W tym roku elbląskie Koło Polskiego Związku Niewidomych świętuje jubileusz 50-lecia istnienia. O tym jak organizacja zmieniała się na przestrzeni tych lat, o aktualnych działaniach oraz planach na przyszłość rozmawiam z Janiną Maksymowicz, prezesem elbląskiego Koła PZN.
50 lat minęło… Powspominajmy zatem. Jakie były Wasze początki?
Historia Koła PZN w Elblągu jest ściśle związana z 1951 r., kiedy to grupę inwalidów wojennych po przeszkoleniu, skierowano do pracy w Elblągu w Zakładach Piwowarskich i Spółdzielni Mleczarskiej. Pod koniec tego samego roku, niewidomi rozpoczęli pracę na wydziale szczotkarskim w Spółdzielni Inwalidów „Wolność”, a później w powstałej w 1970 r., istniejącej do dziś Elbląskiej Spółdzielni Niewidomych „ELSIN”. Elbląskie Koło PZN powstało dopiero 2 lutego 1971 r. Jego założycielem i pierwszym przewodniczącym był Stefan Tuszer. W początkowym okresie koło liczyło 44 inwalidów wojennych I i II grupy wzroku. Siedzibą jego działania było prywatne mieszkanie Stefana Tuszera. Dopiero w 1973 r. Spółdzielnia „ELSIN” użyczyła pomieszczenia spółdzielczego klubu przy ul. Traugutta 38, w którym do dziś mieści się siedziba naszego Koła. Początkowo działania organizacji, po jej utworzeniu polegało na dotarciu do ludzi niewidomych i niedowidzących, którzy nie mieli przyznanej grupy inwalidzkiej i skupieniu ich wokół nowo powstałej organizacji, działalności społecznej w postaci pomocy w załatwianiu zapomóg, talonów na odzież i żywność, pomocy w załatwianiu mieszkań dla osób znajdujących się w trudnych warunkach lokalowych. Od 1978 r. do 2011 r. prezesem naszego koła był Stanisław Brandt, a po nim do dziś, funkcję prezesa pełnię ja, a więc w tym roku również mam swój jubileusz – 10 lecia. Cieszę się, że tu trafiłam. Zanim przeprowadziłam się do Elbląga, mieszkałam w Pasłęku i należałam do tamtejszego koła, gdzie byłam w zarządzie. Przyszłam kiedyś do elbląskiego Koła tylko zapłacić składkę, ale zaproponowano mi pracę na etacie na stanowisku instruktora rehabilitacji socjalnej. Miałam sporo wolnego czasu, więc się zgodziłam. Praca od samego początku bardzo mnie wciągnęła, tym bardziej że zawsze lubiłam i chciałam pracować z ludźmi. Wcześniej pracowałam jako kadrowa i księgowa w stadninie koni w Rzecznej, sama też jeździłam konno. Kontakt z ludźmi zawsze dawał mi dużo satysfakcji, pomaganie wyniosłam z domu, moja mama całe życie była społecznicą.
Co uważa Pani za swój osobisty sukces?
Dla mnie największym sukcesem jest to, jeśli uda się kogoś wyciągnąć z domu, nieważne czy przyszedł i tylko wypił herbatę czy przyszedł i zaczął działać w jakiejś sekcji. Pamiętam panią, która przyszła zapłacić składkę. Miała buty na wysokim obcasie, kapelusik na głowie, ładną, zwiewną sukienkę. Podała mi swoją legitymację. Z niedowierzaniem patrzę, a ona ma 84 lata. Zapytałam jej czy przyszła zapłacić składkę mamy, a ona na to, że „nie proszę Panią, swoją”. Byłam zszokowana, bo zupełnie nie wyglądała na swój wiek. Później powiedziała do mnie: ”Pani Janko, gdyby nie to, że do was należę, że z wami jeżdżę, że z wami się spotykam, to ja już bym była staruszką o lasce”. To jest ten przykład satysfakcji, ze ludzie dzięki nam odżywają, radośniej żyją. W historii naszego koła odnotowano szereg różnorodnych problemów z jakimi borykali się i borykają nasi członkowie, o których można by mówić godzinami. Nas jednak satysfakcjonuje to, że możemy sobie nawzajem pomagać, że mamy coraz więcej ludzi rozumiejących nasz los, wspomagających nas w trudnych sytuacjach oraz to, że będąc członkami naszej organizacji nie jesteśmy zdani sami na siebie. Cenimy sobie szczególnie aktywność naszych członków ich zaangażowanie i duży wkład w rozwój naszej organizacji, za co im bardzo dziękujemy.
Praca jest dla Pani formą rehabilitacji?
Tak, ale staram się też w miarę możliwości uprawiać sport, bo oprócz niepełnosprawności wzrokowej, choruję również na SM. Pływam, gram w brydża, w warcaby. 2 lata temu przed pandemią zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski w drużynowych Mistrzostwach Polski w brydżu sportowym, a nasi zawodnicy mistrzostwo Polski. Prowadzenie koła pochłania mnóstwo czasu, więc cieszę się, że mam wokół siebie życzliwych i pomocnych ludzi, którzy razem ze mną „ciągną ten wózek”. (śmiech)
Jak pandemia wpłynęła na kondycję Waszej organizacji?
Niestety pandemia dużo zmieniła. Członkowie, którzy dotąd byli pełni życia, stali się zamknięci i wycofani. Obdzwoniłam wszystkich 300 naszych członków, pytając czy nie potrzebują pomocy czy wsparcia, bo takie mieliśmy możliwości, czy to przez Bank Żywności czy wolontariuszy. Ludzie jednak przede wszystkim mieli potrzebę mówienia. Były sytuacje, że rozmowy trwały po 2-3 godziny i proszę mi wierzyć, ciężko było je przerwać. Na szczęście w tym trudnym okresie, większości osób pomagała rodzina lub sąsiedzi. Pandemia obudziła pokłady solidarności wśród ludzi i to jest naprawdę piękne.
Jakie działania podejmuje aktualnie elbląski PZN?
Zasadniczym zadaniem i celem naszego działania na dzień dzisiejszy, jest udzielanie pomocy osobom, które utraciły wzrok lub posiadają trwałe albo postępujące schorzenia oczu.
Skupiając w chwili obecnej w naszych szeregach ponad 300 członków, z czego ok. 180 aktywnych, poprzez różnorodne formy pracy, integrujemy ich z naszym środowiskiem i miastem, przeciwdziałając izolacji społecznej pomagając w trudnych życiowych sytuacjach dnia codziennego, jak również mobilizując do aktywnej pracy zawodowej i społecznej. Bardzo ważnym elementem pracy naszego Koła jest rehabilitacja społeczna i zawodowa. Uczestniczymy w rehabilitacji podstawowej w Ośrodku „Homer” w Bydgoszczy. Organizujemy turnusy rehabilitacyjne. Uczestniczymy w organizowanych Przez Okręg PZN w Olsztynie warsztatach: komputerowych, florystycznych, czynności dnia codziennego, brajla czy arteterapii. W każdy pierwszy poniedziałek miesiąca organizujemy spotkania tematyczne, spotkania z ciekawymi ludźmi :lekarzami i prawnikami PFRON, PCPR czy ZUS. Wielu członków Koła uzyskało pomoc finansową z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Elblągu na usunięcie barier w komunikowaniu się czy architektonicznych. Od momentu kiedy ruszył program „Komputer dla Homera” wzięło w nim udział ok 100 osób, które otrzymały dofinansowanie na zakup podstawowego i specjalistycznego sprzętu komputerowego, kończąc kursy obsługi komputera organizowane w różnych ośrodkach na terenie kraju. W ramach współpracy z organami samorządowymi prowadzimy akcję usuwania barier architektonicznych w przestrzeni publicznej. Dzięki programom prozatrudnieniowym, finansowanym z EFS na dzień dzisiejszy ponad 55 członków pracuje na otwartym rynku. Przez ostatnie 3 lata Koło realizuje dwa projekty unijne, skierowane do 120 naszych członków i ich rodzin. „Wsparcie osób niewidomych i ich rodzin w woj. warmińsko- mazurskim” oraz „Lepszy widok na przyszłość w ramach, których odbywają się : 4-dniowe warsztaty wyjazdowe, warsztaty psychologiczne, ekonomiczne, zdrowotne, z prawnikiem itp., oraz indywidualne doradztwo w różnych dziedzinach. Od kilku lat, dzięki dofinansowaniu na wycieczki z elbląskiego PCPR, mamy okazję zwiedzać Polskę niemal w każdym kierunku. Aktualnie w naszym Kole odbywają się zajęcia sekcji: kulturalno-oświatowej, sportowej, wokalno-muzycznej oraz krawieckiej. W 1997 r. powstał klub „El-Cross”, który liczy obecnie 7 sekcji: warcabowa, szachowa, bowlingu, pływacka, brydża sportowego, nordic walking, żeglarska. Należy do niego 80 osób.
Jak zmieniła się kwestia dostępności dla osób z niepełnosprawnością wzroku na przestrzeni lat?
Jest ogromna różnica między tym co było, a tym co jest teraz. Wiele rzeczy się zmieniło chociażby w samym Elblągu, dzięki naszym działaniom i programowi likwidacji barier architektonicznych w przestrzeni publicznej, począwszy od tego co zrobić gdy spotka się niewidomego na przystanku autobusowym czy tramwajowym, po oznakowania autobusów i tramwajów. Z dostępnością budynków w Elblągu też jest lepiej. Dworzec kolejowy ma nawierzchnię o zmienionych strukturach, zaś na dworcu autobusowym pomalowane zostały schody i czubki słupków na żółto, żeby były widoczne dla osób niewidomych..Elbląg wypada jednak średnio, na tle innych miast. Bardzo spodobały mi się dotykowe tablice informacyjne, rozmieszczone na wielu przystankach, które widziałam w Szczecinie. Podchodzi się do nich, dotyka i tablica czyta rozkład. Inny przykład: w Krakowie, w komunikacji miejskiej gdy podjeżdża autobus lub tramwaj, to nie w środku, lecz na zewnątrz słychać jakiej jest linii i dokąd jedzie.
Czy jest coś w przestrzeni publicznej, co aktualnie spędza Wam sen z powiek?
Marzyłaby mi się inna sygnalizacja dźwiękowa na przejściach dla pieszych, bowiem często niepełnosprawność wzrokowa sprzężona jest z innymi niepełnosprawnościami, nie zawsze sygnał słychać i nie zawsze sprawdzają się też przejścia dwuetapowe, jak chociażby to na skrzyżowaniu na ul.12 lutego. Wnioskowaliśmy do miasta o to, żeby było jednoetapowe, ale się nie udało. Jednak największym problem, nie tylko w Elblągu, ale całej Polsce są hulajnogi. Niestety, korzystający z nich ludzie najczęściej zostawiają je na środku chodnika i odchodzą, a my, niewidomi na nie wpadamy, więc jest to dla nas bardzo niebezpieczne. Niestety ani straż miejska, ani policja nie karzą za to, bo nie mają ku temu podstaw prawnych.
Co z obecnych udogodnień technologicznych jest dla Was szczególnie przydatne?
W tej dziedzinie bardzo dużo się zmieniło. Przede wszystkim telefony. Aktualnie każdy smartfon jest udźwiękowiony w obie strony, to dla nas duże ułatwienie. Możemy też dzięki temu korzystać z tłumacza. Mamy aparaty fotograficzne dla niewidomych, laski mówiące lub z czujnikiem, informującym, że jest przed nami przeszkoda, no i komputery – nie da się ukryć, mając programy udźwiękawiające, osoby niewidome, mogą dzięki temu pracować zdalnie.
Członkowie niestety się starzeją. Jakie widzi Pani wyzwania stojące przed elbląskim Kołem PZN?
Największym wyzwaniem przed jakim stoi nasza organizacja, to pozyskanie młodych członków. Niestety jako związek nie mamy za bardzo czym przyciągnąć młode pokolenie, dostęp do technologii mają często lepszy od nas, ofert pracy też za bardzo nie mamy dla nich. Obecnie 36 członków naszego Koła kształci się na różnych poziomach nauki w szkołach ogólnodostępnych, integracyjnych oraz specjalnych dla dzieci i młodzieży niewidomej i słabowidzącej. Wiemy, że są młodzi ludzie, którzy mogliby do nas należeć, ale większość z nich ma dzieci, pracuje i nie ma czasu. Czasami zwracają się do nas o pomoc, ale nie jako członkowie. Chcą wiedzieć, z czego mogą skorzystać, mając orzeczenie o niepełnosprawności. W tym roku trafiło do nas 7 takich osób.
Jakie ma Pani marzenia na przyszłość względem koła?
Marzyłoby się nam, aby dostać od miasta budynek w którym aktualnie urzędujemy w prezencie, za przysłowiową złotówkę. 3 lata temu wymieniliśmy okna, w tym roku chcielibyśmy wyremontować naszą świetlicę. W przyszłym roku kończy się umowa użyczenia i zobaczymy jak dalej będzie. Cieszymy się, że w ogóle mamy swoje lokum, bo większość kół w naszym okręgu albo nie ma go wcale albo wynajmuje pokoje. Koła ogólnie, borykają się z warunkami lokalowymi. My, jako koło mamy szczęście, bo jesteśmy w dobrym okręgu, takim, który współpracuje z kołami, a nie odwrotnie, gdzie działania i zadania są spójne, radości i smutki wspólne. W większości okręgów toczy się niestety rywalizacja. Mieliśmy w naszym okręgu dwóch dobrych przywódców, jeden zmarł w ubiegłym roku – Tadeusz Milewski, drugi – Piotr Łożyński, w tym roku. Myślę jednak, że to co zostało przez nich zbudowane przez te lata, nie zmarnuje się. Chciałabym również, żeby było więcej młodych u nas, raz żeby okuliści chcieli chętniej nami współpracować, bo z tym niestety mamy problem. Przydałoby się również więcej takich programów typu „Asystent osoby niepełnosprawnej. Żałujemy tylko, że możne on objąć opieką, tak małą liczbę osób. Korzysta z niego 14 naszych członków, a chętnych byłoby dużo więcej.