W świątecznym nastroju

W świątecznym nastroju
Fot. pixabay.com

Świąteczny nastrój …to cenny stan. Jest kombinacją wielu czynników. Chciałam niektóre z nich krótko przybliżyć, zaznaczając, że kolejność jest zupełnie nieprzypadkowa ima pewną logikę. Najszybciej zauważalne, bo najpierw zaczynające się, są zmiany wotoczeniu. W reklamach coraz więcej śniegu i coraz częściej i coraz głośniej „dzwonią dzwonki sań”.

Przy tym bloki reklamowe też coraz dłuższe, bo i jak tu upchnąć te całe hordy zabawek, biżuterii i sprzętu AGD, a przecież jeszcze musi się gdzieś zmieścić oferta kredytu na rewelacyjnych warunkach, bo za coś to wszystko trzeba kupić. W ślad za tym, mniej więcej w tym samym czasie, owe cuda dobrobytu pojawiają się w sklepach, w których coraz trudniej przebić się między porozwieszanymi łańcuchami i bombkami i nie oślepnąć od wszechogarniających nas światełek i lampek. Z głośników oczywiście płyną wprawiające nas w błogostan świąteczne przeboje i kolędy. Jest cudownie. Jest tak cudownie że, zupełnie nie wiedzieć czemu, z powodów, jakich nie umiemy wyjaśnić, kiedy czar już minie, kupujemy całej rodzinie czerwone sweterki z reniferkiem, opcjonalnie Mikołajem lub przesłodko wyglądającym elfem. Bo są takie piękne…

Ja osobiście ze sweterkami sobie radzę, choć każdego roku wymaga to więcej siły woli. Nie umiem przejść obojętnie obok jarmarków ozdób świątecznych. Nieważne, ile ma się ich w domu i czy jest jeszcze na nie miejsce. Zawsze znajdzie się coś, czego jak to się stało, że jeszcze nie mamy?

Najwięcej – wiadomo – musi być lampek. Nie tylko w wiadomych celach obwieszenia choinki, powiedziałabym nawet, że ten cel jest podrzędny. Priorytetem jest nawciskanie ich wszędzie tam, gdzie mogą się zamienić w lampkę o cudownie ciepłym i kojącym świetle. Ciemnym nieco, ale nastrojowym. I tak takie „lampiony” pojawiają się niby to przypadkiem już w okolicach listopada, kiedy to zmiana czasu wydłuża ciemne zimne wieczory, wprowadzając oczywiście w świąteczny nastrój.

Można oczywiście narzekać, bo tak wypada, bo przyjęło się narzekanie na ten świąteczny chaos i komercjalizację, ale w głębi duszy trochę lubimy otaczać się tym wyglądającym zza każdego rogu świątecznym nastrojem. Jest wyjątkowy, a to w jakim stopniu mu ulegamy, to już inna bajka. Świąteczna.

Właśnie – bajka. Natężenie filmów, programów i bajek o tej tematyce jest, delikatnie mówiąc, dość duże. Każdy ze sztandarowych bohaterów bajek i filmów naszych dzieci musi mieć swoje świąteczne wcielenie, musi i już. Każdy film z „Święta” we wszystkich przypadkach w tytule musi mieć swój sequel. Bo co oglądać, jak już wrócimy obłożeni zakupami, w sweterku w reniferki, jak nie „Kronikę Świąteczną 46” albo „Listy do Mikołaja 36”. Cały w tym urok. Ale to nie koniec. Bo cóż nas nie nastraja bardziej błogim wspomnieniem rodzinnych Świąt, jeżeli nie zapach gotowanego bigosu. W zależności od tego, kto kiedy go zaczyna gotować, ów błogość przychodzi od 10 do 2 dni przed Wigilią. Jak jest bigos, muszą być ciasteczka, te wyjątkowe, w kształtach choinek, gwiazdek, krasnali itp. My pieczemy je w ilości przemysłowej tydzień przed Wigilią, tak żeby trochę ich pojeść wcześniej, ale nie wciągnąć wszystkiego do Świąt. Lata praktyki. Potem to już ubieranie choinki, spotkania rodzinne i Święta w swojej kwintesencji. Całe trzy dni. Dlatego tak ważny jest ten czas przed. Wydłuża tę atmosferę. Wiem, że bieganina, wiem że chaos, wiem, że czasu brak, ale coś w tym jest.

Ustaliliśmy więc, że nastrój świąteczny tworzy mnóstwo spraw. Mam wrażenie, że teraz jego oddziaływanie jest nam potrzebne jak nigdy wcześniej. Żeby odetchnąć, żeby zrozumieć, żeby poczuć pewność, że coś się nie zmienia, że jest jakaś stała w tym wszechświecie, której jeszcze nie ruszyliśmy z jej fundamentami. Że bezkarnie możemy się w ten chaos zanurzyć. Bo może nie jest normalnie, ale już normalniej niż rok temu. Oby tendencja była rosnąca.

Z Clubem Rotary z Mikołajem chodzimy do dzieci od sześciu lat. W tym roku mamy mocny plan faktycznie do nich dotrzeć. Pośpiewać kolędy, rozdać paczki, porozmawiać, pośmiać się, pograć z Mikołajem na gitarze. Dobrze, może będziemy w maskach, ale nie zostaniemy na dworze jak w zeszłym roku, kiedy tylko pomachaliśmy zza okna. Będziemy z dziećmi. To już dużo. Teraz dużo, bo jeszcze dwa lata temu nie wydawało nam się to jakoś szczególnie specjalne. Teraz doceniamy wszystko.

Print Friendly, PDF & Email