W listopadzie 2023 roku Elbląg pożegnał jednego z najbardziej znanych i cenionych lekarzy – Edwarda Bryka. Spędził tu całe swoje zawodowe życie, 47 lat przepracował w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym, poznał większość elbląskich i gminnych przychodni, był wzorem i autorytetem dla wielu młodych lekarzy. Z wdzięcznością wspomina go wielu pacjentów.
Edward Bryk urodził się w Nidzicy, skąd po maturze wyjechał na studia w Akademii Medycznej w Białymstoku. Po studiach całą resztę życia spędził w Elblągu. O tym, jak do niego trafił, tak opowiedział w wywiadzie dla gazety Razem z Tobą:
Ponieważ na IV roku zabrano nam stypendia, te zwykłe, państwowe, można było korzystać tylko z fundowanego, więc zdecydowałem się na takie stypendium i z miejscowości, które miałem do wyboru, wybrałem Elbląg. Po skończeniu studiów, na podstawie umowy stypendialnej trafiłem do Elbląga. Było to w 1971 roku. Początkowo nie wiązałem z tym miastem jakichś planów na całe życie, ale ponieważ dostaliśmy mieszkanie (przyjechałem tu już z żoną), miałem pracę – początkowo praca była w gminnej przychodni, następnie zrobiłem specjalizację z interny i pracowałem w szpitalu i w przychodni. Przeszedłem praktycznie wszystkie ówczesne przychodnie w Elblągu. Znałem Elbląg doskonale z racji wizyt domowych, no i tak mi się Elbląg spodobał, że zostałem.
Jego żona, pani Helena, dodała więcej szczegółów z ich życia w tym okresie. Poznała Edwarda będąc studentką Seminarium Nauczycielskiego w Białymstoku. Pobrali się, gdy ona rozpoczęła pracę, a on był na IV roku studiów. Zamieszkali w wiejskiej szkole, gdzie uczyła i dostała dwupokojowe mieszkanie. Ich rodziny nie były zamożne, musieli sobie radzić sami. Była to dla Edwarda dodatkowa motywacja do podpisania umowy o stypendium fundowane, które okazało się jeszcze bardziej potrzebne, gdy niecałe dwa lata po ślubie urodziła im się pierwsza córka, Anna. Do Elbląga przyjechali już we troje. Pani Helena bez trudu dostała pracę, natomiast nie zapewniono im dachu nad głową. Nie przysługiwało im mieszkanie komunalne, jedyną możliwość pozyskania mieszkania dawała spółdzielnia mieszkaniowa. Jednak tu potrzebny był własny wkład finansowy, którego młode małżeństwo nie posiadało, nie mogli też uzyskać pożyczki z banku – dziś byśmy powiedzieli, że nie mieli zdolności kredytowej. Zakwaterowano ich w pokoju gościnnym w ówczesnym Domu Rencisty przy ul. Toruńskiej (dzisiaj jest to Dom Pomocy Społecznej). We trójkę z małym dzieckiem musieli pomieścić się w ciasnym pokoju, bez kuchni i łazienki. Udało się załatwić Edwardowi i Helenie obiady w szpitalu, a Ani żłobek. Trwało to ponad rok, aż znalazła się życzliwa koleżanka Edwarda ze szpitala – dr Bukowska, która znalazła poręczycieli, dzięki czemu mogli wziąć pożyczkę z banku, wpłacić ją do spółdzielni i wprowadzić się do niewielkiego M na nowym osiedlu „Na Stoku” przy ul. Płk. Dąbka. Gdy urodziły się kolejne dwie córki – Agnieszka i Magdalena, zrobiło się za ciasno. Początkowo szukali mieszkania za miastem, jednak na okolicznych wsiach nie znaleźli odpowiednich warunków, przez chwilę rozważali wyjazd za granicę, ale na szczęście znalazło się większe mieszkanie w nowej spółdzielni mieszkaniowej Zakrzewo.
Doktor Edward wybrał specjalizację w zakresie chorób wewnętrznych. Osiągnął II stopień tej specjalizacji, ale na tym nie poprzestał: ukończył studia podyplomowe na kierunku „Zarządzanie w Zakładach Opieki Zdrowotnej” oraz uzyskał II stopień specjalizacji w dziedzinie organizacji ochrony zdrowia. W tym czasie budował się w Elblągu nowy szpital, który otrzymał rangę Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Doktor Bryk rozpoczął pracę w tym szpitalu w 1988r i przepracował w nim 47 lat – do emerytury, a nawet jeszcze dłużej. Początkowo na oddziale chorób wewnętrznych, później od 1990 do 1996 roku jako dyrektor, następnie jako ordynator oddziału chorób wewnętrznych. Jednocześnie za namową kolegów doktor Bryk zdecydował się kandydować na radnego. Był radnym Rady Miejskiej w Elblągu przez dwie pierwsze kadencje, przy czym w pierwszej kadencji został członkiem Zarządu Miasta.
W ciągu minionego półwiecza nastąpiły w Polsce ogromne zmiany w dziedzinie ochrony zdrowia. Gdy zaczęła się transformacja ustrojowa po 1989 r. lekarze, podobnie jak inni specjaliści, mogli zapoznać się z nowymi technologiami w medycynie i standardami placówek medycznych funkcjonujących w krajach Zachodniej Europy. Elblążanie korzystali głównie z nawiązanych przez elbląski samorząd kontaktów z zamorską Szwecją. Dzięki kontaktom Zarządu Miasta z Ronneby (Szwecja), trzech lekarzy zostało zaproszonych do Karlskrony. Doktor Bryk tak opowiadał o tej wizycie: mieliśmy okazję zobaczyć szpital z prawdziwego zdarzenia – zobaczyliśmy jak powinien wyglądać szpital. Wiele z tego, co tam zobaczyliśmy starałem się przenieść do naszego szpitala. Między innymi porody rodzinne, które tam już wówczas były normą, obecność matek razem z dziećmi – co nie było łatwo u nas wprowadzić, bo ze strony personelu był bardzo duży opór, uważano, że to jest niebezpieczne dla dzieci. Trzeba było wiele starań, rozmów, żeby można było ten kontakt rodziców z dziećmi umożliwić. Tak też, jeśli chodzi o inne rozwiązania – m.in. to, że pacjent ma prawo do kontaktu z rodziną na co dzień, a nie tylko w wyznaczonych dniach i godzinach. To, co tam zobaczyliśmy wiele nas nauczyło, wiele było do przeniesienia. Mogło być wprowadzone w naszych warunkach na tyle, na ile pozwalały możliwości, bo możliwości mamy o wiele gorsze niż w Szwecji. Jak przyjechała delegacja w ramach rewizyty ze Szwecji do szpitala i Urzędu, ktoś zapytał zarządzającego szwedzkim szpitalem, ile mają pieniędzy na pacjenta. Okazało się, że dziesięciokrotnie więcej niż my. Wspominając wiele lat później z kolegami tamte czasy, dziwiliśmy się, jak mogliśmy pracować w porównaniu z tym, co jest teraz. Gdy na jakimś spotkaniu naukowym – wspominał doktor Edward w wywiadzie dla Razem z Tobą. Firma produkująca sprzęt medyczny pokazała nam aparaty do analiz laboratoryjnych, co można na takim aparacie robić, to byliśmy zszokowani. U nas nadal były próbówki, strzykawki. Tak samo ze sprzętem jednorazowym – mieliśmy okazję zobaczyć w Szwecji , jak ten sprzęt był wytwarzany i to też był szok – u nas w tym czasie strzykawki były jeszcze gotowane. Aparatu ekg nie było nawet w przychodniach, lekarz był zdany tylko na słuchawkę i własną intuicję. Osiągnięcia są ogromne.Ale to wszystko kosztowało i niestety na wszystko nas nie było stać. Ale stopniowo to się zmieniało i z czasem przestaliśmy odbiegać od standardów zachodnich, jeśli chodzi o sprzęt medyczny w szpitalu, usługi laboratoryjne, dostępność do leków.
Ogromna w tym zasługa doktora Bryka. Gdy został dyrektorem szpitala postawił sobie za cel przekształcenie go w nowoczesną placówkę, spełniającą europejskie standardy. Na początku musiał się zmierzyć ze złym stanem technicznym obiektu. Tak o tym opowiadał: szpital był budowany długo, trzeba było go remontować jak tylko został oddany do użytku. Okna były nieszczelne, szpary były w oknach, wiatr hulał zimą, trzeba było chorych przenosić w zależności od tego, z której strony wiatr wiał – raz na prawą stronę, raz na lewą, aż dzięki ówczesnemu wojewodzie – panu Olszewskiemu, dało się wymienić okna na aluminiowe. To był duży wydatek dla szpitala. Niektórzy podważali jego zasadność, uważali, że powinno się wydać te pieniądze na inny cel – np. na sprzęt, ale warunki przybywania chorych były w tym czasie nie do zniesienia. Jak widać, zawsze najważniejsi byli dla niego ludzie. Równolegle trzeba było zadbać o wyposażenie. Dzięki Radzie Miasta, staraniem doktora Bryka szpital otrzymał karetkę reanimacyjną z prawdziwego zdarzenia – pierwszą taką w województwie, a nawet w dwóch, bo, jak mówił, nawet Gdańsk takiej nie miał.
Szpital był jego drugim domem. Gdy odchodził na emeryturę, powiedział ze wzruszeniem: to były najpiękniejsze lata mojego życia. Z nieukrywanym żalem żegnali się z nim współpracownicy. Podkreślali jego niezwykłą szlachetność i kulturę osobistą, a przede wszystkim empatię i szacunek lekarza do osób chorych i cierpiących. – Nawet ogrom codziennej pracy, podczas której doktor musiał wiele razy podejmować także te wyjątkowo trudne decyzje, nigdy nie był dla niego przeszkodą w znalezieniu czasu dla chorego i jego najbliższych. Informacje o stanie zdrowia przekazywał w sposób zrozumiały, cierpliwie i do skutku. I nawet jeśli nie były to dobre wiadomości, robił to zawsze taktownie, słowami pełnymi otuchy – mówiła Pielęgniarka Oddziałowa Ewa Świdnicka, która przepracowała z doktorem Brykiem 20 lat. A Elżbieta Gelert, dyrektorka szpitala, żegnając go na pogrzebie powiedziała: Edward Bryk od zawsze był dla swoich współpracowników wzorem i autorytetem. Spod jego ręki „wyszło” wielu kolejnych lekarzy internistów. Dzięki wsparciu doktora wiele pielęgniarek w oddziale podniosło swoje kwalifikacje zawodowe. Mieć w swoim szpitalu takiego Lekarza i Człowieka – to skarb.
Gdy przeszedł na emeryturę, szpital długo nie mógł się bez niego obejść, tym bardziej, że tak jak wszędzie, brakuje tam lekarzy. Na emeryturze doktor Edward przepracował w nim jeszcze wiele godzin, także dlatego, że sam tęsknił za swoją pracą. Kiedy w ostatnich latach życia państwo Brykowie przeprowadzali się do mniejszego mieszkania, wybrał takie, z którego balkonu widać było szpital. Pani Helena widziała z okna jak szedł i wracał z pracy. Przez ostatnie dwa lata życia przyjmował też w wiejskiej przychodni w Płoskinii, gdzie także brakowało lekarzy, a wśród mieszkańców jest wielu starszych ludzi. Kierowniczka przychodni nie mogła się go nachwalić: ci wszyscy młodzi lekarze – opowiadała pani Helenie – spieszyli się do domu, wszystko robili z pośpiechem, a on nigdy. Zostawał z tymi dziadkami, rozmawiał, pomagał im coś załatwić, żeby było szybciej, bo tak się wczuwał w tą atmosferę, że ze wsi to trudniej gdzieś dojechać.
Najważniejsza jednak była rodzina. Z żoną Heleną przeżył 54 lata. Po jego śmierci napisała na Facebooku: żegnaj Moja Największa Miłości! Nie było jej łatwo, jest nauczycielką, bardzo cenioną przez uczniów i rodziców, pracowała bez przerw do emerytury. Wychowanie dzieci i gospodarstwo domowe było głównie na jej głowie – praca lekarza jest nie… zawsze musi być do dyspozycji, pełnić dyżury, nieustannie się szkolić. Przeszedł też służbę wojskową aż do stopnia kapitana. Pomimo to doktor Edward zawsze znalazł czas dla córek, co roku wspólnie, cała rodziną, spędzali urlopy wyjeżdżając w różne atrakcyjne miejsca. Spędzali wszyscy razem święta i uroczystości rodzinne – trzy córki, później także zięciowie, trzy wnuczki i dwóch wnuków. Oboje państwo Brykowie pomagali też w opiece nad dwiema córeczkami najmłodszej córce Magdalenie, również lekarce.
Doktor Edward Bryk kochał swoją rodzinę, kochał swoją pracę, ale też po prostu kochał życie i umiał się nim cieszyć. Świetnie gotował, spotykał się z przyjaciółmi, grał w tenisa, jego pasją były podróże. Z żoną, albo w większym gronie rodzinnym zwiedzał świat – jeszcze w początkach śmiertelnej choroby, pod opieką bliskich spędził kilka dni w Hiszpanii.
Potem było 20 dni walki o życie, która została przegrana pomimo ogromnego zaangażowania personelu jego ukochanego szpitala. W tych ostatnich dniach towarzyszyła mu cała najbliższa rodzina. Był to bardzo trudny czas, kiedy nadzieja przeplatała się z rozpaczą, czas, który na zawsze pozostanie w ich pamięci. Tak wspominała te chwile jedna z córek (wpis na Facebooku): Najukochańszy. Najdroższy. Tak strasznie mądry i dobry. Rozpadamy się na kawałki z rozpaczy i tęsknoty za nim. Ale jest w nas wdzięczność za ten czas Czas między zawałem a odejściem od nas na zawsze. Dobry czas rozmów, żartowania, wspierania się , golenia go i kremowania, ściskania za rękę, spełniania życzeń o koktajlach z mango i marakui. Do zobaczenia tatuńciu!
Zostały im już tylko wspomnienia: W ten piękny mroźny dzień odszedł z tego świata mój ukochany tata .Walczył dzielnie przez 20 dni z pomocą personelu oddziału OIOK i OIT i niestety tą walkę przegrał. Zostawił po sobie mnóstwo cudownych wspomnień. Był wspaniałym człowiekiem , tatą, dziadkiem .Zawsze mogłam na nim polegać … Będzie mi go ogromnie brakowało.
Będą Go też długo wspominać współpracownicy.
Dzisiaj pożegnaliśmy doktora Edwarda Bryka. Zostanie zapamiętany jako człowiek, lekarz, który godnie i szlachetnie przeżył swoje życie. Zawsze spokojny, uśmiechnięty, otwarty na drugiego człowieka. Dzielący się swoją wiedzą z kolegami. Dziękujemy Doktorze, że mogliśmy czerpać z Twojej wiedzy, doświadczenia, że mogliśmy z Tobą pracować. Do zobaczenia – napisała pani Elżbieta Gelert, dyrektorka szpitala.
Doktor Bryk pozostanie też w sercach pacjentów. W komentarzach po wiadomości o jego śmierci na elbląskim portalu internetowym czytamy:
Moja mama leczyła się u dr Bryka. Zawsze wypowiadała się o nim w samych superlatywach. Bo sztuką jest też cierpliwie wysłuchać pacjenta. Wyrazy współczucia dla Rodziny.
Odchodzą legendy Elbląga. Może uda się młodym naśladować swoich poprzedników. Czasy się zmieniają, ale problem pracy z pacjentem jest ten sam. Trzeba umieć słuchać i przekazać uwagi i zalecenia w sposób zrozumiały. Pana doktora Edwarda Bryka spotkałem 40 lat temu. Też nie było Mu łatwo, ale mimo wielu problemów w wyposażeniu medycyny (technicznych i naukowych) udawało się pomagać wielu ludziom. Mimo tych wszystkich cudowności w diagnostyce i terapii liczy się nadal lekarz.
Dla doktora Bryka liczył się człowiek. Każdego potrafił cierpliwie wysłuchać, z szacunkiem i empatią, i taki pozostanie w pamięci pacjentów i ich bliskich. Dla przyjaciół był człowiekiem, na którego pomoc zawsze można było liczyć, pełnym życia, o szerokich horyzontach, gościnnym gospodarzem. Dla miasta Elbląga – zasłużonym obywatelem, o którym też powinno pamiętać.