Przygody kupca Johana cz.11

Czas szybko uciekał, a wydarzenia następowały tak szybko, jedno po drugim, że sam Długosz miałby problem z ich szczegółowym opisem. Minęło lato, o którym można śmiało powiedzieć, iż było przełomowe w losach Polski.

Wspaniałe zwycięstwo pod Grunwaldem, zakon upokorzony, a w Polakach dawno niespotykana duma i radość. Tak też wyglądał wrzesień w majątku Jerzego. Udane żniwa, pełne stodoły i spichlerze. Bolko i Piter też dzielnie poczynali sobie na treningach, że gdyby nie wspomnienia i obecność dwóch medytów, nikt by nie powiedział, iż niedawno o mało co wyzionęliby ducha po obrażeniach grunwaldzkich. Krzyżacy, choć dostali sromotne lanie, nie chcieli pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Jak to mieli w zwyczaju dalej mącili na zachodnich dworach, u  papieża i u części polskich możnych. Zbroili się, zbierali siły i posiłki
z zachodu oraz gotowali się do następnej wojny. W powietrzu czuć było napięcie, a wiele „gorących głów” aż rwało się do zwarcia.

Po odstąpieniu spod Malborka armia polska podążała do kraju w okolicy Bydgoszczy, w bitwie pod Koronowem po raz kolejny bracia zakonni wraz z najemnikami zastąpili naszym drogę. Armia Krzyżacka pod wodzą Michała Kuechmeistera z Nowej Marchii wyruszyła na rejzę – czyli wyprawę łupieżczą. W tym momencie najlepiej widać pobożne intencje braci zakonnych
z ogromnym krzyżem na piersiach. To właśnie tak „nieśli” oni słowo Boże i tak nawracali pogan, którzy notabene od pięciuset lat byli chrześcijanami.

Jeny, spakowawszy tabor ruszył na kolejną wyprawę handlową, tym razem do Poznania. Dla ochrony wozów miał do pomocy dwudziestu lekko zbrojnych i dwudziestu woźniców. Ciekawi świata i nowin oraz w celu poważnego zastanowienia się co do swojej przyszłości w wyprawę z Jerzym wybrali się również Piter i Bolko. Kto widział pożegnanie tych dwóch młodzieńców z pannami, Walą i Anką, ten nie miał wątpliwości, czym dla obu panien było to rozstanie. O ile Bolko przyrzekł Aniołkowi, iż z pewnością powróci z Poznania razem z Jerzym, o tyle Piter toczył wewnętrzną walkę w sercu, co dało się zauważyć przy pożegnaniu z Walą.

Oboje stali smutni i chyba ze łzami w oczach. Nic nie mówili, żadnych słów, żadnych gestów. Tylko ta cisza i oni. Gdy tabor był już daleko, Piter dwa razy zawracał w stronę Toporzyska, ale po chwili ponownie był już wśród towarzyszy. Widać było, że się miota. Na zdziwione spojrzenia Bolka tylko odrzekł – Gdyby nie Krysta.

Wieczorem, 9. października do taboru dotarł goniec z wieścią, iż od strony Tucholi maszeruje armia krzyżacka, która chce zdobyć Koronowo i zastąpić drogę wojskom polskim. Jerzy natychmiast kazał rozbić obóz otoczony wozami, a zbrojnym sposobić się do walki. Od Koronowa dzieliło ich około 30 kilometrów, ale Konie Jerzego słynęły z szybkości i wytrzymałości. Godzinę później dwudziestu trzech jeźdźców galopowało co koń wyskoczy traktem przez Nakło w kierunku Koronowa.

10. października, rankiem wojska krzyżackie zatrzymały się przed Koronowem i gotowały się do zdobycia przeprawy przez Brdę. W tym czasie grupa zwiadowców z Góry Łokietka obserwowała sytuację w terenie. Koronowo było jednak dobrze przygotowane do obrony, a i wokół aż roiło się od wojsk polskich. Te złe wieści spowodowały, iż dowódca armii krzyżackiej zarządził odwrót w stronę Tucholi. Polacy podniesieni na duchu wiktorią grunwaldzką i wściekli
za niepowodzenie pod Malborkiem rzucili się naprzeciw wrogowi. Po sforsowaniu Brdy dotarli do mostu bronionego przez polską piechotę i razem z nią oraz częścią obrońców Koronowa uderzyli na Krzyżaków.

Jakże ta bitwa różniła się od wielu stoczonych dotychczas. Bitwa pod Koronowem to coś w rodzaju krwawego turnieju, spotkania rycerskiego na modułę zachodnioeuropejską. Wojska  ustawione „w płot” tj. szyku, gdzie w pierwszej linii stali ciężkozbrojni w odległości kilku metrów jeden od drugiego, a za nimi w drugim szeregu ich lżej zbrojni giermkowie. Gdy armie się zwarły dochodziło do indywidualnych pojedynków. Po jakimś czasie bitwa została przerwana dla odpoczynku walczących, spożycia posiłku i zebrania rannych oraz zabitych, a po chwili walczono dalej. Tak bitwę przerywano dwa razy.

Grupa Jerzego dopiero teraz włączyła się do bitwy, a raczej przygotowała zasadzkę na trakcie w kierunku Świecia i Tucholi. Krzyżacy, w przypadku, wygranej tędy ciągnęliby z jeńcami i łupami, a po przegranej w tym kierunku salwowaliby się ucieczką. Dlatego właśnie tu zasadził się Jerzy ze swym oddziałem. Ściągnięte drzewa, obalone przez wichurę lub ze starości, utworzyły po obu stronach traktu wał. Cierniste krzewy wplecione i przymocowane do starych pni uzupełniały zasieki nie do przebycia. Przejście wiodło teraz tylko wąskim na kilka, kilkanaście metrów przesmykiem wzdłuż traktu.

Tak przygotowane miejsce doskonale nadawało się do niespodziewanego i skutecznego ataku na nawet wielokrotnie liczniejszego wroga. W tym czasie, w trzecim starciu, jeden z rycerzy polskich obalił krzyżackiego chorążego i odebrał mu sztandar. Rycerzem tym był krewny Jerzego również znaku Topór. Polski rycerz w hełmie grand basinet z przyłbicą typu psi pysk, w zbroi płytowej uzbrojony w młot bojowy musiał stoczyć jeszcze zwycięski pojedynek z francuskim rycerzem, również w hełmie grand basinet z pióropuszem i w zbroi płytowej na kolczudze oraz z mieczem kończystym w ręku. Przejęcie zakonnej chorągwi większej przez Polaków spowodowało wśród Krzyżaków ogromne zamieszanie i popłoch. Zaczął się pogrom armii krzyżackiej i niekontrolowany odwrót traktem w kierunku, gdzie przyczajony oddział Jerzego zastąpił im drogę.

Tu dopiero rozpoczęła się jatka. Pędzące wielką masą wojsko zakonne, poprzez układ terenu i przygotowane zasieki, musiało się raptownie ścisnąć, by móc się przedostać przez wąski przesmyk, na co czekali ludzie Jerzego. Grad strzał, oszczepów, toporów i potężne uderzenia młota bojowego powalały dziesiątki wojów spod znaku krzyża. Wielu ludzi z wojska krzyżackiego poniosło śmierć, a wielu innych dostało się do niewoli. Oddziały polskie przejęły bogate tupy i wzięły wielu jeńców pokonanej armii zakonnej, a następnie udały się do pobliskiej Bydgoszczy, gdzie powitał je sam Jagiełło. Król odwiedził rannych i nagrodził szczególnie zasłużonych.

Na specjalnej audiencji podjął rycerzy walczących pod znakiem Topór, Jerzego z Toporzyska, jego krewnego, który zdobył chorągiew wroga oraz Pitera i Bolka. Tym ostatnim podziękował za postawę pod Grunwaldem, za męstwo, ofiarność i przyczynienie się do uratowania życia osobie Króla. Zaś za dokonania pod Koronowem nadał obu młodzieńcom nieduże włości w strefie przygranicznej. Nieduże, ale bardzo ważne ze względu na bród, czyli miejsce przeprawy przez rzekę Brdę. Dumni młodzi rycerze przy nominacji prężyli się jak struna, a gdy Król osobiście uścisnął im prawicę i poklepał po ramieniu poczuli się naprawdę ważni. Po chwili namysłu Jagiełło, z powagą na twarzy ponownie zwrócił się do obu młodzieńców – Słyszałem o wyczynach i jatce, jaką wywołaliście na elbląskim zamku. Dlatego powierzam Wam bardzo ważną misję. Udacie się do Elbląga i pod przybranymi imionami będziecie tam Naszymi agentami. Elbląg to ważne, strategiczne nawet miasto na Prusach i dlatego tak na nim zależy zarówno Nam jak i Krzyżakom. Chodzi o to, by przechylić szalę na Nasza stronę.
Czy Piter i Bolko poradzą sobie? Ano zobaczymy.  Paweł Kulasiewicz Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 7981

Print Friendly, PDF & Email