Płyniemy z prądem alkoholowej rzeki

Płyniemy z prądem alkoholowej rzeki
Fot. Retro

„Piję, bo piję. Piję, bo lubię. Piję bo się boję. Piję, bo jestem obciążony genetycznie. (…) Piję, bo mam słaby charakter. Piję, bo coś mi się przestawiło w głowie. Piję, bo jestem spokojny i chcę się ożywić. Piję, bo jestem nerwowy i chcę ukoić nerwy. Piję, bo jestem smutny i chcę rozweselić duszę. Piję, kiedy jestem szczęśliwie zakochany. Piję, bo daremnie szukam miłości. Piję bo jestem zbyt normalny i potrzebuję odrobiny szaleństwa. Piję, gdy coś mnie boli i chcę ukoić ból. Piję z tęsknoty za kimś. I piję z nadmiaru spełnienia, kiedy ktoś przy mnie jest. Piję, kiedy słucham Mozarta i kiedy czytam Leibniza. Piję z powodu cielesnego uniesienia i piję z powodu seksualnego głodu. Piję, kiedy wypijam pierwszy kieliszek i piję, kiedy wypijam ostatni kieliszek. Wtedy piję tym bardziej, ponieważ ostatniego kieliszka nie wypiłem nigdy.”


Artykuł pierwotnie ukazał się na Razem z Tobą w 2009 roku


Znajome słowa? Może też miewasz takie myśli? Pijesz, bo chcesz czy musisz? Ten fragment z powieści Jerzego Pilcha,  pt. ”Pod mocnym aniołem” w doskonały sposób przedstawia ludzkie życie, jako jedną wielką libację alkoholową. Życie, które zaczyna się i kończy na butelce.  Brzmi nieprawdopodobnie? Niestety, to nie fikcja literacka. Alkohol, a co za tym idzie, jego nadużywanie, to nadal nasz największy problem.

O alkoholizmie rozmawiamy z Leszkiem Trzaską, terapeutą Centrum Odwykowo- Terapeutycznego mieszczącego się przy ul. Trybunalskiej 11 w Elblągu.

– Nie ma jednoznacznie określonej granicy pomiędzy nadużywaniem alkoholu a alkoholizmem. Istnieje jednak kilka warunków, które jasno określają, kiedy mamy do czynienia z nałogiem – wyjaśnia Leszek Trzaska.

Jest sześć objawów choroby:

Pierwszym jest utrata kontroli picia, czyli osoba, która pije, nie potrafi poprzestać na jednym bądź dwóch kieliszkach. Zazwyczaj dzieje się tak: zaczyna się od wypicia jednej butelki piwa dziennie, po której nic się nie dzieje. Kolejny dzień i również jedna butelka, ale następny dzień może wyglądać już inaczej i rozpoczyna się tzw. ciąg alkoholowy, który trwa do 7 dni lub ciąg opilczy, czyli ciąg trwający dłużej niż tydzień. Po tzw. ciągu, zazwyczaj następuje przerwa. Jej długość jest uzależniona od samego uzależnionego, którego w tym czasie dopada „zespół abstynencyjny”, czyli: drżenie rąk, lęki, bezsenność, większa potliwość, mdłości, przyspieszona akcja serca. Jeśli ktoś jest uzależniony od dłuższego czasu, to można zaobserwować tzw. delirium, a nawet omamy słuchowe i wzrokowe.

Drugim objawem jest głód alkoholowy. Mądre książki podają, że alkoholik z silną wolą może nie pić kilka lat. Zazwyczaj dzieje się tak, kiedy jest postawiony pod murem, kiedy rodzina może się rozpaść, kiedy bliska osoba stawia ultimatum itp. I wtenczas nie pije 2, 3, 4 miesiące, ale jak „załapie”, to znów wpada w ciąg. Objawy towarzyszące głodowi alkoholowemu są zbliżone do objawów zespołu abstynenckiego. – Często przychodzą do nas żony pacjentów i mówią: „mąż był lepszy jak pił, niż jak nie pije. Jest wybuchowy, rozdrażniony, agresywny. Niech da Pan jakąś tabletkę, która mu pomoże”.

– Niestety nie ma takiej tabletki, która spowodowałby zmiany w myśleniu, wymazałaby chęć wypicia – podkreśla Leszek Trzaska. Są specyfiki, które łagodzą objawy głodu alkoholowego, ale jeśli chodzi o płaszczyznę psychiczną, z tym pacjent musi radzić sobie sam. Nawet „wyleczony” alkoholik po terapii, do końca życia musi zmagać się z ciągłym głodem alkoholowym i nawrotami. Musi poznać tak siebie i sygnały jakie wysyła jego organizm, by umieć poradzić sobie z chęcią wypicia. Jak każda choroba chroniczna, a taką jest alkoholizm, ma swoje nawroty i trzeba być na to przygotowanym.

– Kolejne objawy to zmiana tolerancji na alkohol – wymienia terapeuta. Jest tzw. wzrost, który rozpoczyna się od inicjacji alkoholowej – organizm potrzebuje coraz większej dawki i coraz częściej. Niektóre pacjentki, które przechodzą terapię, mówią tak: Ciężko pracuję, praca, dom, dzieci. Przecież należy mi się chwila relaksu po całym dniu. Zapracowałam na to, by móc wypić jednego drinka. Ale z czasem jej organizm domaga się więcej i już nie pije jednego drinka, ale dwa lub trzy. W Stanach Zjednoczonych jest tak, że jak człowiek pije jednego drinka dziennie to jest OK., ale jak pije dwa, to idzie do terapeuty, bo przeczuwa, że coś już się z nim dzieje. A u nas jest tak, że osoba zgłasza się do nas po pomoc w momencie kiedy dzieje się już tragedia, kiedy osoba uzależniona nie ma już kontroli nad sobą i swoim problemem. Odwrotnym objawem jest spadek tolerancji, czyli wystarczy już mała dawka alkoholu, ale częściej. Pacjenci nazywają to „drugim rzutem” i wygląda to mniej więcej tak: chory wypija małą ilość alkoholu, upija się, zasypia, po godzinie budzi się i domaga się kolejnego kieliszka.

Nawrót. W momencie kiedy pojawia się myśl i chęć wypicia i kiedy pacjent zaczyna zachowywać się tak jak przed leczeniem – tłumaczy terapeuta.

Następnym objawem jest picie mimo wiedzy o szkodliwości alkoholu. Osoba uzależniona wie, że jego nałóg wpływa negatywnie na relacje rodzinne, życie zawodowe, mimo to sięga po alkohol.

Aby stwierdzić u kogoś uzależnienie wystarczą trzy z powyższych objawów.  Podstawowym jest utrata kontroli nad piciem.

Kobiety uzależniają się  szybciej

– Płeć niestety ma tu duże znaczenie – wyjaśnia Leszek Trzaska. Z obserwacji wynika, że kobiety uzależniają się szybciej, trudniej im wychodzić z nałogu, ale jak już wyjdą, łatwiej zachowują abstynencję. Chyba dlatego że gdy w środowisku powie, nie pije, to nie ma takiego nacisku, jak na mężczyznę, który jak powie, że nie pije, jest uznawany za mniej męskiego. Jednak bardzo często kobiety znajdują sobie uzależnienie zastępcze – są to zazwyczaj leki psychtropowe. Typowe tłumaczenie, to: „boli mnie głowa, mam migrenę, muszę coś wziąć żeby przetrwać” I podobnie jak przy alkoholu, zaczyna się od jednej tabletki, a kończy na garści. Na mityngach, taka kobieta mówi, że nie pije od 6 lat, a leków nie bierze od 3, bo dopiero po pewnym czasie zdała sobie sprawę, że z jednego nałogu wpadła w drugi.

Wykształcony – uzależniony

W dzisiejszym społeczeństwie coraz więcej osób z wyższym wykształceniem ma problem z nałogiem alkoholowym. Podobnie jest w Elblągu. Jeszcze 10, 15 lat temu dominowały osoby z wykształceniem zawodowym i średnim, teraz coraz częściej przychodzą osoby wykształceniem wyższym. Wynika to raczej z większej świadomości, ale i pewnie z presji jaką wywiera na daną osobę środowisko zawodowe i pracodawca, który na miejsce uzależnionego może mieć pięciu następnych.

Dno trzeba poczuć

Osobom z wyższym wykształceniem trudniej wychodzi się z nałogu, gdyż uważają, że mają większą kontrolę nad sobą. – Nic bardziej mylnego – mówi Leszek Trzaska, terapeuta. Rozum i inteligencja nie mają tu nic do rzeczy. Dno trzeba poczuć, by móc się odbić, by móc uświadomić sobie, ile zła wyrządza się sobie i swoim bliskim.

Cierpi alkoholik i wszyscy dookoła

Istnieje tzw. współuzależnienie. Alkoholik zajmuje się butelką, a ludzie, którzy obok niego żyją, zajmują się nim. Pytam nieraz swoich pacjentów: Macie dzieci? Żona uzależnionego odpowiada: Tak, dwoje. To ja jej odpowiadam: To ma Pani trójkę.

A to dlatego, że jak alkoholik zaczyna pić, to jego stan emocjonalny zatrzymuje się. Przestaje być odpowiedzialny, jest niekonsekwentny, potrzebuje ciągłej kontroli i opieki.

W tej poradni leczymy uzależnionych, współuzależnionych i DDA, czyli dorosłe dzieci alkoholików. Terapie prowadzone są przez specjalistów.

Terapia uzależnionego

Bywa, że osoba uzależniona przychodzi sama, ale i bywa tak, że to rodzina zgłasza problem. Według ustawy o wychowaniu w trzeźwości, w każdym mieście, gminie jest komisja przeciwdziałania alkoholizmowi. Problem zgłasza się dzielnicowemu, który dysponuje specjalnymi wnioskami, on też przeprowadza wywiad środowiskowy i osobę uzależnioną wzywa się do Urzędu Miejskiego (tak jest w Elblągu) i tam jest przeprowadzana rozmowa motywująca. To znaczy nakłania się, aby zgłosiła się do specjalisty, została zdiagnozowana i w odpowiedniej dla siebie placówce podjęła leczenie. Po podpisaniu zgody na leczenie, pacjent przechodzi podstawowy program leczenia. Jak to wygląda? Dostaje zalecenia, które musi spełniać, tj. przejść podstawowy program terapii. Jeśli się z nich nie wywiązuje, Urząd Miejski kieruje sprawę do sądu. Sąd powołuje dwóch biegłych: psychologa i psychiatrę. I jeśli biegli stwierdzą, że klient jest uzależniony od alkoholu, to sąd nakazuje albo leczenie ambulatoryjne, albo stacjonarne we wskazanym przez sąd ośrodku.

Podstawowy program terapii w całej Polsce wygląda jednakowo. Może być inna forma, ale cele są te same. Taka terapia trwa pół roku. Każdy pacjent przychodzi 2 razy w tygodniu na spotkania grupowe i raz na spotkanie indywidualne z terapeutą. Po co indywidualne? A po to, żeby pacjent mógł bardziej się otworzyć. Nie zawsze przed grupą potrafi, nierzadko krępuje się mówić o sobie na forum.

Poniedziałek to grupa tożsamości alkoholowej. Pacjenci zapoznają się z mechanizmami działania choroby.

Wtorek: grupa bezsilności. Pacjent musi uznać, że przegrał z alkoholem, żeby nie wychodził na tzw. ring, bo i tak przegra. W tej grupie osoby poznają swoje objawy, poznają co to jest głód alkoholowy i uczą się jak sobie z nim radzić. W tej grupie pacjenci uczą się również asertywności czyli umiejętnego odmawiania alkoholu, unikania wyzwalaczy to jest  miejsc, sytuacji, które mogą wyzwolić chęć wypicia.

Grupa środowa to grupa nawrotu. Pacjent przeżywający nawrót choroby, uczy się jak to przetrwać, jak nie dać się znokautować. W tej grupie duży nacisk kładzie się na aspekt: co ja robię dla swojej trzeźwości? W jakim jestem momencie akceptacji swojego nałogu? Człowiek jeżdżący na wózku inwalidzkim, pozbawiony nóg i możliwości normalnego poruszania się, będzie nieszczęśliwy dopóki nie zaakceptuje wózka. Podobnie jest z alkoholikiem. Musi on zaakceptować to, że będzie nim do końca życia, mimo intensywnego leczenia.

– Bywają tacy pacjenci, którzy przez kilka lat nie potrafią przejść pierwszej grupy, ale przychodzi taki moment, że mają w sobie tyle siły i zaparcia by pójść o krok dalej – zdradza Pan Leszek. Nigdy nikogo nie przekreśliłem. Zawsze staram się pokazywać dno i bagna alkoholizmu tak, by pacjent nigdy nie chciał na tym dnie znaleźć się ponownie – mówi terapeuta.

Czwartek to grupa terapii pogłębionej. Uczęszczają na nią osoby, które przeszły podstawowy program i chcą zrobić coś więcej. Terapia ta trwa około 10 miesięcy.

Oprócz tego jest grupa DDA czyli Dorosłych Dzieci Alkoholików.  Są to osoby, które nie radzą sobie ze wspomnieniami, które nie potrafią uwolnić się z pajęczyny alkoholowej, same zaczynają mieć problem z alkoholem itp.

Rodzina również może pomóc uzależnionemu – podkreśla Leszek Trzaska, terapeuta.

Po pierwsze szczera rozmowa. Wyzwolenie w uzależnionym silnej motywacji do tego, by podjął leczenie. Np. zbiera się cała rodzina i mówi alkoholikowi prawdę. „Tak bardzo Cię kochamy i nie chcemy patrzeć na Twoją śmierć. Jesteś dla nas ważny i chcemy dla Ciebie jak najlepiej”.

Drugi sposób to wspieranie w postanowieniu. Np.: wtorek, godz. 16.00, odbywa się terapia. Tatuś ma wyznaczony dzień i godzinę i dziś nie pójdzie z córeczką na spacer, bo ma spotkanie. Ważna jest również solidarność z alkoholikiem i podkreślanie tego, że nie tylko on nie będzie pił, ale i reszta jego rodziny.

– Podczas terapii, staramy się wbić do świadomości uzależnionych, że nie zabija ostatni wagon, a lokomotywa – mówi Leszek Trzaska.

W Elblągu uzależnionych i leczących jest coraz więcej. Wielu jednak nie podejmuje terapii, bo jak twierdzą nie mają problemu z piciem, a po prostu to lubią. Inni zaś albo stracili już nadzieję i nie chcą podejmować leczenia, z góry zakładając porażkę, bądź też nie mają odpowiedniej motywacji by zerwać z nałogiem. Obecnie na samą grupę tożsamości uczęszcza 30 osób, a na grupę bezsilności 25. NFZ finansuje leczenie 6 -12 osób z każdej grupy. To stanowczo za mało na dzisiejsze potrzeby.

O swoim uzależnieniu i o drodze do wytrzeźwienia zgodził się opowiedzieć Piotr, Anonimowy Alkoholik.

Kiedy zauważył Pan, że ma Pan problem z alkoholem?

To było jeszcze w szkole średniej. Kumple, koncerty, no i piwo – towarzysz z którym się nie rozstawałem. Pochodzę z bardzo konserwatywnej rodziny katolickiej, w której nie było miejsca dla alkoholu. Z matką nigdy nie potrafiłem się porozumieć. Byłem wariatem w oczach rodziny. Kiedy przyszedł czas matur, podczas egzaminu z języka polskiego, zamiast skupić się na pisaniu pracy, myślałem tylko kiedy wyjść i się napić. Potem piłem jeszcze więcej, ale nie wino czy wódkę, zawsze piwo. Byłem twardzielem, bo potrafiłem wypić kilkanaście a nawet kilkadzieścia butelek i chodzić o własnych siłach. Rodzice moich kumpli byli zawsze mi wdzięczni, że potrafiłem przyprowadzić ich syna, który już nie mógł stać na własnych nogach. Przyszedł czas studiów.  Wybrałem studia prawnicze, po to by udowodnić rodzinie, że jestem coś wart, że potrafię coś zrobić ze swoim życiem. Nie trwało to jednak za długo, gdyż już na studiach miałem tzw. drugi rzut. Piłem i to w niemałych ilościach. I co ciekawsze niekoniecznie z kumplami. Co raz częściej z zupełnie obcymi ludźmi. Któregoś dnia obudziłem się, spojrzałem w lustro i się przestraszyłem, bo zamiast siebie, zobaczyłem kogoś innego. To był wtedy już dla mnie sygnał, że coś się ze mną dzieje nie tak. W konsekwencji skończyłem zupełnie inne studia.

Jak wyglądała Pana droga do wytrzeźwienia?

Trwało to jeszcze jakiś czas, ale w końcu doszedłem do wniosku, że muszę coś ze sobą zrobić. Zgłosiłem się na terapię, bo przestałem mieć kontrolę nad sobą i swoim życiem.

Był to pomysł Pana czy kogoś z bliskich?

Decyzję podjąłem sam. Była to terapia w szpitalu. Wtedy wszystko wydawało się dziwne. Nadal do mnie nie dochodziło to, że jest ze mną aż tak źle. To jeszcze nie był moment kiedy zaakceptowałem fakt, że jestem alkoholikiem. Oczekiwałem tylko pomocy doraźnej. Chciałem przestać cierpieć. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, również alkoholików do dziś trzeźwiejących. Po jakimś czasie wyszedłem stamtąd i powiedziałem sobie, że jestem twardy i dam radę. Było to naprawdę złudne. Poznałem dziewczynę. Nie piłem kilka miesięcy. Potem zacząłem wykorzystywać ją do tego, by dostarczała mi alkohol. Tak zakończył się nasz związek. Przyszedł czas drugiej terapii. Wtedy też leczyłem się u psychiatrów, psychologów, którzy pomagali mi pogodzić się z samym sobą, z Bogiem, rodziną. To była terapia całościowa, zmieniająca obraz samego siebie i Boga, którego zawsze uważałem za tego, który tylko grozi palcem za występki, a nie za miłosiernego Stwórcę. Dziś nie piję od 17 lat i 5 miesięcy.

Czy byłby Pan w stanie wyjść z nałogu sam? Bez pomocy terapeutów?

Na pewno nie. Tu na mityngach otrzymałem fachową pomoc i wsparcie osób borykających się z podobnym problemem.

Czy mimo długotrwałej terapii, drzemie w Panu chęć wypicia?

Dziś nie, ale bywały takie momenty. To było w trzecim roku abstynencji, kiedy nagle poczułem smak piwa w ustach, a przecież go nie wypiłem.

Miał Pan wsparcie w rodzinie?

Jak mówi moja mama – ona to wymodliła.

Jak teraz wygląda Pana życie? Udało się Panu założyć rodzinę?

Jak już wspomniałem nie piję od 17 lat i każdy dzień jest dla mnie wyjątkowy. Upijam się trzeźwością i świadomością, że mogę pomagać innym. Jestem terapeutą, a także pracuję jako pedagog. Swojego czasu spotkałem wspaniałą kobietę. Przeciwieństwo mojej osobowości. Cicha, spokojna, zamknięta w sobie, nie lubiąca towarzystwa. Mamy dwójkę cudownych synów. Jesteśmy szczęśliwą rodziną.

Czy synowie wiedzą, że miał Pan problem z alkoholem w przeszłości?

Starszy syn wie, młodszy jeszcze chyba nie jest świadomy. Ale nigdy tego nie ukrywałem. Na pewno w swoim czasie się dowie.

A Pana znajomi wiedzą?

Tak. Nigdy się z tym nie kryłem.

Jak wyglądają Pana spotkania ze znajomymi, którzy piją alkohol? Uczestniczy Pan w tych spotkaniach?

Tak, uczestniczę, ale nie w imprezach w których leje się alkohol strumieniami. Tam, gdzie pije się lampkę wina lub dwie nie stanowi to dla mnie problemu.

Częstują Pana?

Owszem, ale stanowczo odmawiam.

Co wtedy Pan mówi?

Po prostu: nie, nie piję. I koniec rozmowy. Nawet nie mówię: „nie, dziękuję”, bo niby dlaczego mam dziękować za coś, co o mały włos zrujnowało mi życie? Zresztą na mityngach tyle odegraliśmy scenek z asertywnego odmawiania, że mam wprawę (uśmiecha się).

Może to głupie pytanie, ale muszę je zadać? Czy jest Pan szczęśliwy, że udało się pokonać wroga?

Szczęśliwy jestem na pewno. A z wrogiem walczę każdego dnia od nowa. Tak to już jest. Alkoholik pozostaje alkoholikiem. Pozostają pewne schematy myślenia, z którymi muszę się zmagać. Na szczęście mam rodzinę, która mnie wspiera, przyjaciół z którymi zawsze mogę się spotkać i porozmawiać. To jest niezwykłe uczucie budzić się rano trzeźwym i kłaść się trzeźwym. Najcudowniejszy stan. Na nic innego nie zamieniłbym trzeźwości.

Tak więc życzę Panu wielu sukcesów i 100 lat w trzeźwości. Dziękuję za rozmowę.
 Agnieszka Światkowska 
Print Friendly, PDF & Email