Zwyczajnie komfortowo

Zwyczajnie komfortowo
Fot. Damian Nowacki

Kiedy jesteśmy za granicą, nastawiamy się na to, że będzie lepiej niż w domu, ba! w końcu to wakacje, więc musi być. Spodziewamy się, że będzie wygodnie, przyjemnie, wesoło i ciepło. I co prawda, tak jak na pogodę większego wpływu nie mamy, tak na resztę spraw i owszem, więc ustawiamy je przede wszystkim tak, żeby było dobrze i wygodnie ze względu na Julę.

Od lotu poprzez odpowiedni hotel czy apartament, po miejsca, które chcemy na co dzień odwiedzać. Ale o tym już nie raz pisałam, nic się nie zmienia, pomoc na lotniskach jest nadal bardzo dobra i skuteczna. Z jednym małym wyjątkiem, o którym zaraz.

Podczas ostatniej podróży zdarzyło się kilka rzeczy, które, choć nie zamierzenie, spowodowały, że czuliśmy się… zwyczajnie komfortowo. To takie drobnostki, które składają się na większą całość, coś co powoduje, że uśmiech pojawia się na twarzy i długo z niej nie schodzi. Wracając do obsługi lotów. Wszystko super, wyznaczana specjalnie dla Julci obsługa pomaga nam od przyjazdu na lotnisko, przez odprawy, aż do wejścia na pokład samolotu. Z małym wyjątkiem. W Gdańsku wózek nie jest oznaczany żadną plakietką przy odprawie, a ponieważ nie wygląda jak typowy inwalidzki, jest często mylony ze zwykłym i po wylądowaniu zabierany z bagażami na taśmę. W efekcie po wyjściu z samolotu zostajemy bez wózka i musimy nieść Julę na rękach zanim go znajdziemy. Pisałam już do administracji lotniska, obiecali się tym zająć. Zobaczymy. Z innych lotnisk wózek wraca oznaczony przy odprawie więc jest jasne, że jest osoby niepełnosprawnej i musi czekać przy wyjściu za samolotu. Tyle o lataniu, wszystko inne na ten temat było już chyba powiedziane w innych moich tekstach.

Sklepowe kasy

Stoimy w sklepie w kolejce z Julą w miejscowości Calpe w Hiszpanii, jest trochę ludzi, kilka kas otwartych, ale nie wszystkie. W końcu pojawia się pani w pustej kasie i co się dzieje? Nie ma wyścigu kto pierwszy, nie ma przepychania. Nagle z kilku kolejek obok ludzie zaczęli nam pokazywać, że jest wolna kasa i że mamy tam podejść. Trochę trwało zanim się zorientowałam co się dzieje, ale w końcu ruszyłam śmiało, a za nami ustawili się grzecznie pozostali. I nie była to kasa pierwszeństwa. Takie niby nic a cieszy… Nie mówię, że w Polsce takie zachowanie nie istnieje, bo pojawiły się głosy, że to nieprawda. Ja jednak się z takowym nie spotkałam. Ani obsługa sklepu, ani tym bardziej klienci nie dbają o to, żeby osoba na wózku miała pierwszeństwo, nawet jeżeli przepisowo je ma.

Mały gest, a cieszy

W jednej z hiszpańskich restauracji poprosiłam kelnerkę, żeby zamówione danie z makaronem dla Julci posiekała, bo będzie jej łatwiej zjeść. Tym bardziej że makaron był w kształcie dużych muszli. Miałam nadzieję, że zrozumiała, bo jak Polak z Hiszpanem próbuje po angielsku, może być różnie. Pani nie tylko zrozumiała. Przyniosła na talerzu jedną z takich dużych muszelek i poprosiła, żebym jej pokazała jak drobno ma ją posiekać. Tak po prostu. Byliśmy „kupieni”. Do innej restauracji już nie poszliśmy w trakcie całego pobytu. Jeżeli był to jakiś chwyt marketingowy na zatrzymanie turystów, to oby takich więcej. Jula zjadła bez problemu całe danie, szybko, z apetytem bez krztuszenia się, dławienia i zwracania uwagi całej restauracji na siebie. Bo w takiej sytuacji zwykle kapitulujemy i bierzemy resztę na wynos, żeby mogła spokojnie zjeść w domu. Mamy świadomość tego, że jesteśmy w mniejszości i nasze wymagania mogą się wydawać marudzeniem, ale z drugiej strony nie prosimy o gwiazdkę z nieba tylko coś, co przy odrobinie dobrej woli jest całkiem możliwe do zorganizowania.

Lotniskowe toalety

Często zdarza się, że musimy przebrać Julę w toalecie publicznej. Owszem, jest przystosowana dla osób z niepełnosprawnościami, ale z naszego punktu widzenia tego jednego najważniejszego przystosowania nie ma. Chodzi o leżankę. Nie krótki przewijak dla niemowląt, jeżeli cokolwiek jest, to taki właśnie, bo dorosłej już prawie osoby nie można na nim położyć. Raz, że jest za mały, a dwa, na pewno by się urwał. Jest więc dla nas zupełnie nieużyteczny. Kończy się to akrobacjami nad wózkiem, przy których toaleta owa pomaga na tyle, że, osobno zamykana, służy prywatnością, albo próbą skorzystania z przewijaka w systemie trzymania Juli w połowie w powietrzu. Na lotnisku w Alicante pierwszy raz trafiliśmy na leżankę. Dużą, wygodną, na której nie tylko rewelacyjnie przebierało się Julę, ale też było jej wygodnie i zrobiliśmy sobie nawet w niej sesję zdjęciową. W Polsce na palcach jednej ręki można pewnie policzyć takie łóżka w toaletach publicznych. W specjalistycznych ośrodkach i owszem, pewnie są prawie wszędzie, ale tam raczej wypada, bo są pewnie bardziej przydatne niż zwyczajne muszle toaletowe.

Ale toalety publiczne są publiczne, więc z założenia dla wszystkich. I jeżeli już jest osobna dla osób wymagających specjalistycznych zabiegów higienicznych, niech będzie tak zorganizowana, żeby służyła im wszystkim zgodnie z ich potrzebami.

Przy zgłębieniu tematu okazało się, że w Polsce są ludzie, którzy próbują to w Polsce zmienić. Akcja „przewijamy Polskę”. Dołączyłam do pomysłu, mam nadzieję, że uda się i u nas to zorganizować. I tak krok po kroczku, dzień po dniu, może da się i u nas sprawić że będzie… zwyczajnie komfortowo

Print Friendly, PDF & Email