Elbląg: Szpital okaleczył mnie na całe życie

Elbląg: Szpital okaleczył mnie na całe życie
Fot. Adminstrator

Tego feralnego dnia miał lecieć za ocean na kolejny spawalniczy kontrakt. Pech chciał, że gdy schodził po schodach do czekającej na niego taksówki, na przedostatnim schodku noga zaplątała mu się w tralkę przy balustradzie na klatce schodowej na tyle niefortunnie, że pękła mu kość udowa. Pogotowie zabrało go do szpitala i jak wspomina 59–letni Janusz Lewandowski z Elbląga, od tego momentu zaczęła się jego gehenna.

Wypadek wydarzył się w maju 2016 r. Od tego momentu życie Pana Janusza na zawsze zmieniło swój bieg i nie wróciło już na dawne tory.

– Pracowałem w serwisie mechanicznym na liniowcach pasażerskich, gdyż z zawodu jestem monterem–spawaczem konstrukcji okrętowych. Zjechałem przez to prawie cały świat. Odwiedziłem prawie 160 lotnisk. Zarabiałem dość dobrze. Nie mogłem narzekać. Teraz z poprzedniego życia pozostał tylko cień, zostałem okaleczony na całe życie. Nigdy bym nie przypuszczał, że trafiając do szpitala ze złamaniem, wyjdę z niego… z amputowaną nogą – mówi rozżalony Janusz Lewandowski.

Noga bolała coraz bardziej

Pogotowie zaraz po wypadku, zabrało Pana Janusza do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu. Okazało się, że złamanie jest na tyle poważne, że wymaga interwencji chirurgicznej. Operacja udała się. Noga została „ześrubowana” i umieszczona w aparacie Lizarowa [od red. specjalny stabilizator].

–  Moje łóżko nie było zabezpieczone żadnymi barierkami, a leki, które otrzymałem w nocy, wywołały u mnie tak silny wstrząs, że spadłem z łóżka niestety na zoperowaną wcześniej nogę – tłumaczy Janusz Lewandowski.

Odbył się kolejny zabieg, podczas którego zespolono uszkodzoną kość i włożono nogę w gips.

– Wyszedłem ze szpitala z zaleceniem robienia zastrzyków przeciwzakrzepowych w brzuch. Gips miałem założony tak wysoko, że musiałem odłamywać jego kawałki, żeby móc sobie je zrobić. Czułem jednak, że coś jest nie tak, gdyż noga coraz bardziej mnie bolała, dlatego, że zaczęła już gnić. W całym mieszkaniu unosił się taki smród, jakby się ludzkie ciało rozkładało – opowiada.

Lekarze niestety zainterweniowali dopiero wtedy, kiedy przez gips zaczęła sączyć się ropa z krwią. Pobrany przez nich wymaz potwierdził zarażenie gronkowcem złocistym i jeszcze dwoma innymi bakteriami. Oczyszczono mu rany i założono ponownie gips.

– Spędziłem 3 tygodnie w izolatce, leżąc na wznak. Myślałem, że zwariuję. Jak na miejsce w którym powinno być sterylnie, miałem wrażenie, że nie było odpowiednio dezynfekowane. Nie czułem, że jestem tam pod należytą opieką. Dlatego na własne życzenie wyszedłem na parę dni do domu. W międzyczasie czekałem na odpowiedź ze Szpitala ze Szczecina, w którym jest bank żywych tkanek i może bym został tam przyjęty, gdybym nie miał gronkowca – wyjaśnia Janusz Lewandowski.

Traumę przeżywa do dziś

Gdy po raz drugi zdjęli mu gips, lekarze stwierdzili, że jest już za późno. Porobiły się odleżyny,  doszło do martwicy łydki i nogi nie da się już uratować. Amputacja była ich zdaniem jedynym rozwiązaniem.

– W jednym momencie cały świat przewrócił mi się do góry nogami. Jednak dopiero w domu dotarło do mnie, że zostałem kaleką. Masz świadomość, że byłeś sprawny i zdrowy jak ryba i nagle czujesz się tak, jakby ktoś zabrał ci część ciebie. I mimo że od wypadku minęło sporo czasu, traumę przeżywam do dziś. Nie mogę wciąż pogodzić się z tym, że tej nogi już nie mam. Jestem dziadkiem dwójki wnucząt, które są moim oczkiem w głowie i to m. in. dzięki nim i swojej najbliższej rodzinie totalnie się jeszcze nie załamałem – tłumaczy Janusz Lewandowski. – Od tego czasu jestem na silnych lekach psychotropowych, bo tylko dzięki nim mogę normalnie zasnąć, gdyż wciąż zmagam się z  bólami fantomowymi, uprzykrzającymi mi normalne funkcjonowanie. Przypuszczam także, że moją nogę ucięto nieprawidłowo. Kość udowa powinna znajdować się w środku pierścienia, który montuje się w kikucie i nie powinna być wyczuwalna. U mnie natomiast jest jakby trochę z boku i czuję ją tuż pod samą skórą – mówi rozgoryczony Pan Janusz.

Amputowana kończyna to jednak nie jedyny problem zdrowotny, z którym zmaga się mężczyzna. Ma problemy z oczami, a w innym elbląskim szpitalu musiał przejść dodatkowo operację ręki, którą podczas wspomnianego wcześniej upadku na schodach uderzył o ścianę. W jego wyniku został uszkodzony nerw, powodując zesztywnienie 4 palców u rąk, którymi przez długi czas nie mógł poruszać.

– Niestety w Szpitalu Wojewódzkim nie zadbano o to kompletnie. Leżałem tam prawie 4 miesiące. Przez ten czas ręka zdążyła mi się już krzywo zrosnąć – wspomina Pan Janusz.

 Umiesz liczyć, licz na siebie

Od momentu wypadku Pan Janusz nie pracuje. Pieniądze rozeszły się na bieżące wydatki. Nie ma żadnego źródła dochodu. Utrzymuje się z żoną z jej zasiłku przedemerytalnego oraz  zasiłku pielęgnacyjnego, za nieco ponad tysiąc złotych miesięcznie. ZUS nie przyznał mu renty, gdyż w ostatnich latach nie był zatrudniony w oparciu o umowę o pracę, tylko o umowę o dzieło, bowiem pracował od kontraktu do kontraktu.

– Kto zatrudni w Elblągu osobą po amputacji nogi i to jeszcze w moim wieku? – pyta ze smutkiem w głosie Janusz Lewandowski. – Zostało mi niecałe 6 lat do emerytury,  jaka czeka mnie przyszłość? Zostałem okaleczony do końca życia. Nie widzę na razie dla siebie żadnych perspektyw. Lekarz orzecznik w ZUS przyznał mu I grupę inwalidzką, ale tylko na rok, tak jakby założył, że noga przez rok mi odrośnie – dodaje.

Pan Janusz mieszka na 3 piętrze, w bloku bez windy. Wychodzi rzadko, z reguły kiedy musi załatwić coś w urzędzie lub ma umówioną wizytę u lekarza. Bardzo ubolewa nad tym, że nie ma odpowiedniej protezy, która pozwoliłaby mu na większą samodzielność.

– Mam aktualnie dwie protezy. Pierwsza, wstępna służyła mi tylko do nauki chodzenia. W międzyczasie  złożyłem także wniosek na drugą, modularną, z którą mogę chodzić  tylko o kulach. Niestety staw kolanowy w tej protezie jest niefunkcjonalny, gdyż nie ma możliwości regulacji, a jego wymiana nie jest refundowana przez NFZ. Aby zakupić lepszy, potrzebowałbym 6 tys. zł, a takich środków finansowych nie mam. To nie jest nawet średnia półka, bowiem staw kolanowy, hydrauliczny z prawdziwego zdarzenia, to koszt rzędu 80 tys. zł – zaznacza mężczyzna.

 Odpowiednia proteza pozwoliłaby chociaż częściowo zrekompensować poniesione przez Pana Janusza straty, dzięki niej z pewnością zwiększyłby swoje szanse na znalezienie zatrudnienia.

– Chciałbym znów być czynny zawodowo, ale w obecnej sytuacji nikt mnie nie zatrudni. Gdybym miał odpowiednią protezę, mógłbym być bardziej samodzielny i niezależny, co przełożyłoby się na podjęcie pracy i znacząco poprawiłoby komfort mojego życia – podkreśla mężczyzna.                                                                                                 

W odpowiedzi Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu na naszą prośbę o komentarz w tej sprawie czytamy ”ubezpieczyciel szpitala  prowadził postępowanie likwidacyjne w sprawie pacjenta, nie wykazało ono jednak odpowiedzialności po stronie szpitala”.

Pan Janusz, mimo przeciwności losu, nie poddał się. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć o odszkodowanie na drodze sądowej. Rozprawa odbędzie się  tuż przed świętami.

– Mam żal do szpitala, że zupełnie się tym nie przejął, a to przecież z ich winy zostałem okaleczony na całe życie – podsumowuje Janusz Lewandowski.

 Do sprawy jeszcze powrócimy.                                                                                                        

  Aleksandra Garbecka Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 17135 

Print Friendly, PDF & Email