Powrót do normalności

Powrót do normalności
Fot. archiwum prywatne autorów

Lato przywitało nas powrotem do względnej normalności. Względnej, bo bez masek. Coraz mniej ludzi musimy rozpoznawać po oczach, coraz częściej i śmielej podejmujemy się rzeczy, które odkładaliśmy z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. Co do niektórych straciliśmy już nadzieję i zapał. Bo ile można. Tych rzeczy było sporo, ale w obliczu trwającego obecnie i jak co roku szybko przemijającego lata, chodzi głównie o to by gdzieś wyjechać. Te bliższe i te dalsze, te dłuższe i te krótsze. Po tak długiej przerwie już jakiekolwiek.

Myślę że gdyby nie wydarzenia ostatniego roku, wielu z nas nie miałoby świadomości jak ważna jest to część naszego życia. Wyjechać, odpocząć, już nie tam gdzie sobie na spokojnie planujemy, ale gdziekolwiek gdzie nas chcą i nam pozwolą. Gdzie już otworzyli granice, ale jeszcze nie wróciły obostrzenia. Gdzie wszystko jest otwarte i nie trzeba chodzić w maseczkach bo, umówmy się, kiepsko to robi na opaleniznę… Nie wiadomo jak duże będzie to „okienko szansy”, więc mobilizacja jest pełna. Szczepienia? Są! Paszporty? Są! Bilety? Są! Legitymacja Julki po zmianie orzeczenia? Nie ma. Za gapowe się płaci, więc akurat nasz wyjazd do pięknego miasta Krakowa opóźniło czekanie na nową legitymację osoby niepełnosprawnej, niezbędnej przy jeździe pociągiem (jeśli chce się mieć zniżki). Na szczęście entuzjazm i zapał jest, więc czekamy w blokach startowych. Zauważyłam przy tym, że radość z wyjazdów jest teraz zupełnie inna, taka wręcz dziecięca. Nie tylko z wyjazdów zresztą, ale ze wszystkiego – wyjścia na koncert, do kina, teatru, restauracji czy kawiarni. Wszystko smakuje inaczej. I jest trochę obaw. Każde długoterminowe planowanie podszyte jest niepokojem i asekuracyjnym „ok, ale zobaczymy jak będzie we wrześniu”.

Mój Klub Rotary Elbląg Centrum (obecnie tym bardziej mój bo mam przyjemność i zaszczyt mu przewodniczyć po raz drugi w kadencji 2021/2022 ) ma swoje cykliczne wydarzenia, z których musiał zrezygnować już dwokrotnie. W tym roku pojawiła się nadzieja że się jednak uda się kilka z nich wskrzesić – andrzejki charytatywne i koncert urodzinowy (ciii to jeszcze niespodzianka). Sama nadzieja już dodaje nam energii i skrzydeł do działania, ale i tak nic nie można zaplanować na pewno. Skończyły się rzeczy i sytuacje pewne, skończyła się stabilność, na której tak potrzebujemy się opierać na co dzień we wszystkim co robimy. W zamian mamy nadzieje, niepewne plany i obawę przed kolejną falą obostrzeń i odmianą wirusa, przed którą obecne szczepienia mogą nas nie uchronić. I nie widać końca. Im dalej w las, tym więcej drzew.

Jak więc żyć? Jak dostosować się do tej zmiennej, a przecież i bez tego często nieprzychylnej i trudnej rzeczywistości? Moja rada (tu otwiera się kącik „napisz do Nowackich”) to skupić się na tym, czego wirus nie tknął i co mamy wbrew przeciwnościom pewnego – na relacjach rodzinnych, miłości, przyjaźni, na tym co jest dziś pewne i stałe. I oby było. Zadbajmy o to, bo na to mamy ogromny, jak nie wyłączny wpływ. Pandemia przewartościowała nasze potrzeby i pokazała jak wiele rzeczy jest zwyczajnie ulotnych i zbędnych. Dała jednocześnie na nowo radość ze spraw małych, do których przywykliśmy, a które do tej pory niezauważalnie przemykały przez naszą codzienność. To duża wartość, która stała się obecnie punktem wyjścia, w sumie już kolejny raz, w obliczu powrotu i odwoływania obostrzeń. Cieszymy się więc podwójnie, gdyż nie wiemy jak długo będzie nam to dane. Także czekamy pokornie na legitymację Juli, którą spokojnie mogłam zamówić już w lutym. I jak przyjdzie to odwiedzimy Kraków, ciesząc się wszystkim i chłonąc każdą minutę tam spędzoną, tak jak bylibyśmy tam pierwszy raz.

Może uda się jeszcze gdzieś wyskoczyć, póki można, ale też póki jest ciepło i przyjemnie. A obecnie lato nam tego nie szczędzi. Korzystajcie więc z pogody i swobody. I planujcie. A we wrześniu… Zobaczymy jak będzie.

Print Friendly, PDF & Email