Po co nam polityka, skoro mamy siebie

Po co nam polityka, skoro mamy siebie
Fot. Adminstrator

Kłócimy się niemal codziennie, a najczęstszym tego powodem staje się m.in. polityka – wynika z badań opinii publicznej. Ostatnimi czasy spory te przybierają jednak na sile i coraz trudniej je opanować, nawet przy rodzinnym stole. Niemal każda rozmowa – czasami nawet o pogodzie, może sprowadzić się do zagadnień politycznych i wówczas się zaczyna…

Strony próbują bronić swojego zdania, często podnosząc głos lub obrażając przeciwników po drugiej stronie barykady. Pytanie tylko, po co? Polityka nigdy nie przyniosła niczego dobrego, a szczególnie jeśli chodzi o uprawianie jej przy rodzinnym stole. Zawsze uważałem, że polityk ma za zadanie powiedzieć nam to, czego oczekujemy – w taki sposób, by potem dać do zrozumienia, że go źle zrozumieliśmy. Nie oznacza to, że sam nie ulegam tym emocjom. Otóż tak, lecz coraz częściej wychodzę z założenia, że łatwiej będzie mi bez tych nerwów, przecież szkodzę tym tylko sobie i swoim najbliższym. Nikogo, kogo te moje nerwy dotyczą, i tak one nie obchodzą. Jestem zwykłym szarakiem, który może sobie tylko pogadać, podenerwować się, a „państwo na górze” i tak zrobią to, co będą uważali za słuszne. W końcu nie od dziś wiadomo, że nie znalazł się jeszcze taki – a w polityce tym bardziej – co by wszystkim dogodził.

Nie oznacza to jednak, że w środowisku osób niepełnosprawnych i ich rodzin nic się nie zmienia. Zmienia się, coraz więcej. Jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, lecz małymi krokami – niestety często wymuszonymi na politykach przez środowiska wspierające osoby niepełnosprawne – dochodzimy do sytuacji, kiedy możemy powiedzieć: jest lepiej. Zmienia się nie tylko prawo, ale i w dużej mierze mentalność nas samych. Niepełnosprawność przestaje być tematem tabu, mówi się o niej już nie tylko w kontekście wyciskających łzy reportaży, lecz także przez pryzmat sukcesów tychże osób – które to sukcesy, jak zawsze powtarzam, czasami wydają się trudne do osiągnięcia dla osób zdrowych. W ubiegłym roku pisałem między innymi o tym, że udział osób niepełnosprawnych w wielu programach rozrywkowych ma na celu przyciągnięcie publiczności przed ekrany, lecz w perspektywie czasu zdaję sobie sprawę – i staram się w to wierzyć – że to kolejna ze zmian, która zachodzi w naszej świadomości. Takie osoby, poprzez udział w programach, wychodzą jakby z podziemia – nie boją się, że zostaną negatywnie odebrane. Świat przestaje powoli idealizować rzeczywistość pokazując tym samym, że oprócz osób zdrowych są też inni – nierzadko bardziej „piękni” wewnętrznie, ale i zewnętrznie, niż osoby zdrowe. To przełamanie pewnych barier, które jeszcze do niedawna tkwiły niemal na każdym kroku i w mentalności wielu ludzi zdrowych, jest światełkiem w tunelu, że długoletnia integracja obu środowisk przynosi skutki. Już dziś w bardzo wielu szkołach mamy klasy integracyjne, w których to dzieci od najmłodszych lat przebywają z osobami niepełnosprawnymi. Dla nich koledzy z różnymi dysfunkcjami są równi z nimi. Fakt, że wymagają często większej uwagi, pomocy – w nikim nie wzbudza śmiechu ani odrzucenia. Wzajemnie sobie pomagają, uczestniczą w zajęciach szkolnych i pozalekcyjnych. Od kilku numerów pokazujemy to w naszej wkładce – „Razem z Tobą przy tablicy”. Zainteresowanie naszym pomysłem oraz skala działań poszczególnych placówek przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Ktoś powie: cóż, szkoły mają darmową promocję, to z tego korzystają. Tak, promują się, ale są rzeczy, które warto i trzeba promować. Gdyż to od nas samych zależy, w jakim kraju będziemy żyli, w jakim środowisku, jakie będzie to nasze życie. Każdy z nas tworzy swoją małą ojczyznę, tworzy to dobro, którego coraz więcej wkoło. Nie politycy, a my.  

  Rafał Sułek  Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 13429

Print Friendly, PDF & Email