Dr hab. Piotr Rzymski: Odkrycie potencjalnego leku na raka trzustki to jeszcze nie rewolucja

Dr hab. Piotr Rzymski: Odkrycie potencjalnego leku na raka trzustki to jeszcze nie rewolucja
Fot. Martin Lopez / Pexels

Badania kliniczne w onkologii trwają średnio 12 lat, dlatego od odkrycia obiecującej terapeutycznie cząsteczki do wprowadzenia na rynek gotowego leku jest naprawdę bardzo daleka droga – komentuje doniesienia o nowej cząsteczce hamującej rozwój raka trzustki dr hab. Piotr Rzymski, prof. Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Na łamach „Nature Chemical Biology” pojawiła się publikacja informująca o odkryciu cząsteczki, która modyfikuje powodującą agresywnego raka trzustki mutację K-Ras G12D. Niektórzy eksperci ogłosili, że może być to przełom w leczeniu pacjentów z tą prawie zawsze prowadzącą do śmierci chorobą.

Jednak, jak podkreśla w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Rzymski, trzeba hamować entuzjazm, ponieważ droga, jaka musi upłynąć od opracowania kandydata na lek do powszechnego stosowania go w praktyce klinicznej, jest bardzo długa i wyboista.

– Doniesienia o nowych ścieżkach terapii raka trzustki są bardzo medialne, ponieważ jest to wyjątkowo podstępny nowotwór i budzi strach. Ale pamiętajmy, że przeprowadzone badania dotyczyły nie leku, ale potencjalnego kandydata na niego, opracowanego dzięki latom badań podstawowych. A to ogromna różnica – mówi specjalista.

Praca dotyczyła terapii, która byłaby ukierunkowana na specyficzną mutację w genie K-Ras, zwaną G12D. Jest to mutacja występująca w różnych nowotworach, m.in. trzustki, jelita grubego, płuc, piersi. Jej pojawienie się w komórkach nowotworowych powoduje ich wyjątkowo agresywne namnażanie, dlatego od jakiegoś czasu jest ona przedmiotem zainteresowania wielu grup naukowych z całego świata. Badacze starają się opracować precyzyjne interwencje, skierowane pod tę konkretną mutację.

– Odkrycie cząsteczki, która działa na nią hamująco w warunkach in vitro i in vivo, jak to opisano w publikacji, jest pewnym światełkiem w tunelu, ale należy podkreślić, że to światełko dotyczy odległej przyszłości – twierdzi dr hab. Piotr Rzymski.

Jak dodaje, najpierw należy przeprowadzić trójfazowe badania kliniczne, a droga przez nie jest długa. Tym bardziej, że w onkologii trwają one dużo dłużej niż w badaniach nieonkologicznych. – Jest to średnio o 14-18 miesięcy więcej na każdą fazę – wyjaśnia naukowiec. – W rezultacie przeprowadzenie wszystkich trzech faz testów kandydata na lek, po których dopiero będzie się można zacząć starać o jego autoryzację i wprowadzenie do użycia, trwa w onkologii 12 lat. W innych dziedzinach medycyny jest to średnio 8 lat”.

To między innymi dlatego, że w onkologii kwestia dopasowania optymalnej dawki jest wyjątkowo skomplikowana: należy ją dobrać w zależności od pacjenta i jego stanu od stadium choroby i jej przebiegu. Do tego dochodzi potrzeba ścisłego ukierunkowania nowej terapii i zintegrowania jej z terapiami już istniejącymi. – Trzeba określić, czy ma zastępować obecne metody leczenia, czy im jedynie towarzyszyć, działać uzupełniająco czy wspomagająco. I wszystko to odpowiednio zbadać – opowiada naukowiec z UMP.

Czynniki te bardzo komplikują i wydłużają badania kliniczne. – Dlatego też o wiele prostsze i szybsze są np. badania preparatów kandydatek na szczepionki mRNA przeciwko chorobom zakaźnym niż kandydatów na terapeutyki mRNA w onkologii – mówi dr hab. Rzymski.

Kolejnym powodem, który powinien studzić entuzjazm w przypadku tego typu odkryć, jest fakt, że ponad połowa badań klinicznych (54 proc.) kończy się fiaskiem. Mimo, że testowani kandydaci na lek w testach in vitro eksperymentach z udziałem zwierząt dawali bardzo obiecujące wyniki.

– Jednym z problemów są kwestie skutków ubocznych. Jednak większość porażek wynika z tego, że nie udaje się wykazać wystarczającej skuteczności interwencji. Kiedy badania wchodzą do etapu trzeciej fazy niektórzy myślą, że to już tylko symboliczna kropka nad i. Tymczasem ryzyko niepowodzenia jest bardzo duże – tłumaczy ekspert. – Mówienie o leku na raka wobec cząsteczki, która nie weszła do badań klinicznych jest nieuprawnione – dodaje.

Naukowiec przypomina też, choć nieudane testy kliniczne wiążą się ogromnymi kosztami, w przypadku kandydatów na leki onkologiczne straty sięgają 50-60 miliardów dolarów rocznie, to jednak nie można ich traktować jako zupełnej porażki.

– Takie badania nie idą na marne, gdyż niepowodzenia potrafią być bardzo pouczające. Nawet jeśli dana cząsteczka okaże się nieskuteczna, to związane z nią badania poszerzają wiedzę w danym temacie. Są motywacją do poszukiwania alternatywnych rozwiązań – uważa.

Dodaje, że z roku na rok wiemy coraz więcej o komórkach nowotworowych i uczymy się projektować coraz doskonalsze propozycje interwencji ukierunkowanych pod konkretne przypadki. Od 2000 r. liczba badanych kandydatów na leki onkologiczne zwiększyła się czterokrotnie, co pokazuje postęp w tej dziedzinie. Jest wiec nadzieja, choć droga daleka.

– Ta publikacja jest więc bardzo ważna, ale to nie jest tak, że za chwilę będziemy mieć w jej wyniku rewolucję w onkologii. To po prostu kolejny krok naprzód, od nauk podstawowych w stronę praktycznego zastosowania wiedzy. Czy kiedyś przyniesie to poprawę sytuacji pacjentów, pokażą czas i kolejne badania – podsumowuje Piotr Rzymski. (PAP)

Katarzyna Czechowicz
PAP – Nauka w Polsce
Print Friendly, PDF & Email