Sport: Podróżowanie nie ma ograniczeń

Sport: Podróżowanie nie ma ograniczeń
Fot. Adminstrator

Fundacja „Podróże bez Granic” z Gdyni w niekonwencjonalny sposób przełamuje stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnościami, na własnym przykładzie udowadniając, że ograniczenia nie tkwią wcale w ciele, tylko w naszych głowach, zaś podróżowanie nie musi kojarzyć się tylko z sanatorium lub turnusem rehabilitacyjnym, ale może być szansą na prawdziwą, fascynującą przygodę i niejednokrotnie wędrówką w głąb samego siebie. 20–osobowa grupa osób z różnymi niepełnosprawnościami z całej Polski zawitała w lipcu do Elbląga w ramach realizowanego przez Fundację wyjazdu pod nazwą „Rowerowo–odlotowo!” Zakładał on odkrywanie piękna okolic naszego miasta z lotu ptaka oraz siodełka roweru.

– Jest to nasza pierwsza wizyta w Elblągu, ale być może nie ostatnia, gdyż w przyszłym roku mamy w planach skoki spadochronowe i nie wykluczamy, że będą mogły odbywać się właśnie elbląskim aeroklubie – tłumaczyła Marta Ostrowska, jedna z założycielek Fundacji – Zależało nam na tym, aby jeździć na rowerach, ale jednocześnie marzyło nam się latanie szybowcami i Elbląg był miejscem, które doskonale mógł połączyć obie te aktywności podczas jednego wyjazdu.

Na szczęście mimo kapryśniej pogody plan udało się wcielić w życie. Jednego dnia uczestnicy latali szybowcami i samolotami, drugiego wybrali się na rajd rowerowy z Suchacza do Tolkmicka szlakiem Green Velo pod okiem profesjonalnego przewodnika rowerowego. W międzyczasie udało im się także zwiedzić starówkę oraz pochylnie Kanału Elbląskiego. Jak przyznaje Marta Ostrowska bardzo podobał im się Elbląg, choć same Stare Miasto, ze względu na brak podjazdów stanowi dużą niedogodność dla niepełnosprawnego turysty.

Klient niepełnosprawny, to dobry klient

Łącznie do Elbląga przyjechało 26 osób z różnych części Polski, w tym 20 z niepełnosprawnością.

– Tradycyjnie jak na wszystkich wyjazdach mamy więcej osób niepełnosprawnych niż asystentów. To świadomy wybór dlatego, że celem tych wyjazdów jest to, aby osoby niepełnosprawne wzajemnie sobie pomagały, przez co wzrasta ich poczucie wartości. I my widzimy, że to działa i się sprawdza, zresztą uśmiechnięte miny uczestników mówią zawsze same za siebie – podkreśla z uśmiechem Marta Ostrowska.

Obecnie na rynku jest sporo organizacji proponujących wyjazdy dla osób niepełnosprawnych "z dreszczykiem", jednak to co wyróżnia Fundację „Podróże bez Granic” to fakt, że do projektów rekrutują ludzi z różnymi niepełnosprawnościami.

– Tu najtrudniejsza jest logistyka, bo trzeba pomyśleć o każdym: aby osoba niewidoma miała jakieś atrakcje dla siebie i żeby jej opowiadać w odpowiedni sposób to, co widać lub aby nie było lub było jak najmniej barier architektonicznych dla osób poruszających się na wózkach – tłumaczy Marta Ostrowska. – Na wyjeździe „Rowerowo–odlotowo” trzeba było np. dobrać odpowiedni sprzęt dla grupy, gdzie oprócz tradycyjnych rowerów, znalazły się także handbike'i, tandem oraz trójkołowce, więc było to dla nas wyzwaniem. Na szczęście zmienia się zarówno mentalność samych osób niepełnosprawnych, które zaczęły sobie uświadamiać, że podróżowanie nie musi ograniczać się tylko do turnusu rehabilitacyjnego czy sanatorium, jak i samych biur podróży, które zaczęły się otwierać i dostrzegać, że klient niepełnosprawny, jest dobrym klientem – dodaje Marta Ostrowska.

Nie mamy się czego wstydzić

Artur Labudda, jeden z założycieli Fundacji – zapalony podróżnik, który w wieku 13–lat wpadł pod pociąg, w wyniku czego amputowano mu kończyny od kolan w dół, jest doskonałym przykładem na to, że niepełnosprawność nie oznacza, iż trzeba spędzać czas zamkniętym w czterech ścianach, i że można realizować własne pasje i marzenia. Artur m. in. latał już na paralotniach, przepłynął kajakiem oraz objechał quadem całą Polskę, jest także licencjonowanym nurkiem. Za 2–3 lata chciałby na specjalnie skonstruowanym wózku pokonać pustynię Gobi, która nie jest typowo piaszczystą pustynią, jest bardzo kamienista i przez to to dość niebezpieczna. Do pokonania będzie miał 1800 km. Będzie starał się przemierzyć tą trasę z pomocą paraglajtu (od red. latawca od kitesurfingu),wykorzystując wschodnie wiatry, biegnące w sierpniu w kierunku Himalajów. Dziennie do pokonania miałby 200–300 km, gdyż jeździ się tam od studni do studni, a taka właśnie odległość dzieli jedną od drugiej.

Jak zauważa Artur Labudda, aktywna niepełnosprawna osoba niestety cały czas dziwi, ale wynika to z tego, że same osoby niepełnosprawne same są temu wizerunkowi trochę winne.

– Naszymi działaniami w Fundacji staramy się to zmieniać, zachęcając i aktywizując do podjęcia różnych aktywności. Niepełnosprawność bowiem nie tkwi w ciele, tylko w głowie, a życie jest zbyt krótkie i kruche, aby siedzieć na tyłku i użalać się nad sobą – pointuje Artur Labudda.

Jego zdaniem z perspektywy innych krajów zachodnich, jeśli chodzi o dostępność, nie mamy się czego wstydzić. W Polsce nigdy nie spotkał się z sytuacją, że była ograniczona liczba osób na wózkach w pociągach lub autobusach, natomiast w Paryżu czy w Pradze więcej niż 3 osoby przewoźnik zabrania wozić, uzasadniając to względami bezpieczeństwa.

– To, co mnie zaskoczyło pozytywnie to to, że w ponad tysiącletnim zabytku jakim jest Koloseum we Włoszech, można było bez problemu wybudować windę, która służy nie tylko niepełnosprawnych, ale także matkom z wózkiem czy osobom starszym. Jak uda się zmienić myślenie, że takich rzeczy jak np. podjazd nie robi się tylko dla niepełnosprawnych, będzie coraz lepiej – podsumowuje Artur Labudda.

fot. Fundacja "Podróże bez Granic"

  Aleksandra Garbecka Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 14244

Print Friendly, PDF & Email