Andrzej Mielnicki
Urodzony 9 listopada 1945 roku w Ciechanowcu na Podlasiu i w tymże roku przyjechał do Elbląga. Mając rok zachorował na paraliż dziecięcy. W latach 1954 – 56 przebywał w Akademii Medycznej w Gdańsku. Po nieudanej operacji skazany na wózek inwalidzki do końca życia.
Autor setek wierszy i opowiadań, pamiętników, listów, bajek dla dzieci. Wielki miłośnik Elbląga, któremu poświęcił wiele wierszy i sztukę teatralną „O Dzielnym Piekarczyku”. W pierwszym okresie odbudowy Starego Miasta autor hasła „Stare miasto w ręce młodych”.
Z powodu postępującego zaniku mięśni w ostatnich 10 latach życia pozbawiony zupełnie władzy w rękach. Mimo swojej fizycznej ograniczoności żywo interesujący się wszelkimi zjawiskami kulturowymi i społecznymi. Dla wszystkich życzliwy, służący mądrą radą i duchową oporą. Jego heroiczna postawa wobec nieuleczalnej choroby przysparzała mu szacunek i podziw licznych przyjaciół i znajomych. Zmarł 24 maja 2008 roku pozostawiając testament, w którym prosił o wydanie swoich wierszy.
Starówka
Odbicie w moich wierszach niedzielnej podróży
Trudno dać jednoznaczne kontury wrażenia
Gdy w miejscu ożywionym trwa czas nieistnienia
I nic powrotu kształtów w to miejsce nie wróży.
Popatrz – świat zachowany w jednej kamieniczce
Zieloną pustką placów w dal się rozpościera
Miasto umarło w gruzach – jednak nie umiera
Fundament ocalały w prastarej uliczce.
Duże lipy posadzone tu kiedyś, przed domem
Chronią dziś drogę pustą znakiem zapytania
Nie wiem, czy piękno zawsze z ruin się wyłania.
I czy je zawsze trzeba zmieniać w gruzy ogromem
Niebo w gotyckich murach przegląda się wiekiem
Podziwiam gotyk nieba – choć jestem człowiekiem.
Kościół Świętego Mikołaja
Popatrz – wieża kościoła jak statek kosmiczny
Wyciąga swą iglicę w nieskończoność nieba
Od wieków śle sygnały, do Boga – tak trzeba
Aby świat mógł ocalić swój wymiar tragiczny.
Mocno się ziemi trzyma choć taka strzelista
Bryła zwieńczono ostro trójkątem trójkątów
Wziąć wielką bombę szczęścia i spaleniem lontu
Wysadzić, aby Ziemia była przeźroczysta.
Dajcie mi czas swój poznać, a poruszę ziemię
Wznosząc dla bogów szczęścia świątynie wspaniałe
Gdyż niebo jest na ziemi nieskończenie całe.
Ocalmy tylko siebie – uczuć swoich chemię
A wszystko będzie jasne, prawdziwe i trwałe
Wielkie – jak ludzkie życie i jak życie małe…
Brama Targowa
Czas rzucony w dal stworzeniem
W przestrzeń wnika twarda brama
Średniowiecznym rozwarstwieniem
W niebo dachem tłucze sennym.
Nogi stawia w łuk rozkroku
Pustką patrzy oczodołów
Ziemi bezkres widzi wokół
Owładnięta snem tajemnym.
Wdychaj cegło, tętno miasta
Niech cię to ożywi tchnienie
Przetnij łopatami dwiema
Średniowieczne swe milczenie.
Roześmianie
Popatrz – niebieski most zwodzony
Rozbrzmiewa kroków drzewnym echem
Złoci się błękit nieskończony
I świat dziś dźwięczy dziewcząt śmiechem.
Na lewo mury są Zamechu
W oddali wstęga łuku – most
Latarnie śmiechem się zielenią
Idźmy przed siebie – zawsze wprost.
Betonu jasnym rozciągnięciem
Nad rzeką bielą się bulwary
Na małe szczęście nie ma mocnych
Objęte, zwariowane pary.
W niedzielnym słońcu bez koszuli
Fantazja go młodzieńcza grzeje
A ona śmieje się i przytula
Bo przecież ciągle ma nadzieję.
Red. Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 4116