Z perespektywy wózka świat wygląda inaczej

Z perespektywy wózka świat wygląda inaczej
Fot. Adminstrator

O zamiłowaniu do sportu, planach na przyszłość oraz pokonywaniu własnych słabości – rozmawiam z Rafałem Rockim, elblążaninem, grającym w kadrze narodowej rugby na wózkach.

– Trudno było się Tobą spotkać, masz dość napięty grafik. Co zaprząta w tej chwili Twój czas?

– Sport, praca i rodzina. Na piedestale jest w tej chwili rugby, które uprawiam od 12 lat, znów pochłonęła mnie kadra Polski i przygotowania do mistrzostw Europy, a więc treningi, wyjazdy na turnieje i zgrupowania.

– Jak często trenujesz?

– Staram się codziennie, jeśli jestem na miejscu. To przekłada się na pracę na siłowni bądź pracę na wózku, w zależności od pogody. Oprócz tego wyjazdy na treningi do Bydgoszczy lub Poznania, bo gram w tamtejszej drużynie. Niestety jestem rodzynkiem z Pomorza.

– Macie jakiegoś sponsora?

– Jako zespół reprezentujący kraj nie mamy strategicznego sponsora, nie mamy również żadnych stypendiów bądź grantów, które pozwoliłyby na uprawianiu rugby w szerszym wymiarze, a wielka szkoda, bo zawodnicy rugby na wózkach zaczynają odnosić coraz większe sukcesy. Niestety jak było, tak jest dalej. Sport osób niepełnosprawnych finansowany jest z własnej kieszeni, a niepełnosprawni sportowcy wciąż są niedoceniani.

– Czy rugby na wózkach to sport, który się rozwija?

– Zdecydowanie tak. To bardzo dynamicznie rozwijająca się dyscyplina w Polsce, szczególnie dla osób z porażeniem czterokończynowym, bo to sport dedykowany właśnie dla nich. W Polsce mamy ligę, jest w niej około 20 drużyn, które działają dość prężnie. Rugby na wózkach to sport bardzo widowiskowy, kontaktowy, z boku wygląda to dość niebezpiecznie, a nawet brutalnie. Rzeczywiście jest walka, jest wysiłek, jest zderzanie się, ale my możemy się przez to „wyrzyć”. Myślę, że to najlepsza forma rehabilitacji, gdyż można porzuć mięśnie, o istnieniu których nie miało się pojęcia. Dla mnie rewelacja!

– A jak wygląda sytuacja na naszym podwórku, w naszym regionie?

– Kiedyś istniała w Elblągu drużyna, działająca pod IKS „Atak”, która do zeszłego sezonu była w lidze i grała. Z racji tego, że były w niej osoby rozrzucone po całym naszym województwie, drużyna rozpadła się, zabrakło lidera, który poprowadziłby to dalej. Są plany, aby zebrać osoby z naszego regionu, które grają w innych drużynach w Polsce, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.

– Jaką rolę odgrywa w Twoim życiu sport?

– Sport to dla mnie odskocznia od rzeczywistości, dzięki niemu jestem sprawniejszy, bardziej dowartościowany, to jeden z motorów napędzających mnie do lepszego funkcjonowania. Cieszę się, że dzięki wsparciu żony i córki mogę to robić. Po ostatnich mistrzostwach Europy miałem kryzys i chciałem zawiesić koszulkę. Stwierdziłem, że grać już nie będę, bo z racji wieku i braku czasu, już się do tego nie nadaję. Nie minął rok, jak poczułem, że czegoś mi brakuje, że nie mam celu, nie mam co ze sobą zrobić. Żona przekonała mnie jednak, abym wrócił.

– Czy sport pomógł Ci po wypadku?

– Sport zawsze był obecny w moim życiu od najmłodszych lat. Chodziłem do klasy sportowej, uprawiałem piłkę ręczną, od zawsze spędzałem czas na boisku, sport nigdy więc nie był dla mnie obcy. Kiedy 16 lat temu uległem wypadkowi, poczułem się osobą nieużyteczną i długo zastanawiałem się jak będzie wyglądało teraz moje życie. Zacząłem szukać sportu, który będę mógł uprawiać z tak dużą niepełnosprawnością (od red. porażenie czterokończynowe). Przypadkiem trafiłem do Warszawy do ośrodka rehabilitacyjnego i tam poznałem kolegę, który zaprowadził mnie na trening warszawskiej drużyny rugby na wózkach. Usiadłem na wózek i poczułem, że to jest to. To chyba była miłość od pierwszego wejrzenia. (śmiech). Moim zdaniem najważniejsze są jednak chęci. Niepełnosprawności czterokończynowe to duże porażenia, ciało działa w 20 proc., i to od nas zależy czy mamy na tyle siły i samozaparcia, żeby uprawiać akurat rugby na wózkach. Ten sport umożliwia grę wszystkim zawodnikom zarówno słabszym jak i mocniejszym, ponieważ każdy zawodnik jest klasyfikowany punktowo według swojej niepełnosprawności (od 0,5 do 3,5 ptk). Gra składa się z 4 zawodników, a na boisku mogą znajdować się zawodnicy, którzy nie przekraczają 8 punktów. Drużyna w której gram przez ostatnie 2 lata z rzędu zdobywała vicemistrzostwo Polski, w tym roku mamy nadzieję na złoto. Możemy pochwalić się, że pobiliśmy także rekord Guinessa w grze na czas – razem z warszawską drużyną graliśmy w rugby 25 godzin i jedna minutę non stop.

– Co było najtrudniejszym momentem dla Ciebie po wypadku?

– Przejście do normalnego, samodzielnego funkcjonowania. Kiedy w szpitalu, ocknąłem się po wypadku, nie mogłem się ruszać, totalny paraliż. To był trudny moment. A potem przyszła ciężka praca i długie 2 lata intensywnej rehabilitacji, aby dojść do siebie, samodzielnie jeść, jeździć na wózku, dostosować się do rzeczywistości.

– Czy wypadek zmienił Cię wewnętrznie, czy zmieniło się Twoje postrzeganie świata, ludzi?

– Na pewno jestem innym człowiekiem i moje postrzeganie wielu spraw bardzo się zmieniło. Najbardziej zależało mi na zdrowiu i bliskich, więc miałem motywację. Pozycja siedząca zmienia człowieka, można dostrzec to, czego nie widziało się chodząc, m.in. bariery architektoniczne oraz podejście ludzi do siebie.

– Co uważasz za swój największy sukces?

– To, ze mam piękną żoną i córeczkę. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie nie będę mógł mieć dzieci, mój świat wtedy runął, na szczęście stało się inaczej i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.

– Jakie masz plany na nabliższy czas?

– Przygotowania do eliminacji do Mistrzostw Europy. Jednak moim marzeniem sportowym na ten czas, to wyjazd na Paraolimpiadę. 3–4 lata temu podczas kwalifikacji do Paraolimpiady w Londynie byliśmy bardzo blisko, bowiem zajęliśmy wtedy 4 miejsce. Zadecydowała dogrywka, w której przegraliśmy tylko jednym punktem.

– Czy ze wszystkich sportowych wyjazdów jest wydarzenie, które szczególnie utkwiło ci w pamięci?

– Owszem. Byłem na Mistrzostwach Swiata w Vancouver w Kanadzie, gdzie mogłem zobaczyć światowe rugby, najlepsze drużyny, świetnie zorganizowaną imprezę, coś tak wielkiego, co przerosło moje oczekiwania. Nie sądziłem, że będąc po tym co mi się stało w życiu, będę miał możliwość tam pojechać, zobaczyć i zagrać. Wypadliśmy wtedy rewelacyjnie, zajęliśmy 7 miejsce. Jak mówili komentatorzy byliśmy czarnym koniem, który przyjechał i ograł kilka bardzo dobrych drużyn. Polska wtedy mocno zaistniała na parkietach światowych, a nasze nazwiska są rozpoznawane przez innych zawodników – to cieszy.

– Masz jakieś motto którym kierujesz się w życiu?

– Iść do przodu, nie patrząc za siebie, mieć jakiś cel i go realizować.

– Czy masz jakieś inne pasje poza rugby?

– Mam. Lubię ćwiczyć, więc wyrzucam negatywne emocje na siłowni, od niedawna mam też rower – hand–bike'a, o którym marzyłem. Odbyłem już kilka przejażdzek rowerowych z rodziną za miasto. Czekam, aż przyjdzie wiosna i będzie cieplej, wtedy będziemy jeździć częściej. Oprócz tego całkiem niedawno rozpocząłem przygodę z nurkowaniem. Mam nadzieję, że latem uda mi się to powtórzyć.

– Ale oprócz sportu, jest jeszcze codzienne życie, praca. Czym się zajmujesz?

– Pracuję w firmie ortopedycznej, która ma swoją siedzibę pod Poznaniem oraz zajmuję się odszkodowaniami. Z racji tego, że jestem tyle lat na wózku, myślę, że znam się na nich lepiej, niż osoby, które są początkującymi wózkowiczami. Z moich obserwacji wynika, że 90 proc. ludzi nie ma niestety odpowiedniej wiedzy, dotyczącej wykorzystania należnych im dofinansowań, świadczeń oraz przysługujących praw. Dlatego podczas spotkania z klientem oprócz pomocy w dobraniu odpowiedniego dla niego sprzętu, informuję go jakie papiery trzeba wypełnić, z jakimi kodami, za jakie pieniądze, itp. tak, aby uzyskał on jak największą kwotę na dofinansowanie.

– Na przestrzeni tych lat, sądzisz, że Elbląg się zmienił, stał się bardziej przyjazny dla osób niepełnosprawnych?

– Na pewno mieszkańcy mocno się zmienili, nie patrzą już z politowaniem, pożałowaniem, widok kogoś na wózku stał się bardziej normalny. Na pewno przebudowy skrzyżowań i chodników, umożliwiają lepsze, sprawniejsze poruszanie się po ulicach i chodnikach. Niestety pewne rzeczy są wciąż pomijane, a dostosowania obiektów są tylko „pozorne”. Co znaczy bowiem dostosowanie? A to, że wjadę gdzieś sam, bez żadnej asekuracji. Żałuję, że Stare Miasto nie jest zbyt przyjazne osobom niepełnosprawnym, szczególnie puby, do których mam utrudniony dostęp ze względu na stopnie, które posiada większość z nich.

– Dziękuję za rozmowę.

  Aleksandra Garbecka, fot. Karol Malec Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 12309

Print Friendly, PDF & Email