Wczoraj, 21 marca w wieku 91 lat zmarł hm. Jerzy Światkowski, pionier Elbląga, założyciel harcerstwa w powojennym Elblągu, później komendant hufca ZHP, a w latach 90-tych przewodniczący Koła Pionierów Elbląga im. Mieczysława Filipowicza.  Uroczystości pogrzebowe odbędą się w sobotę, 23 marca o g. 13:30 w kościele Wszystkich Świętych przy ul. Agrykola. Przypominamy wywiad, którego udzielił naszej gazecie w roku 2009 roku.

Dokładnie 64 lata temu, w marcu 1945 roku, do Elbląga przybyło 18 członków z Morskiej Grupy Operacyjnej. Byli jednymi z pierwszych Polaków w ówczesnym Elblągu. Ich zadaniem było zabezpieczenie wszystkich strategicznych dla miasta obiektów przed dewastacją. Wraz z nimi ściągnęli z różnych zakątków Polski i Europy, a także pobliskich miejscowości pierwsi nowi mieszkańcy Elbląga. Dziś tworzą Koło Pionierów Elbląga, do którego od samego początku istnienia, tj. 19. grudnia 1994 roku należało 81 osób, ale faktyczna ich liczba nie jest znana. To właśnie oni podejmowali szaleńczy trud, by podźwignąć miasto ze zniszczeń wojennych, organizując dla siebie i swoich rodzin nowe życie w nowym miejscu. Teraz są to już osoby w podeszłym wieku i mają wreszcie czas dla siebie, zachowując też w pamięci tych, którzy już odeszli… Rozmawia Agnieszka Światkowska. 

O tym jak wyglądało życie w Elblągu tuż po wojnie i o działalności Pionierów w mieście opowiada Jerzy Światkowski – Prezes Stowarzyszenia Koła Pionierów Elbląga.

Czy pamięta Pan dzień kiedy tu przybył?

Oczywiście. Najpierw ze swoimi rodzicami przez kilka lat, tuż po przesiedleniu na rozkaz Niemców spod Torunia (w czasie okupacji w 1941r.)mieszkaliśmy w Myślęcinie pod Elblągiem (dawniejsze Prusy Wschodnie). Tam pracowałem jako 14-letni chłopak u Niemca –  rolnika-ogrodnika. Tuż po wyzwoleniu Elbląga w styczniu 1945 roku przybyli do nas radzieccy żołnierze i zorganizowali w naszej wsi coś w rodzaju magazynu żywca. Po zdobyciu miasta, przyjechał do nas rosyjski komendant wojenny płk Nowikow na inspekcję zasobów bydła. Potrzebował tłumacza. A że ja dobrze znałem niemiecki i kilka słów po rosyjsku, pojechałem z nim do Elbląga. Rodzice się zgodzili. Obiecałem im, że po nich wrócę, jak tylko do miasta zaczną przyjeżdżać Polacy. W Elblągu pracowałem w komendanturze wojskowej w charakterze tłumacza rosyjsko – niemieckiego.

Jak wtedy wyglądało Pana życie?

Byłem młody i pełen zapału do pracy. Nie myślałem o tym, by żyło mi się wygodnie, bo wiedziałem, że tak nie będzie. Mieszkałem razem z oficerami rosyjskimi i Jugosłowianinem, który też nieźle mówił po niemiecku. Funkcję tłumacza pełniłem niedługo, dopóki do miasta nie przybyła Morska Grupa Operacyjna. Miałem taką umowę między mną a komendantem wojskowym, że będę tłumaczem dopóki w Elblągu nie pojawią się inni Polacy i tak też się stało. Zostałem zwolniony z obowiązków tłumacza i pojechałem z członkami Grupy Operacyjnej, których zadaniem było wyzwolenie elbląskiego portu. Ich siedziba mieściła się na Osiedlu Marynarzy. Niemal z miejsca zostałem powołany przez komendanta Straży Portowej por. Antoniego Hellmanna w szeregi oddziału. Wtedy też sprowadziłem moich rodziców do miasta. Było to ok. 19 marca 1945 roku. Byliśmy pierwszą pełną polską rodziną w mieście.

A rzeczywiście, kto tu jeszcze mieszkał?

Pod koniec wojny było tzw. pospolite ruszenie i szczególnie tych młodych Niemców między 20 a 50 rokiem życia wypchnięto do walki. Niewielu ich zostało. 2 tysiące było na usługach Polaków, szczególnie kobiety i ci starsi – fachowcy, którzy byli w posiadaniu planów miasta. Oni nam pokazywali gdzie są ujęcia wody, urządzenia kanalizacyjne, gdzie i jakie znajdowały się instytucje zarządzające miastem.

Pamięta Pan swój pierwszy dom?

Tak. Zaraz po przyjeździe do Elbląga, wtedy wszystko było opustoszałe, wszystkie mieszkania, więc było w czym wybierać. Mieszkaliśmy w domu przy ul. Pionierskiej. Praktycznie do dnia dzisiejszego nic tam się nie zmieniło.

Pionier na Pionierskiej. Ciekawy zbieg okoliczności.

Tak. (uśmiecha się)

Co potem Pan robił? Bo rozumiem, że trzeba było gdzieś pracować, znaleźć środki na utrzymanie, jedzenie i inne rzeczy niezbędne do życia.

W 1952 roku, zostałem wysłany przez ówczesne władze, z nakazem pracy, do…  Nowej Huty. Miałem wyjechać, ale tak się nie stało, gdyż zachorowałem na gruźlicę. Trwało to kilka lat. Przeleżałem trochę czasu w sanatorium w Prabutach i doszedłem do siebie. Zostałem w Elblągu. Jeszcze w trakcie nauki w Technikum Budowy Maszyn na wydziale budowlanym (dziś Technikum Mechaniczne) pracowałem w Centralnym Biurze Projektów jako kreślarz. Szef tego biura prowadził wykłady w Technikum, podobało mu się jak kreślę, więc mnie zatrudnił na pół etatu. Inwentaryzowałem stare budynki, odtwarzałem ich stan faktyczny. Potem pracowałem w Zamechu jako budowlaniec, a także byłem w tajnej komisji, która zajmowała się wyrabianiem „paszportów pracowniczych”, dziś powiedzielibyśmy po prostu legitymacji służbowych. Potem zatrudniłem się w PBROLu, tj. Przedsiębiorstwie Budownictwa Rolniczego.

Przejawiał Pan również ambicje społeczno – organizacyjne. Wiadomo, że jest pan pionierem jeśli chodzi o działalność harcerską na tych terenach.

We wrześniu 1945 roku założyłem pierwszą w powojennym Elblągu drużynę harcerską, która działała przy Szkole Podstawowej Nr 2. To były wspaniałe czasy. Byłem czynnym harcerzem, potem komendantem hufca. I tak do 1992 roku.

Kiedy w Elblągu zaczęły kształtować się pierwsze organizacje pionierskie? Czy takie koła działały od samego początku?

Tak, ale to były takie lokalne związki działające przy zakładach pracy, m.in. w Zamechu, w elektrowni, na poczcie. To mi przypomina, że Lech Baranowski, jeden z dzisiejszych członków Koła, dzięki własnej pomysłowości i determinacji uruchomił pierwszy Urząd Pocztowy w Elblągu przy ul. Kajki 1. Pierwsze 50 listów dostarczył do Tczewa na rowerze, skąd udał się do Bydgoszczy, by zdać sprawozdanie z uruchomienia urzędu pocztowego w Elblągu. Sam wykonał także pierwszą pieczątkę z gumy, na której skalpelem chirurgicznym wyciął treść. Dzięki zorganizowanemu własnymi siłami transportowi jeździł po mieście ściągając niemieckie skrzynki, aby je przemalować i umieścić napis Poczta Polska. Konno dostarczał pocztę do Malborka, a po uzyskaniu samochodu do Bydgoszczy, Gdańska i Inowrocławia. Dzięki niemu zostały uruchomione w terenie kolejne oddziały pocztowe. To również on podłączył pierwsze telefony do takich instytucji, jak Urząd Miejski, Milicja i Urząd Bezpieczeństwa (wcześniejsza centrala została zniszczona przez Niemców). Od 1995 roku jest Honorowym Obywatelem Elbląga.

Niesamowita historia. Pan Baranowski żyje, mam nadzieję?

Tak i ma się świetnie.

Jak doszło do zawiązania Stowarzyszenia Koła Pionierów?

Sama inicjatywa powstania Koła zrodziła się w lutym 1994 roku na spotkaniu z ówczesnym Prezydentem Elbląga Józefem Gburzyńskim. Sama formacja zakładała udział tylko tych, którzy osiedlili się na tych terenach przed 1 styczniem 1946 roku, a więc od razu po wojnie. Po kilku miesiącach w sprawę włączył się ówczesny Senator Józef Kuczyński. Na spotkaniu w jego biurze 19 grudnia 1994 roku uformowała się grupa inicjatywna powstającego Koła. Tworzyli ją: Mieczysław Dzierzba, wybrany na Przewodniczącego Koła, Halina Marczak, Jan Zawodniak, Lech Baranowski i Zygmunt Cholewa. Nie było nas wielu. Do dnia dzisiejszego nie wiem dokładnie ile osób w tym czasie tu przybyło. Do Koła zapisało się 81 dzisiejszych elblążan. Potem, tj. w styczniu 1995 roku opracowano statut Koła, opracowano ankiety personalne, zaś 24 marca odbyło się walne zebranie, założycielskie Koła, na którym przyjęto statut i imię patrona stowarzyszenia.

A właśnie. Dlaczego akurat imienia Mieczysława Filipowicza?

On był wielkim działaczem zawodowym i społecznym, animatorem późniejszego Zamechu.  Organizował zatrudnienie do przejętej stoczni Schichau’a. Już pod koniec czerwca 1945 roku pracowało tam 480 osób. Z gruzów wydobywał resztki maszyn, klika spalonych obrabiarek, które naprawiono, a także dzięki niemu udało się odzyskać część wiertarek, pras, dużą strugarkę, suwnice i wiele innych rzeczy. Dzięki niemu wielu mieszkańców naszego miasta mogło spokojnie żyć.

Czy Pan od samego początku pełni funkcję Prezesa stowarzyszenia elbląskich pionierów?

Właściwie to tak, ale to przez przypadek(uśmiecha się). Na początku byłem tylko w składzie Zarządu, a oprócz mnie również: Tadeusz Brzozowski, Franciszek Gutowski,Maria Słoniewicz, Wacław Kostrzycki,Leon Paszkowski i Franciszek Gutowski. Pierwszym Prezesem, przez krótką chwilę, był Tadeusz Brzozowski, ale zrezygnował. Na drugiego Prezesa wybrano mnie.

Jakie cele jako stowarzyszenie sobie stawiacie od samego początku działalności?
Przede wszystkim skupiliśmy się na organizowaniu i integracji Pionierów Elbląga, tj. obywateli polskich, którzy przybyli do Elbląga do końca 1945 roku i swoją pracą i działalnością w istotny sposób przyczynili się do rozwoju miasta po wyzwoleniu oraz aktywnie działali na jego rzecz, uczestnicząc w życiu kulturalnym, naukowym i społecznym. Dziś nasza działalność to przede wszystkim aktywne włączanie się w organizowane uroczystości państwowe i lokalne organizowane przez miasto, uroczystości kościelne. Dla naszych członków Koła ważną sprawą są wycieczki krajoznawcze, organizowane dzięki pomocy Prezydenta Henryka Słoniny.

Jako stowarzyszenie możecie liczyć na pomoc finansową z Miasta?

Owszem, tak. Co roku otrzymujemy skromne środki na kwiaty, wiązanki, wieńce, które potem składamy podczas różnych uroczystości. Wszelkie wycieczki są finansowane przez Prezydenta i bardzo mu za to dziękujemy.

Czy jako członkowie koła spotykacie się regularnie?

Tak. Odwiedzamy się nawzajem. Staramy się być na bieżąco kto jakim cieszy się zdrowiem, bądź jeśli jest taka potrzeba organizujemy pomoc z miasta, tj. opieki społecznej itp.

Ilu obecnie członków liczy sobie Stowarzyszenie?

Obecnie jest nas 25, tj. 15 mężczyzn i 10 kobiet. Wśród nas jest również 12 Honorowych Pionierów:  Marian Dąbrowski, Andrzej Wiśniewski, Juliusz Marek,Witold Dziewałtowski – Gintowt, Stanisław Malinowski, Stanisław Haliniak, Józef Nowicki, Henryk Słonina,  Wacław Krasowski, Anna  Szocik i Teresa Gremalska.

Czy jest między Wami duża rozpiętość wiekowa?

Ok. 15 – 20 lat. Najmłodszy jestem ja, a mam 81 lat. Najstarsza członkini Pani Franciszka Smolicz 10 marca skończyła 98 lat, a niewiele młodszy od niej Pan Mieczysław Grajkowski  skończył w listopadzie ubiegłego roku 96 lat.

Piękny wiek reprezentujecie – jesteście naszym „kwiatem” powojennego Elbląga.

Miło nam to słyszeć.

Patrząc na to ilu Was pozostało, to niestety niewielu. Co się stanie jak odejdą wszyscy?

Odpowiedź może być tylko jedna. Koło przestanie istnieć. Już wcześniej był taki pomysł, żeby zmienić w statucie datę przybycia pierwszych Polaków na te tereny np. do 1947 roku. Odmłodzilibyśmy naszą grupę, a ponadto zapewnilibyśmy jej dłuższą żywotność. Ale jednak zarząd nie przyjął tej propozycji.

W tym roku, 19 grudnia, będziecie obchodzić 15-lecie działalności stowarzyszenia. Czy w związku z tym są planowane jakieś uroczystości?

Co roku tego dnia spotykamy się na walnym zgromadzeniu i spotkaniu opłatkowym. W tym roku również przewidujemy takie uroczystości. Jakiego będą kształtu –  tego jeszcze nie wiemy.

Jak Pan, jako pionier ocenia życie w powojennym Elblągu, był Pan przecież świadkiem wielu zmian, przemian, narodzin wielu struktur.

Krótko mówiąc zmieniło się wszystko. Przecież tu nie było nic na początku. Starówka była w gruzach, miasto było zupełnie opustoszałe. Dziś jest tu pięknie. Mamy parki, nową starówkę, co rusz pojawiają się nowe bloki.

Czy jest Pan dumny, że jest elblążaninem?

Tak i to bardzo. Tu mam swoją rodzinę i moich bliskich. Tyle lat tu przeżyłem. Naprawdę jest co wspominać.

Dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego dla Koła i Elbląskich Pionierów – dalszych wspaniałych lat działalności i wielu jeszcze pięknych wspomnień.

Print Friendly, PDF & Email