Recepta na udane wakacje bez dopalaczy

Recepta na udane wakacje bez dopalaczy
Fot. Adminstrator

„Patrycja zmarła po dopalaczach. Jej chłopak czeka na wyrok”, „Śmierć 21 – latka w szpitalu. Najprawdopodobniej po dopalaczach”, albo „Ojciec po dopalaczach zajmował się trójką dzieci”. To nie są tytuły książek czy historie wyssane z palca. To samo życie, najprawdziwsze, autentyczne nagłówki prasowe, których przybywa z każdym dniem. Jaki z tego wniosek? Polska młodzież jest na jednym wielkim „haju”. A takich przypadków o zatruciach i śmierci będzie znaczniej więcej. Wakacje tuż tuż – czas, kiedy młodzież rzuci się w wir zabawy i imprez, podczas których będzie poznawała nie tylko nowe osoby, ale i nowe doznania. Producenci „pachnidełek” już czekają ze zniecierpliwieniem, bowiem okres letni to dla nich prawdziwe żniwa.

W USA nazywane są „smart drugs”, czyli szybkie, inteligentne, bystre narkotyki, które mają za zadanie wywołać pożądany stan euforii, lub też pobudzić. Jak się okazuje euforia i stan przyjemnego pobudzenia to niejedyne działania tych specyfików. Lekarze, którzy na co dzień mają styczność z osobami będącymi pod ich wpływem, mówią, że dopalacze są bardziej nieprzewidywalne niż marihuana czy amfetamina, o alkoholu nie wspominając. W przypadku uczuleń lub przedawkowania lekarze często nie wiedzą, co robić. Nie ma nad nimi kontroli – z powodu absurdalnego prawa sprzedawane są jako… przedmioty kolekcjonerskie. Oficjalnie służą do położenia na półce i oglądania (hehe dobre sobie;) A co robią z nimi dzieciaki? Zażywają i zapijają alkoholem.

Od kilku ładnych lat rząd walczy z dopalaczami, zakazując sprzedaży kolejnych substancji chemicznych, jednak jak pokazuje rzeczywistość, chemicy bywają sprytniejsi, szybsi, chociażby od ministra zdrowia. Gdy tylko pojawia się uaktualniona lista zakazanych substancji psychoaktywnych, specjaliści od owych specyfików, tworzą kolejne chemiczne kombinacje, które z prędkością światła pojawiają się w tzw. pachnących domkach. A skoro nie są wciągnięte na listę, to znaczy, że są legalne.

Jakiś czas temu, bodajże w kwietniu br. Marek Jarosz, szef elbląskiego sanepidu, wypowiedział wojnę dopalaczom i osobom odpowiedzialnym za ich dystrybucję. Najpierw zgromadził i przebadał kilkadziesiąt próbek substancji psychoaktywnych, następnie postawił przed sądem handlujące tymi środkami. Można powiedzieć, że to precedens na skalę ogólnopolską, gdyż nie zdarzyło się jeszcze, by w tak krótkim czasie pociągnąć do odpowiedzialności osoby stojące za rozpowszechnianiem substancji narkotyzujących i szkodzących ludzkiemu zdrowiu. W Elblągu trwa właśnie proces przeciwko dwóm mężczyznom, którzy prowadzą sieć sklepów z dopalaczami.

Jak to mówią, dobre i tyle, ale czy to nie walka z wiatrakami? Dwa sklepy być może zostaną zamknięte, ale kolejne cztery pojawią się w sieci. Handlarze są sprytni i szczerze mówiąc nie zazdroszczę organom ścigania, bo to wyzwanie zupełnie innego kalibru. Sprzedawcy na tyle się wycwanili, by uniknąć odpowiedzialności, rejestrują swoje sklepy internetowe w innych krajach, albo używają eufemistycznych określeń, by nie wzbudzić podejrzeń policji, np. tytułując aukcje „odświeżacz do bidetu” lub „zapachy do szafy”.

Skoro więc z góry jesteśmy na przegranej pozycji (mam tu na myśli tę część społeczeństwa, dla której substancje psychoaktywne szczęścia nie dają), może warto by zastanowić się, jak zminimalizować przyrost tragicznych w skutkach zdarzeń z udziałem niepełnoletniej młodzieży i w jaki sposób kontrolować „podaż” nowych dopalaczy. Być może mój pomysł dla niektórych wyda się absurdalny, ale idąc tokiem myślenia elbląskiego sanepidu, należałoby, po pierwsze więcej mówić i uczulać nie tylko w szkołach, o tym, że dopalacze zabijają, a po drugie przebadać DOKŁADNIE działanie substancji, które są już dostępne na rynku, dopuścić do użycia najbezpieczniejsze z nich i sprzedawać je legalnie w aptekach z załączoną ulotką informującą, co dana pigułka zawiera i w jaki sposób może zadziałać. Przecież cała masa antydepresantów, leków przeciwbólowych, antybiotyków również wywołują skutki uboczne. A i jeszcze jedno! Przede wszystkim pozbyć się kłamliwego nazewnictwa, że to tylko przedmioty kolekcjonerskie. Każdy o zdrowych zmysłach wie, że to fikcja. Uważam, że to jedyna słuszna droga, by móc kontrolować produkcję i sprzedaż dopalaczy, inaczej wytworzy się kolejne podziemie. Wystarczy, że mamy już aborcyjne, czy narkotykowe.

  Agnieszka Światkowska Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 12730

Print Friendly, PDF & Email