„Podstawowym powołaniem kobiety, jakim Bóg ją obdarzył jest jej macierzyństwo, gdyż człowiek może w pełni realizować się tylko przez bezinteresowny dar z siebie dla drugiego człowieka i zrodzonego z ich miłości dziecka.” http://mateusz.pl/mt/jsz/05.htm
Panią Danusię poznałam około 10 lat temu, dzisiaj to najsympatyczniejsza sąsiadka z tej samej klatki schodowej. Osoba mądra, wrażliwa, matka dwójki dzieci, które wychowuje z mężem, znanym już w Elblągu działaczem „Solidarności” należącym do Polskiego Związku Niewidomych. Oprócz zalet osobistych pani Danusia posiada piękny sopran, aż szkoda, że nie śpiewa w żadnym z miejscowym chórów.
– Pani Danusiu jest pani matką, której macierzyństwo od początku nie należało do łatwych. Czy może pani coś o tym opowiedzieć?
– To prawda, nie należało do łatwych, ponieważ jestem osobą od dzieciństwa słabowidzącą. Dodatkowo każdy wysiłek sprawia, że pękają mi naczyńka krwionośne w oczach. Nawet zwykłe wydmuchanie nosa jest dla mnie problemem. Przyznaję więc, że bałam się ciąży i porodu.
– Mimo to urodziła pani dwójkę dzieci?
– Tak, ale musiałam rodzić przez cesarskie cięcie, inaczej mogłabym na skutek dużego wysiłku zupełnie stracić wzrok. Ani razu jednak nie przyszła mi do głowy myśl, żeby przerwać ciążę.
– Jak pani, jako osoba słabowidząca radziła sobie potem z wychowaniem dzieci?
– Radziłam sobie, mimo, że przy pierwszym dziecku jeszcze pracowałam, wzięłam tylko trochę dłuższy urlop macierzyński i rok wychowawczego, potem sama odprowadzałam córkę do żłobka i do przedszkola. Z synem było łatwiej, nie musiałam już pracować, bo mąż zarabiał na dzieci, poza tym utrzymywaliśmy się z renty mojej i jego. Starałam się dopilnować, żeby dzieci miały odrobione lekcje, żeby były czysto i schludnie ubrane, żeby nie łobuzowały. Oczywiście pomagał mi w tym mąż. Przyznaję, że czasem, nie było to łatwe.
– Jakie najczęstsze zmartwienia musi pokonać matka ?
– Największym zmartwieniem jest zdrowie dzieci. Moich nie ominęły żadne choroby wieku dziecięcego. Wiele nocy i dni spędzić nieraz musiałam przy łóżeczku gorączkującego syna lub córki i dużo czasu w kolejkach do lekarza. Na szczęście dzieci wyrosły i teraz chorób jest dużo mniej.
– A co może pani powiedzieć o dniu dzisiejszym ?
Córka już pracuje, syn uczy się i pracuje. Jest nam lżej i chyba dobrze wychowaliśmy dzieci, bo słuchały nas, nie chodziły na wagary, jak miały problemy to prosiły o pomoc w ich rozwiązywaniu. Dbałam też o katolickie wychowanie dzieci, dzisiaj chodzą z nami do kościoła. Na co dzień pomagają w przygotowaniu posiłków, w robieniu opłat.
Może życie bez dzieci byłoby lżejsze. Mimo kłopotów i zmartwień jednak wiem, że życie bez dzieci byłoby smutne, a tak, być może będą wnuki a z nimi nowe radości. Jako babcia będę mogła służyć dzieciom radą, pokołysać wnuki. DS Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 5450