nawet rodzic. Więc, skoro Julia oczywiście nie podpisze się panu listonoszowi, co najwyżej może się do niego pięknie uśmiechnąć, list jest „nieodbieralny”. Ale nie ma się tym absolutnie co martwić, wykłócać i udowadniać listonoszowi, że coś mu się ewidentnie pomyliło, bo przecież widzi tę oto wskazaną niewiastę i jej „ręce własne” i widzi, że szans na to, że podpisze odbiór, nie ma żadnych.

Okazuje się jednak, że to całkiem normalna procedura i list wcale do Julii dotrzeć nie musi. Człowiek uczy się całe życie i można już teraz napisać poemat „o liście który nigdy nie dotrze…

„Co dalej? Tego nie wiemy, rozprawa przed nami, z pewnością będziemy się dzielić doświadczeniami na bieżąco.

I oby były pozytywne.

Mamy nadzieję, że procedura, która według mojej przyjaciółki „powinna być przecież automatyczna w przypadku Julci”, będzie na tyle jasna i prosta, że prawie takie miano będzie jej można nadać.

Trzymajcie kciuki.

Print Friendly, PDF & Email