Wrażliwość to cecha w obecnych czasach więcej niż deficytowa. W latach 70-tych moja koleżanka podjęła pracę w opiece społecznej. Pierwsze lata pracy, to był koszmar. Jej wrażliwość na ludzki podły los powodowała że z własnej kieszeni kupowała potrzebującym podstawowe artykuły żywnościowe.
Felieton pierwotnie ukazał się na łamach Razem z Tobą w 2002 roku.
Problemy zawodowe przenosiła na życie prywatne, były takie dni, że nie mogła się pozbierać. Bo jak można zebrać się po takich przypadkach, jak umiera matka, pozostawia gromadkę dzieci. Ojciec wpada w rozpacz, dzieci zaniedbuje. Decyzja opieki społecznej krótka – Dom Dziecka.
Co robi ojciec? – Ano, co dzień pakuje dzieci na wóz drabiniasty i wywozi do lasu, a w domu nie rozstaje się z siekierą.
Po takich ludzkich dramatach można tylko paść jak kawka. Koleżanka padała, chorowała, aż się przełamała. Po latach pracy stała się rutyniarą, na ludzką niedolę patrzyła tylko urzędowym okiem.
Obserwując działania tych, co o nas decydują, można powiedzieć krótko – bezduszni rutyniarze. Bo jak można zrozumieć zaostrzone aż do bólu kryteria orzekania niepełnosprawności, które decydują o przyznaniu dodatku pielęgnacyjnego. Jesteś prawie niewidomy – nos okulary, kulawy dostaniesz laskę, niedosłyszysz – dostaniesz aparat słuchowy i po sprawie. Nikt jednak nie zastanawia się, że te oprzyrządowania trzeba kupić, nie wspominając już o lekach. Jest program ograniczania wydatków więc wszystkich paragrafem po oczach i problem z głowy. Lekarz, który uczciwie wykonuje swoje obowiązki, zostaje wyrzucony na bruk, tak było w białostockim. Takie wiadomości działają porażająco.
Podopieczni Dziennych Domów Opieki Społecznej to intruzi – krzyczą, rzucają przedmiotami, zanieczyszczają się. Dziś już nikt nie docieka dlaczego /?!/ tak się zachowują. – Ot głupi i to wszystko, więc najlepiej pozbyć się. No i mamy za swoje.
Osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie, jawią się jako zgłodniale hieny – sami nie wiedzą czego chcą. Najlepiej wystawić wilczy bilet, bo to nic nie kosztuje. Jednak taka diagnoza bardzo boli. Bezradni na czyjąś głupotę czy też nieuctwo zamykamy się w czterech ścianach i wyjemy jak dzikie psy, bo to tylko wolno nam robić.
Ale jak wieść gminna niesie, świat uwolni się od popaprańców, bo przecież kulawych, ślepych, garbatych czy też upośledzonych nie sklonują. Oby tylko człowiek nie spaprał do końca tego świata. Biada wszystkim, gdy wyjdzie z probówki człek pozbawiony wrażliwości uczuciowej i pozostałych deficytowych cech. W takich czasach reszta świata będzie błagała o eutanazję.
W maju są dni walki niepełnosprawnych o równe prawa. W mojej ocenie jest to walka byka z parowozem, ale walczmy, może wreszcie parowóz straci parę – przecież na tym świecie nic nie jest wieczne. Przypomniał mi się humor z lat realnego socjalizmu. Studenci złapali pchłę i wsadzili ją do pudełka od zapałek. Po kilku dniach ją wypuścili, ale co się okazało? – Że pchła skacze już tylko na wysokość pudełka. A jaki z tego wniosek? – Taki, że niepełnosprawni to rogate dusze – tyle lat ich tresują, a oni jeszcze podskakują!