Nie taki diabeł straszny, czyli doradca zawodowy cz. IV

Nie taki diabeł straszny, czyli doradca zawodowy cz. IV
Fot. Adminstrator

W okresie drugiej wojny światowej w Stanach Zjednoczonych powstały dwie, konkurencyjne wobec siebie koncepcje teoretyczne. Koncepcje te odcisnęły najmocniejsze piętno na doradztwie zawodowym następnych kilkunastu lat, dlatego warto przyjrzeć im się bliżej.

Pierwsza z nich, autorstwa Williamsona była twórczym rozwinięciem koncepcji doradztwa dyrektywnego Parsonsa z początków XX w. Złagodziła ona nieco swój stosunek do klienta potrzebującego porady zawodowej, wchodząc z nim na drogę współpracy. W jej założeniu doradca nadal miał kierować rozmową, ciągle nie bardzo liczył się z emocjami klienta i jego stosunkiem do własnego problemu, samodzielnie dokonywał analizy problemu, syntezy informacji, formułował prognozę, udzielał porady i kontrolował proces realizacji własnych zaleceń; teraz jednak starał się przekonać klienta do proponowanego sposobu dalszego działania i wyjaśnić, dlaczego akurat ta, a nie inna droga postępowania, przyniesie klientowi największe korzyści.
Druga koncepcja, której autorem był Carl Rogers, twórca teoretycznych podstaw nowego nurtu psychologii nazwanego psychologia humanistyczną, określona została mianem koncepcji doradztwa niedyrektywnego, albo – jak kto woli – liberalnego. Ostatecznie zrywała ona z tradycją doradztwa dyrektywnego, proponując całkowicie nowy i odmienny od dotychczasowego pogląd na sposób współpracy z klientem. Przede wszystkim Rogers poświęcił zagadnieniu współpracy doradcy i klienta więcej uwagi i niejako zrównał obu w prawach i obowiązkach, stawiając ich na równorzędnych pozycjach. Położył duży nacisk na rolę emocji i osobistej motywacji człowieka w określaniu własnych predyspozycji do pracy. Według Rogersa należało kłaść nacisk na pogłębianie wiedzy o sobie samym tu i teraz, oraz o sobie samym w przyszłości. Bardzo ważną i nie mniejszą rolę w jego koncepcji odgrywała również samoakceptacja osoby zasięgającej porady.
W latach pięćdziesiątych, po okresie odwrotu od metod testowych, który spowodowany był  potępieniem “testologii”, jako dominującej metody doradztwa zawodowego, testy psychologiczne wróciły do łask. Duży wpływ na zmianę nastawienia do tych narzędzi miał fakt, że pojawiły się w owym czasie zupełnie nowe konstrukcje, dużo lepsze, bardziej precyzyjne i wiarygodne, w sposób naturalny wypierając metody stosowane w latach dwudziestych czy trzydziestych. Zaczęło również kiełkować ziarno psychologii humanistycznej, podczas gdy coraz bardziej widoczny stawał się zmierzch doradztwa dyrektywnego. Był to więc okres, w którym oba nurty zdawały się pozostawać we względnej równowadze.
Dopiero druga połowa lat sześćdziesiątych przyniosła ostateczne zwycięstwo podejścia liberalnego i zanik metod dyrektywnych. Możliwe, że stało się to również za sprawą rewolucji obyczajowej, która rozprzestrzeniając się w kulturze Zachodu, niosła ze sobą hasła podkreślające wartości egzystencjalne i dążyła do rozwoju jednostkowej samoświadomości. Jakkolwiek było, doradztwo oparte na partnerstwie stało się obowiązującym modelem na następne kilkanaście lat.
Doświadczenia doradców, pracujących według nowych metod, po jakimś czasie zaczęły jednak wprowadzać lekki ferment w prawidła, tak z założenia dobroczynnej, koncepcji. W przekładzie na język praktyki okazało się, że nie wszystkie wizje psychologii humanistycznej mogą zostać zrealizowane w doradztwie zawodowym. Równa waga głosów doradcy i klienta była o tyle cenna, o ile głos klienta był równie rozsądny, co głos doradcy. Wielu ludzi rzeczywiście zaczęło się baczniej sobie przyglądać i w wyważony sposób szukać w sobie różnych cech. Niestety, równie wielu podeszło do sprawy z dużo większą pobłażliwością, niż na to zasługiwała. “Jeżeli wydaje mi się, że jestem akurat taki, a nie inny, to znaczy, że jest tak, jak myślę – i kropka”. W takiej sytuacji dojście do porozumienia w kwestii w miarę obiektywnej oceny osobowościowego i zawodowego potencjału człowieka oraz dalszych tego konsekwencji, stawało się zadaniem graniczącym z cudem.
Doszło więc do tego, że mniej więcej w latach osiemdziesiątych wycofano się rakiem z idei braterskiej równości w relacji klient – doradca. Zastąpiono ją inną, w której ocena doradcy, specjalisty w swojej dziedzinie, jest tylko nieco bardziej obiektywna i rzetelna od oceny klienta. Klient natomiast pozostał bezcennym źródłem informacji o własnej osobie. Koncepcja ta w zasadzie obowiązuje do dnia dzisiejszego.  Maciej Wajnert Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 354

Print Friendly, PDF & Email