Psychiatra: PTSD stosowane jest jako skrót myślowy

Psychiatra: PTSD stosowane jest jako skrót myślowy
Fot. SHVETS production / Pexels

Istnieje ogromna grupa problemów związanych z traumą – o bardzo różnym przebiegu objawowym, ale nie kwalifikujących się jako PTSD. To zaburzenie stosowane jest często jako skrót myślowy – powiedział PAP dr Radosław Tworus, psychiatra, kierownik Kliniki Psychiatrii, Stresu Bojowego i Psychotraumatologii WIM.

Doświadczenia związane z wojną zostawiają ślad w psychice aż 80 proc. cywilów pochodzących z miejsca ogarniętego konfliktem. Z badań opublikowanych w 2021 r. wynika, że tylko 10 proc. ludności cywilnej Syrii nie ma problemów związanych ze zdrowiem psychicznym (BMC Psychiatry). Częsta zmiana miejsca zamieszkania w wyniku wojny sprzyja rozwinięciu się symptomów świadczących o PTSD (zespół stresu pourazowego).

Nawiązując do tych danych specjaliści zwracają uwagę, że w związku z wojną w Ukraninie, zapotrzebowanie na pomoc psychiatryczną w Polsce będzie wzrastało.

Dr Radosław Tworus, psychiatra z Wojskowego Instytutu Medycznego, powiedział w rozmowie z PAP, że od czasu kiedy polscy żołnierze zaczęli uczestniczyć w konflikcie w Iraku i Afganistanie, termin PTSD stał się bardzo popularny. Jego zdaniem polscy psycholodzy i psychiatrzy doskonale poruszają się w tematyce traumy i zdarzenia traumatycznego, jednak problem sprawia sam proces diagnostyczny.

– Dostrzegam problemy w obszarze procesu diagnostycznego – czyli w procesie powiązania traumy życiowej, zdarzenia traumatycznego – z aktualnymi objawami – powiedział ekspert. Doprecyzował on, że „jeśli w linii życiowej człowieka widać jedno lub kilka zdarzeń traumatycznych, to bardzo często nadrozpoznajemy PTSD, wiążąc aktualne problemy ze zdrowiem psychicznym – ze zdarzeniem z przeszłości – i nazywając je PTSD”.

Dr Tworus podzielił się doświadczeniem z kliniki, w której pracuje.

– W Klinice Psychiatrii Stresu Bojowego i Psychotraumatologii widzimy, że PTSD stosowane jest jako skrót myślowy. Zapominamy o szeregu innych zaburzeń, związanych z doświadczeniem traumy – to jest depresja reaktywna, stany lękowe, reaktywne zaburzenia lękowo-depresyjne czy cały szereg zaburzeń określanych jako zaburzenia adaptacyjne. To ogromna grupa problemów, które mogą być związane ze zdarzeniem traumatycznym – o bardzo różnym przebiegu objawowym, ale nie kwalifikujących się jako PTSD – powiedział Tworus.

Zanim jednak dojdzie do zdiagnozowania problemu przez specjalistę, ważną rolę w rozpoznaniu niepokojących symptomów u osoby z doświadczeniem traumy lub zdarzenia traumatycznego – mogą mieć osoby z najbliższego otoczenia.

Naukowcy z University of East Anglia sprawdzili, czy dorośli mają podstawową wiedzę na temat zaburzeń zdrowia psychicznego. Poprosili 310 nauczycieli i 487 rodziców o wskazanie symptomów traumy; zdarzeń mogących skutkować PTSD oraz sposobów leczenia PTSD. Z opublikowanych w kwietniu br. wyników tego badania wynika, że dorośli są dobrze zorientowani w określaniu symptomów, ale nie znają ścieżki leczenia. Naukowców zaskoczyło również, że respondenci uznali rozwód w rodzinie, jako zdarzenie mogące skutkować PTSD. (Co nie jest prawdą, biorąc pod uwagę międzynarodowy system klasyfikacji).

Dr Radosław Tworus zwraca natomiast uwagę, że w Polsce pacjenci chętnie wystawiają sobie diagnozę sami.

– Odradzam stawiania rozpoznań. Nasze życie bardzo przyspieszyło i chętnie szybko wszystko chcemy nazwać. Bardzo często spotykam się z sytuacją, że przychodzi do mnie pacjent i oznajmia, że ma depresję. Rozumiem, że mówi to na podstawie przeczytanych informacji, albo usłyszał wprost od osoby z najbliższego otoczenia – zauważył dr Tworus. Zaznaczył, że o ile samodiagnozowanie nie jest dobre, o tyle ważna jest rozmowa z osobami z najbliższego otoczenia, które jako pierwsze dostrzegają niepokojące sygnały w zachowaniu.

Ekspert podkreśla, że nawet rozmowa miedzy dwoma bliskimi osobami jest formą interwencji kryzysowej i nie można jej przeprowadzać w biegu. Oznacza to, że rozmówcy powinni sobie zarezerwować przynajmniej 30 minut.

– Osoba, która chce zacząć taką rozmowę, musi przemyśleć, co chce powiedzieć, w jakiej kolejności, jak nazwać pewne terminy, umiejscowić pewne zdarzenia w czasie – nie może to być ogólna rozmowa – zaznacza dr Tworus. I dodaje: „dobrze zacząć od słów: «będę chciał Ci powiedzieć coś, co może się wydać niekoniecznie przyjemne i miłe – nie mówię tego by Cię urazić, ale dlatego, że Cię kocham, martwię się; widzę, że coś się dzieje»”.

– I tu powinno paść coś konkretnego, np. że „od dwóch miesięcy – od czasu Bożego Narodzenia – zachowujesz się inaczej – widzę, że nie śpisz, jesteś rozdrażniony”. Powinny paść przykłady: „miałeś zapłacić rachunki; wyjechać z dziećmi na weekend, ale nie zarezerwowałeś pokoju”. Jednocześnie powinny padać zapewnienia, że nie jest to forma oskarżenia, tylko zwrócenie uwagi – zaznaczył dr Tworus. Podał też inny zestaw słów, który zabrzmi pomocnie: „mówię ci to dlatego, że tracimy siebie nawzajem, a jestem żeby Cię wspierać”.

– Należy pokazać problem, ale go nie nazywać, bo w innym przypadku – od razu nastąpi kontra i najbliższa osoba może usłyszeć – „sama zwariowałaś i sama idź do lekarza” – uczulił specjalista.

Dr Tworus przyznaje, że nie zawsze pierwsza rozmowa jest udana, ale dobre przygotowanie do niej zwiększa szanse na powodzenie. Do całego procesu – zdaniem eksperta – należy podejść jak do negocjacji, w których trzeba wykonać kilka podejść. Za każdym razem liczą się nowe argumenty i trochę inny zestaw słów.

Jeśli kolejne próby nie odnoszą skutku, a wywołują jedynie efekt przygnębienia osoby, która je inicjuje, powinna ona sama zwrócić się do specjalisty/terapeuty, żeby wzmocnić siły. Zdaniem dr Tworusa chodzi o to, żeby nauczyć się odreagowywać własne emocje, ale też zdobyć informacje potrzebne do podjęcia kolejnej interwencji.

– W wojsku mówimy o „przegrupowaniu wojsk” i odtworzeniu „gotowości do działania”. Jeśli poniosłem porażkę w zmotywowaniu bliskiej osoby do leczenia – do tego stopnia, że sam sobie nie radzę ze swoimi emocjami – to się wycofuję – idę do specjalisty – regeneruję siły, uzyskuję nowe informacje – i albo jeszcze raz przystępuję do procesu, albo stwierdzam, że nie daję rady i niestety – jeśli chodzi o związek małżeński – może się to skończyć rozwodem – wytłumaczył specjalista.

Dr Tworus przyznaje, że ogromny wpływ na rozwiązanie problemu ma czas. Im dłużej człowiek zwleka z interwencją, tym szybciej wypala się emocjonalnie.

– Jeśli widzimy, że coś się dzieje, to nie czekajmy i nie zakładajmy, że przejdzie. Tak może minąć rok i dwa, podczas których problemy się utrwalają. Poza tym ciągnące się miesiącami problemy utwierdzają nas w przekonaniu, że są nie do rozwiązania – ostrzega specjalista. Dodaje, że taka postawa bardzo utrudnia terapeucie pracę – jeśli w końcu dojedzie do spotkania.

– Taka osoba na pierwszym spotkaniu ze mną jest już wypalona emocjonalnie. Jako terapeucie nie udaje mi się przebić muru, bo każda moja wskazówka i komentarz kończy się stwierdzeniem: „to nie wyjdzie”.

Urszula Kaczorowska / PAP – Nauka w Polsce
Print Friendly, PDF & Email