Gdańsk: Dać nadzieję Ukrainie – wyruszył 14 konwój humanitarny. Pod Bachmut, blisko linii frontu

Gdańsk: Dać nadzieję Ukrainie – wyruszył 14 konwój humanitarny. Pod Bachmut, blisko linii frontu
Fot. Dominik Paszliński

Z gdańskiej Osowy wyjechał 14. konwój z pomocą humanitarną dla walczących na froncie Ukraińców. – My jesteśmy tylko forpocztą, ale to wspólny wysiłek gdańszczan, że tyle pomagamy – mówi kierujący konwojem Bartosz Piotrusiewicz, prezes Gdańskich Usług Komunalnych. W miejscowości Drużkiwka, 30 km od Bachmutu, powinni znaleźć się w sobotę.

Nie warto wierzyć elektronice

To już 14 konwój z ludźmi i sprzętem, który jedzie z Gdańska na wschód, na pomoc walczącym Ukraińcom. Już w marcu 2022 w transporcie czterech TIR-ów do Lwowa znalazły się m.in. środki medyczne, które przekazała firma Affordable Medicines Europe. W grudniu 2022 dzięki hojności gdańszczan, w ramach akcji „Gdańsk pomaga Ukrainie”, zakupiono 19 generatorów prądu o różnej mocy i cztery namioty grzewcze. Sprzęt pojechał do Lwowa, Chersonia i Charkowa. W organizacji konwojów Miasto wspiera Fundacja Gdańska.

Obecny konwój prowadzi już po raz 10. Bartosz Piotrusiewicz, prezes Gdańskich Usług Komunalnych. W jego załodze są jeszcze trzy osoby. Dwoje z nich – Patrycja i Daniel – również pracują w miejskiej spółce i są zaprawieni w takich wyprawach, Małgorzata Bukowska – lekarka stomatologii – jest nowicjuszką.

Od pierwszych dni wojny w pomoc walczącej Ukrainie zaangażowany jest cały zespół Gdańskich Usług Komunalnych. 

– Uczestniczymy z całym zespołem w tej walce – przyznaje Piotrusiewicz. – To się zaczęło wtedy, gdy trzeciego dnia wpatrywania się w ekran telewizora powiedziałem sobie: “stop, trzeba coś zrobić, zmotywować ludzi wokół”. I to świetnie zadziałało. Ludzie poczuli, że mają jakąś sprawczość: dziewczyny z biura oklejały paczki, robiły napisy po ukraińsku. Każdy miał i ma swój wkład. 

Pakują się. Wyjazd zaplanowano za pół godziny. Przed nimi dwa, trzy dni drogi na Wschód, do Donbasu. 

– Miejscowość Drużkiwka leży na południe od Kramatorska i Słowiańska, w odległości 30 km od Bachmutu. Pojedziemy przez Kijów i Charków. Na miejscu powinniśmy być w sobotę – mówi szef miejskiej spółki. 

“Sprzęt, leki, jedzenie, środki higieniczne…” 

Piotrusiewicz z pomocą dla Ukrainy jedzie już po raz dziesiąty, ale po raz pierwszy tą trasą i po raz pierwszy zapuszczają się tak daleko. Wcześniej wyładowywali ładunki w Irpieniu pod Kijowem czy Czerniowcach. Stamtąd, w najbardziej poszkodowane, wyzwolone spod okupacji rosyjskiej miejsca, rozwozili je już lokalni wolontariusze.

– To nie są bezpieczne tereny, ale życie jest niebezpieczne generalnie, i kończy się zawsze tak samo – uśmiecha się Bartosz Piotrusiewicz. – Ale w swoim wariactwie jesteśmy rozsądni. Nie wybieramy się w miejsca, gdzie jest super niebezpiecznie, nie będziemy na pierwszej linii frontu, tylko na jego zapleczu. W Irpieniu dosiądzie się do nas dwoje wolontariuszy, którzy będą pilotami na tych Dzikich Polach, jakby to powiedział Sienkiewicz. Osoba, która dobrze zna teren jest tam niezbędna, bo nie wszyscy o tym wiedzą, ale rosyjskie systemy walki elektronicznej zniekształcają sygnał GPS, który prowadzi potem prosto na pozycje rosyjskie. Więc niespecjalnie należy ufać tam elektronice.

Konwój zapakowany jest tym, co na wojnie teraz najpotrzebniejsze: leki, jedzenie, środki higieniczne. Dla żołnierzy i dla zwykłych ludzi.

Bartosz Piotrusiewicz: – Spotkamy się tam z żołnierzami z batalionu Ajdar i 57, które bronią dzielnie frontu w tamtym odcinku Donbasu. Wieziemy im trochę sprzętu i 2 tysiące racji żywnościowych dla żołnierzy. Leki, trochę sprzętu medycznego, opatrunkowego, materiały higieniczne do wykorzystania na froncie, jak chusteczki higieniczne czy szampony. Wieziemy sporo pomocy humanitarnej dla ludzi – ubrania, które zostały ofiarowane w ciągu ostatnich tygodni przez gdańszczan. Przekażemy je najbardziej potrzebującym, którzy potracili cały majątek swojego życia.

To, co znajduje się każdorazowo na TIRach zawsze jest przemyślane. I konsultowane z tymi, którzy jej potrzebują. 

– Zawsze przed planowaniem konwoju, prosimy o “listę życzeń” ze strony głównego adresata, którą są jednostki wojskowe – tłumaczy Piotrusiewicz. – Ona jest nieskończona, bo to nie jest tak, że oni mają wszystkiego w brud, a Ruskim wszystkiego brakuje. To są żołnierze, którzy często z własnych środków muszą pozyskiwać np. rękawice taktyczne, taki sprzęt też im wieziemy. Ale też takie drobiazgi, jak repelenty na komary i kleszcze. Ci ludzie przecież siedzą w okopach, w trawie. Chociaż to najmniej groźne użądlenie, którego mogą tam doświadczyć. 

– Spinamy potem te potrzeby z tym, co uda nam się pozyskać od sponsorów, współpracujemy bardzo blisko z Fundacją Gdańską i stąd obrandowanie “Gdańsk pomaga Ukrainie”. My jesteśmy tylko forpocztą, ale to wspólny wysiłek gdańszczan, że tyle pomagamy – dodaje.

Skąd w tej akcji Gdańskie Usługi Komunalne?

Bartosz Piotrusiewicz: – Zaraz po wybuchu wojny, zanim wykrystalizowała się bardziej instytucjonalna pomoc, GUK były takim “wehikułem pomocy”. Cały zespół się zaangażował i wraz z przyjaciółmi, przy współpracy z Konsulatem Ukraińskim w Gdańsku, konwoje były kierowane na Wschód. Udało nam się wysłać w tym czasie 11 TIR-ów z pomocą medyczną. Co ciekawe, mniej więcej rok temu, jeden z naszych TIRów dotarł z medykamentami do Bachmutu, do tamtejszego szpitala. Niestety, ten budynek już prawdopodobnie nie istnieje.

Gdańskie dobre kontakty z Ukraińcami sięgają jeszcze czasów sprzed wojny.  Tworzyły się podczas pokojowej współpracy, przy wymianie doświadczeń w budowaniu samorządu.

– Jeszcze przed wojną miałem tam sporo przyjaciół – mówi Bartosz. – Już w czasach studenckich, m.in. z Jackiem Bendykowkim [prezesem Fundacji Gdańskiej] jeździliśmy na Ukrainę szkolić samorządowców. Byłem wtedy młodym radnym Miasta Sopotu, w czasach Sejmiku również utrzymywaliśmy dobre kontakty z obwodem odeskim. Ta sieć kontaków była dość spora. Jeśli jest jedna pozytywna rzecz wynikająca z tej trageii wojny, to fakt, że pewnie nigdy nie poznałabym tak wielu tak zaangażowanych i tak cudownych ludzi, jak podczas tych naszych wyjazdów. I to napewno będą przyjaźnie na całe życie.

“Wieziemy trochę nadziei”

Wojna trwa już ponad rok. To długo. Do wszystkich głów i serc powoli wkrada się zmęczenie. Lęk o to, co będzie z nami, już tak nie doskwiera. Bardziej męczy nas inflacja, doraźna polityka i jesteśmy coraz mniej skłonni do poświęceń. Dlaczego więc, zamiast siedzieć w bezpiecznym domu, gdańszczanie pakują kolejne samochody i jadą na Wschód?

Bartosz Piotrusiewicz chwilę się zastanawia. – Pamiętam, jak rok temu w czerwcu, rozdawaliśmy pomoc humanitarną, 600 paczek, w dwutysięcznej Andrijiwce pod Kijowem, okupowanej wcześniej przez Rosjan. O tej wiosce było dość głośno, bo jakiś czas później zidentyfikowano zbrodniarzy wojennych, którzy zamordowali tam 16 osób. Wjechaliśmy tam, a przed jedną z chałup siedzi starsza kobieta z wnuczką, chyba 6-letnią. Przypomniało mi się, że mam na pace, ktoś ją ofiarował, zapakowaną w pudełko lalkę Barbie. Dałem dziewczynce tę lalkę. Dziecko tuliło się do mnie chyba z pół godziny. I wszyscy płakaliśmy: babcia, Patrycja i ja.

– Jesteśmy trochę na osobistej wojnie z Federacją Rosyjską, myślę że jak wielu z nas – dodaje. – Nie składamy broni. Powiem tak, dla nas tam jadących i dla wszystkich, którzy pomagają, wspierają i pamiętają o tragedii tej wojny, to rodzaj zbiorowej terapii. Poczucie, że nie jesteśmy bierni wobec jej okropieństw, tylko robimy coś, żeby w tym morzu zła znalazła się odrobina nadziei. I staramy się trochę tej nadziei, i pomocy, tam zawieźć. I jest jeszcze jedna ważna rzecz. Tam gdzie jedziemy, docierają już tylko Polacy. Jesteśmy jedynymi obcokrajowcami. Siadamy z tymi ludźmi, rozmawiamy… Taka chwila daje im poczucie, że nie są w tej tragedii sami. Oni mówią, że wsparcie psychiczne jest im bardzo potrzebne, uskrzydla do walki i oporu. Walki o ich niepodległość, a zgodnie z doktryną Giedroycia: ”nasza niepodległość nie może istnieć bezpiecznie bez ich niepodległości”.

Wsparcie finansowe wciąż możliwe jest poprzez stronę internetową Fundacji Gdańskiej: ukraina.gdanskpomaga.pl

Na zdjęciu: Wyjazd konwoju z pomocą humanitarną dla Ukrainy z siedziby spółki Gdańskie Usługi Komunalne, przy ul. Konnejfot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

 

Print Friendly, PDF & Email