Nadzieja...

Nadzieja...
Fot. pixabay.com

Listopad jest tym szczególnym miesiącem, gdy wszystko zdaje się przypominać o przemijaniu. Aura, święto zmarłych, bliski koniec roku… Często ulegamy nastrojom, a wówczas trudniej udźwignąć problemy; zaczynamy tracić nadzieję, a nasilająca się depresja może popchnąć do kroków ostatecznych.

Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach Razem z Tobą w listopadzie 2019 roku.

W naszym cyklu „Sam na sam z…”, psycholog Ewa Jędrzejewska radzi, jak się nie poddać trudnym okolicznościom.

„Lepiej zapalić świecę, niż narzekać na ciemności”, powiedziała Eleonora Roosevelt. Chciałabym, by było to motto do naszego dzisiejszego spotkania, które ma mówić o nadziei – czym jest, i czy warto ją mieć?

Co to jest nadzieja? Trudny temat, ale bardzo „na czasie”. Bo jest listopad, a to czas, gdy szczególnie zastanawiamy się, nad sensem życia, sensem wiary i nadziei. Myślimy o bliskich sobie ludziach, którzy odeszli, za którymi tęsknimy. Sądzę, że w różnych okresach życia, nadzieję rozumiemy inaczej. W dzieciństwie jest to oczekiwanie na coś szczególnie ekscytującego, nowego. Przygotowujemy się do „prawdziwego życia” i oczekujemy, że spotka nas wszystko, co najlepsze, co sobie zamarzymy. Można powiedzieć, że nadzieja jest wtedy odwagą pragnień – chcę być sławny, bogaty, chcę poznać kogoś wyjątkowego, chcę zwiedzać świat. Młody człowiek wierzy w spełnienie swoich marzeń, dąży do nich całym wysiłkiem woli i energii. Jeśli nie sprawdzają się – uważa to za swego rodzaju „niedotrzymanie umowy”, może czuć się zawiedziony.

Człowiek dorosły wie już że losu nie dostaje się w podarunku, ani nie wygrywa w konkursie na młodość, urodę, talent. Że sami musimy stwarzać własną drogę, mając nadzieję, że nam się to uda. Nie oznacza to, że nie mamy marzeń – może tylko bardziej realne, adekwatne do rzeczywistości. Nasze nadzieje dotyczą rzeczy bardziej „namacalnych” – zdrowia, spokoju, rodziny. Ale przede wszystkim musimy mieć nadzieję na to, że wszystko, co robimy – nasze życie – ma sens.

Wbrew pozorom to poczucie sensu życia nie zależy od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Znane są liczne przypadki osób, które znajdują się w sytuacjach z pozoru beznadziejnych, jednak obdarzone są wyjątkową pogodą ducha, promienieją zadowoleniem z życia. Inni, mimo iż obiektywnie powinni być szczęśliwi – nie są. Psychologia sensu życia – logoteoria i związana z nią logoterapia, zrodziła się na kanwie doświadczeń z pobytu w obozach koncentracyjnych. Mimo nieludzkich warunków bytowania, byli tam ludzie, którzy wbrew wszystkiemu pielęgnowali w sobie nadzieję. Mawia się, że jest matką głupich, ale pozwala często przeżyć, mimo iż wydaje się to niemożliwe.

Sądzę, że taka zdolność do optymistycznego spojrzenia w przyszłość jest cechą zmienną, również u każdego z nas. Wiele osób ma zdolność do popadania w depresję w okresie jesienno-zimowym. Tak zwana „depresja sezonowa” spowodowana jest mniejszą niż latem ilością światła słonecznego, przez co czujemy się przygnębieni, smutni, ociężali, senni, niechętnie odnosimy się do perspektywy kontaktów z innymi, przyszłość widzimy w czarnych barwach. Gorzej, gdy pojawia się ta „prawdziwa” depresja, nie związana z porą roku, która izoluje nas od otoczenia, sprawia, że odczuwamy lęk, często rozpacz, niepokój, mamy dość życia. Trudno w takim stanie o nadzieję i pozytywne myśli – o sobie i świecie. Są to przeżycia tak trudne, że często osoby dotknięte depresją wolą targnąć się na własne życie niż przeżywać dalej lęk, ból, i poczucie pustki. Czasem wystarczy impuls, pozornie błahy, by podjąć decyzję o zrealizowaniu wizji samounicestwienia. Można by rzec, że zabrakło nadziei lub nie potrafiliśmy jej znaleźć.

Co może pomóc? Myślę, że – jak już piszemy w tym cyklu „od zawsze” – nie pozostawajmy sami. Czasem jest tak, że dalsze życie wydaje się większym bohaterstwem niż wizja śmierci, ale warto uświadomić sobie, że wszystko przemija, jest zmienne, również nasz smutek, depresja, ból, niepokój. Spróbujmy wówczas czerpać siłę od innych – naszych bliskich, przyjaciół. Problem, który wydaje się nam niewyobrażalnie wielki, po przeanalizowaniu go z życzliwą osobą – zapewniam – nabierze realnych wymiarów i kształtów. Nie obawiajmy się prosić o pomoc – nie jest wstydem przyznanie się do własnych słabości, nie wahajmy się z tym, by zasięgnąć porady specjalisty, jeśli nasze życie wydaje się nam beznadziejne, ponure i nic nie warte lub też, gdy przeżywamy nagłą stratę i cały świat wydaje się nie mieć sensu. Przyjaciel, ktoś bliski, albo psycholog, terapeuta, są po to, by przywracać nadzieję tym, co już nie wierzą, że mogą ją odzyskać. Nie czekajmy biernie aż „coś samo się zmieni”. Może być za późno. Lepiej, jak w anegdocie o rabinie i Panu Bogu, „kupmy los na loterię” i pomóżmy sobie.

Ewa Jędrzejewska
Fot. pixabay.com
Print Friendly, PDF & Email