Recenzja: ”Morfina” – Szczepan Twardoch

Recenzja: ”Morfina” – Szczepan Twardoch
Fot. Adminstrator

 „Morfina” Szczepana Twardocha ma w sobie coś narkotycznego, upaja, wciąga i przenosi w nieco fantasmagoryczną rzeczywistość. Na pewno jest to książka, która może uwieść kreacją głównego bohatera, dbałością o szczegóły, a także językiem.

Zacznijmy od pierwszej kwestii, czyli od Konstantego Wilemana, w połowie Polaka, w połowie Niemca, bonvivanta, morfinisty i kobieciarza. Wileman jest bohaterem stworzonym w duchu iście gombrowiczowskim, a zatem w kontrze do polskiej historii, w której się roi od bohaterów przelewających krew za Polskę. Konstanty w pierwszych dniach wojny nic sobie nie robi z patriotycznych haseł, nie ma zamiaru oddawać życia za ojczyznę matki, nie chce być Polakiem, a tym bardziej polskim bohaterem. Wbrew własnej woli zostaje członkiem podziemnej organizacji i podejmuje walkę z okupantem. Zamiast tego wolałby dobrze się bawić w towarzystwie kochanek i zażywać morfinistycznych rozkoszy. Wileman jest postacią ciekawą, barwną, głównie ze względu na swoje złożone relacje z kobietami. Nie jest jednak bohaterem nowym, oryginalnym, bo antybohaterów w polskiej literaturze już mieliśmy, choćby u Gombrowicza.

Na większe słowa uznania zasługuje wykreowany przez Twardocha obraz Warszawy w pierwszych miesiącach okupacji. Co wtedy jedzono? Co można było nabyć? Gdzie robiono zakupy? Gdzie się spotykali Polacy? O czym rozmawiano i jak się wtedy ubierano? Odpowiedź na te pytania znajdziemy w „Morfinie”, autor nie szczędzi nam szczegółów, przez co otrzymujemy plastyczny opis ówczesnego życia. Zwłaszcza rewelacyjne są obrazy z Adrii, słynnego przedwojennego lokalu z obrotowym parkietem i amerykańskim barem, w którym podczas wojny bawili się oficerowie niemieccy.

Na uwagę zasługuje również język Twardocha, trochę gawędziarskim, sprawiający wrażenie potoku słów, które są dobrane niezwykle doskonale, dając wrażenie rytmicznej, lekkiej opowieści. Można odnieść wrażenie, że autor bawi się słowami, dobierając je zarówno fonetycznie, jak i semantycznie. Bawi się też zdaniami, tworząc długie frazy i ćwierćfrazy, a także stosując archaiczną stylizację. Ze względu na język „Morfina” nie jest powieścią do czytania, lecz do słuchania. Dobrym wyborem będzie sięgnięcie po wersję dźwiękową w genialnej interpretacji Macieja Stuhra, który znakomicie wydobył rytm powieści, ale także nastroje głównego bohatera, jego zmęczenie i zniechęcenie.

Recenzenci wiele dobrego napisali o „Morfinie” Szczepana Twardocha. Bez wątpienia jest to książka bardzo dobra, a nawet znakomita, zachwyci wielu czytelników. Niektórzy jednak mogą stwierdzić, że to wszystko jest dziwnie znajome, jakby wyjęte z Gombrowicza, ten antypolski bohater, surowa ocena patriotyzmu i przede wszystkim rytmiczny, stylizowany język. Można jednak uznać, że nawiązania do Gombrowicza są kolejną zaletą tej powieści. Bardzo polecam „Morfinę” Szczepana Twardocha, będzie to niezapomniana lektura.

Audiobook: Szczepan Twardoch, „Morfina”, Wydawnictwo Literackie, 2016, czyta MACIEJ STUHR, czas nagrania, 21 godz. 52 min.

  Agnieszka Pietrzyk Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 16984 

Print Friendly, PDF & Email