Warto przeczytać: „Houston, lecimy!”

Warto przeczytać: „Houston, lecimy!”
Fot. materiały dystrybutora/pixabay.com

Jak wygląda praca kontrolerów lotów misji kosmicznych, co trzeba umieć, by tak fascynującą, ale i odpowiedzialną pracę wykonywać, jak była ich rola w pierwszych lotach promów załogowych. Drzwi do świata NASA odsłania Paul Dye, wieloletni dyrektor lotów Agencji, w książce „Houston, lecimy!”.

O Centrum Lotów Kosmicznych imienia Lyndona B. Johnsona w NASA w Houston w Teksasie słyszał chyba każdy. Nie tylko osoby zainteresowane sprawami eksploracji kosmosu i misji kosmicznych. Centrum koordynuje i monitoruje wszystkie załogowe loty kosmiczne Stanów Zjednoczonych.

W pierwszym odruchu to miejsce może kojarzyć się z pamiętnymi słowami „Houston, we have a problem”, wypowiedzianymi przez astronautę misji Apollo 13 Johna Swigerta. Rozpowszechnione m.in. przez film Apollo 13, zadomowiły się już (w wersji nieco zmodyfikowanej w porównaniu z oryginalną) w popkulturze i języku.

Centrum może kojarzyć się też z obrazami znanymi z rzeczywistych lądowań i z ich różnych filmowych wyobrażeń. Sala siedzących za monitorami komputerów osób, które w napięciu i skupieniu spoglądają na dane, pomagając astronautom w kluczowych, kryzysowych momentach, które jako pierwsze świętują, gdy misja się powiedzie, jako pierwsze też zdają sobie też sprawę z katastrofy. Ileż to podobnych scen, odnoszących się do pracy kontrolerów lotów, znamy z filmów i seriali.

Na ile jednak rzeczywisty jest ten obraz? Kim są ci ludzie ze słynnego Houston o stalowych nerwach, od których pracy zależy często życie innych ludzi i sprzęt wart niewyobrażalnych pieniędzy?

Przez ten świat prowadzi nas Paul Dye, były wieloletni dyrektor lotów NASA. W 1982 roku uzyskał dyplom inżyniera lotnictwa ze specjalizacją w projektowaniu i oblatywaniu samolotów. Jednak jego czterdziestoletnie doświadczenie zawodowe obejmuje pracę inżyniera, konstruktora i pilota.

Pełniąc funkcję dyrektora lotów, zaangażowany był w 39 misji kosmicznych NASA. Podczas dziewięciu z nich pełnił funkcję głównodowodzącego. W 2013 roku przeszedł na emeryturę będąc wówczas najdłużej pełniącym stanowisko dyrektorem lotów. NASA wyróżniła go Medalem za Wybitne Zarządzenie oraz Medalem za Znakomity Przebieg Służby.

Opisywany świat zna więc jak mało kto i śmiało może przybliżać nam ten nieco tajemnicze i w sumie mało znane środowisko. W swojej opowieści przeplata wątki autobiograficzne, tłumaczy na czym polega praca kontrolera lotu, przywołuje historię amerykańskich, kosmicznych misji załogowych, również tych zakończonych tragicznie jak wahadłowców Challenger i Columbia. Odsłania też nieco jak działa NASA.

Jego „Houston, lecimy!” to równie w pewnym stopniu opowieść o zarządzaniu ludźmi i skomplikowanymi przedsięwzięciami, o podejściu do eksploracji przestrzeni kosmicznej, o podejmowaniu szybkich, odważnych decyzji w warunkach trudnego do wyobrażenia stresu.

Zawsze uczyłem kontrolerów lotu, by przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji dotyczącej kierunku działań, mieli w zanadrzu choć jedno wyjście alternatywne. Czasem takim wyjściem może być niepodjęcie żadnych działań, a czasem zrobienie rzeczy odwrotnej do tej, która jako pierwsza przyszła nam do głowy. W każdym przypadku chodzi o to, że nawet gdy potrzebna jest szybka reakcja, zastanowienie się nad choć jednym rozwiązaniem alternatywnym może nam uświadomić, że nasz wyjściowy pomysł był słaby. Może być i tak – powtarzam kontrolerom – że plan alternatywny okaże się tak głupi i pozbawiony logiki, że nabierzemy większego przekonania do planu pierwotnego. Będziemy wtedy wdrażać go z większą pewnością siebie

– pisze w jednym z rozdziałów Dye.

Nie jest to może opowieść łatwa, w niektórych momentach wymaga nieco wysiłku, by zrozumieć sens i przebieg choćby niektórych manewrów na orbicie, ale wszystkim ciekawym tego kosmicznego świata powinna przynieść satysfakcję.

ekr/
Źródło: naukawpolsce.pap.pl
Print Friendly, PDF & Email