Z perspektywy rodziców: Przesilenie jesienno – zimowe, czyli jak przetrwać katar

Z perspektywy rodziców: Przesilenie jesienno – zimowe, czyli jak przetrwać katar
Fot. Adminstrator

Za oknem jak jest każdy widzi. Do tego raz zimno, raz ciepło… Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby nie złapać choćby małego kataru. W okresie przejściowym między jesienią a zimą, praktycznie co roku zdarza się w domu mniejsze lub większe przeziębienie i im szybciej zareagujemy, tym łagodniej nas potraktuje. 

Sposoby leczenia przeziębień u dzieci są podobne, oczywiście każda mama wie najlepiej co podać swojemu pacjentowi, ale zwykle wszyscy poruszamy się w środowisku podobnych leków i form działania. Wiele z tych technik sprawdza się u dzieci niepełnosprawnych, stąd wizyta u lekarza rodzinnego, który może niekoniecznie mieć szczegółową wiedzę na temat specyfiki leczenia przy danym rodzaju niepełnosprawności, zwykle jest wystarczająca.  Niekompetencją byłoby jednak stwierdzić, że nie ma różnic. Jakie więc są? To oczywiście zależy od rodzaju niepełnosprawności, ale nie mam planu zagłębiać się w tajniki każdej z nich, są pewne cechy, które powodują, że mogę uogólnić temat i w oparciu o swoje doświadczenia podzielić się kilkoma spostrzeżeniami do wykorzystania w razie potrzeby.

Jakie to cechy? Przede wszystkim ograniczone, lub całkowicie niemożliwe samodzielne "wydmuchanie noska", zwykle problem dzieci do ok. 2 lat, u dzieci z niepełnosprawnością – limit wiekowy nie istnieje, co więcej – im dziecko starsze, tym problem jest trudniejszy do ogarnięcia. Niby nic takiego, katar, zaniedbany może jednak być początkiem lawiny zapaleń i rozprzestrzeniania się bakterii tam, gdzie zdecydowanie ich nie chcemy. Jak sobie wtedy poradzić? Odpowiednie czyszczenie nosa to podstawa. U nas ewolucja postępowała od popularnej "gruszki", przestającej się sprawdzać w okolicach niemowlęcych, przez boom na tzw. "fridę" z (niezbyt sympatycznie wyglądającym dla osób postronnych) opróżnianiem noska przy pomocy siły swoich płuc, aż do mojego osobistego faworyta – urządzenia, które podłącza się pod odkurzacz i samo czyści nosek.  Ponieważ nie przewidujemy lokowania produktu, nie będzie tutaj nazw – chodzi o sposób – dziś nie wiem jak inaczej można byłoby skutecznie poradzić sobie z katarem u dziecka kilkunastoletniego, które samo nie potrafi wydmuchać nosa.  Ja już nie potrafię.

I jakkolwiek brzmi to dosyć przerażająco na pierwszy rzut oka (lub ucha), takie nie jest – urządzenie jest bezpieczne, delikatne (pod warunkiem że nie będziemy ustawiać odkurzacza na max.), skuteczne i z definicji przeznaczone też dla osób niepełnosprawnych. Do tego sprawdzone przez nas osobiście przez kilka sezonów katarów z różnym natężeniem.

To jednak oczywiście nie wszystko –  istnieje jeszcze kilka patentów wspomagających to jak radzić sobie z przeziębieniem kiedy okoliczności są (nie bardzo mocno, ale jednak) niesprzyjające.

Mamy więc wszelkie spraye do czyszczenia nosa i sole fizjologiczne w różnym natężeniu – rewelacyjne przy inhalacjach – co przywodzi mi na myśl kolejną rzecz: inhalator – sprzęt niezbędny, moim zdaniem, w domu. Inhalacje pod każdą postacią są zbawienne przy wszelkich infekcjach. Całkiem niedawno pojawiło się 3% idealne stężenie soli fizjologicznej do inhalacji.

Jak już jesteśmy przy sprayach – te do gardła sprawdzają się świetnie u osób, które nie ma szans, aby skorzystały z tabletek do ssania. Są pomocne już przy lekkiej chrypce. Oczywiście są jeszcze jabłka – wbrew pozorom to nie nazwa jakiegoś nowego tajemniczego sprzętu – po prostu owoce, równie popularne co smaczne i zdrowe.

Dobre bo polskie

Babcia zawsze mówiła – dwa jabłka dziennie i o żadnym przeziębieniu nie może być mowy. Wierzę jej, bo ma prawie 85 lat i nie pamiętam, żebym kiedyś ją z katarem widziała.  Zjedzenie jabłka jednak, jeżeli dziecko nie umie gryźć, jest trochę bardziej skomplikowane, ale nie niemożliwe – sytuację ratuje np. soczek. W dobie powszechnie używanych sokowirówek i wyciskarek wszelkiej maści, bardzo o popularna forma "jedzenia" owoców i ich mieszanek. Dla nas idealna. Dwie skrzynki jabłek na balkonie prosto z ogrodu od babci są w tej sytuacji bardzo zachęcające.

Nie zachęcamy oczywiście do samodzielnej diagnozy i leczenia domowego bez konsultacji z lekarzem. My jednak zawsze, zanim odwiedzimy zatłoczoną przychodnię, ryzykując przyniesienie nieproszonych darmowych próbek wirusów, stosujemy zestaw tych właśnie żelaznych sposobów i one najczęściej wystarczają.  Do lekarza bez dyskusji wybieramy się przy przeziębieniu, kiedy pojawi się albo gorączka albo kaszel lub gdy córka straci apetyt i humor, a że jest z niej na co dzień pogodny i uśmiechnięty żarłoczek – szybko widać różnicę. Czas przeziębień trzeba jakoś przetrwać, nie zawsze uda się gładko, nie zawsze inhalacje, porządne czyszczenie nosa i soczki, wspomagane kroplami do nosa i sprayami do gardła, są wystarczające. Ale chciałam pokazać jak my sobie radzimy, jak można sobie ułatwić pewne zadania i cóż – często nam się udaje, czego i Wam życzymy.

  Ilona i Damian Nowaccy Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 16978 

Print Friendly, PDF & Email