PasjONaci: Wystarczy chcieć

PasjONaci: Wystarczy chcieć
Fot. Adminstrator

Choć nie ma ręki, chce rywalizować z pełnosprawnymi zawodnikami na scenie kulturystycznej. Wierzy, że sukces to „tak naprawdę kwestia tego, jak się pracuje i jak bardzo chce się osiągnąć cel”. O sporcie, życiowych planach i konsekwencji w działaniu rozmawiamy z Bartłomiejem Sinkiewiczem.

Z czym wiąże Pan karierę zawodową – ze sportem czy kierunkiem studiów [ekonomia na Politechnice Gdańskiej – red.]?

Chciałbym spróbować w świecie finansów, bankowości. Od dawna moim celem było założenie własnej księgowości i działalność w tym kierunku. Na razie sport traktuję jako dodatek, ale czuję, że ostatnio wysuwa się na pierwsze miejsce. Chciałbym być zawodowym sportowcem, ale wiem, że trudno będzie się z tego utrzymać. Sportowcem nie będę przez całe życie, dlatego trzeba znaleźć inny plan. Ostatnio zainteresowałem się giełdą papierów wartościowych i zmiennymi, które wpływają na świat pieniędzy.

Przez wiele lat był Pan harcerzem.

Tak. Organizowaliśmy zbiórki zuchowe dla dzieci, wyjazdy, różne imprezy. Harcerstwu poświęciłem naprawdę dużo czasu i jestem z tego bardzo zadowolony, bo to mnie ukształtowało.

W jaki sposób?

Dało mi myślenie nie tylko o sobie, a o innych. Prawo zuchowe kierunkuje na braterstwo i rozwój w grupie, staraliśmy się to przekazać dzieciakom. Skończyłem harcerską przygodę ze względu na brak czasu. Zaczęły się przygotowania do matury, pojawiła się perspektywa studiów. Wtedy też poświęciłem się koszykówce i treningom siłowym, a harcerstwo odeszło na dalszy plan. Nadal jednak utrzymuję kontakt ze znajomymi, których tam poznałem, a oni bardzo mi pomagają.

Niepełnosprawność ma wpływ na codzienne życie?

W szkole podstawowej trochę bolesne  było bycie innym. Właśnie harcerstwo pomogło mi sobie z tym poradzić. Tam nikt nie zwracał na to uwagi, nikt o tym nie myślał. Byłem na równi z innymi, wychowywałem się tak samo jak inni. Nie byłem traktowany ulgowo. Mniej więcej w czasie gimnazjum zatraciło się to negatywne postrzeganie. Stałem się bardziej świadomy swojej niepełnosprawności i wiem, że nie definiuje ona tego, kim jestem. Ma jednak spory wpływ na moje życie – nie mogę ćwiczyć tak, jakbym chciał, to duże utrudnienie. Nie mam możliwości, żeby wykonywać ćwiczenia tak jak każdy, np. nie mogę chwycić sztangi.

W jaki sposób dąży Pan do osiągnięcia celu – wymarzonej formy, która pozwoli zwyciężyć w Męskiej Sylwetce?

Aktualnie trenuję sam, ale myślę, że przydałoby się podjąć współpracę z profesjonalnym trenerem, który na pewno by mi pomógł. Cztery razy w tygodniu mam trening siłowy, poza tym dokładam aktywności w ciągu dnia: staram się dużo spacerować i trochę biegać, a raz w tygodniu chodzę na trening koszykówki. Oprócz tego liczy się dieta.

Wiąże się to z ograniczeniami?

Wyznaję zasadę, że można jeść wszystko, byle z umiarem i z głową. Aktualnie jem z góry narzucone posiłki, co jest wygodne, bo nie tracę czasu na wymyślanie potraw. Choć to monotonne, da się wytrzymać. Kwestie związane z dietą są dość kontrowersyjne – niektórzy twierdzą, że nie można jeść pewnych produktów, ale ja uważam, że należy tak łączyć posiłki, by to wszystko było optymalne. W utrzymaniu prawidłowej diety pomaga mi aplikacja mobilna. Teraz jestem w okresie redukcji, czyli gubienia wagi, żeby później z dobrego startu budować masę mięśniową, co pozwoli utrzymać dobrą sylwetkę przez cały rok. Będę skupiał się na budowaniu szerokiej obręczy barkowej, pleców i klatki piersiowej.

Do tego potrzebuje Pan protezy?

Tak, to raczej niezbędny punkt. Nie zależy mi na tym, by to dobrze wyglądało. Chciałbym, żeby proteza była jak najbardziej funkcjonalna, żebym mógł z niej korzystać i zbliżyć się do pełnej sprawności. Ćwicząc do tej pory, mogę trenować lewą część ciała, ale nie w taki stopniu jak prawą. Przez to prawa część jest bardziej rozbudowana  – to niesymetryczna sylwetka i co się z tym wiąże nieestetyczna, więc myślę, że trenując dalej w ten sposób, nie udałoby mi się nic osiągnąć w tych zawodach.

Koszt minimalny protezy zaczyna się od 25 tysięcy dolarów. Jak idzie zbieranie pieniędzy ?

Myślę, że jak na razie bardzo dobrze. Nie spodziewałem się takiego odzewu. Dużo osób zainteresowało się tym, co robię i jak chcę to osiągnąć. Jedna z firm chciałaby mi pomóc, skontaktował się ze mną dietetyk. Jestem dobrej myśli.

Kiedy zaczął Pan przygodę ze sportem?

Zacząłem trenować koszykówkę w pierwszej klasie liceum. Chciałem iść do klasy sportowej, ale niestety nie wyszło. Kolega zachęcił mnie do przyjścia na trening i spodobało mi się, spędzałem tam dużo czasu ze znajomymi. Wiedziałem, że nie osiągnę wiele w tej dziedzinie, bo koszykówkę trenowałem „dla siebie”, nie żeby grać w meczach, po prostu bardzo ją lubię.

A kulturystyka?

Od czasu do czasu ze znajomymi chodziliśmy na siłownię i tak się zaczęło. Na początku to była po prostu chęć zmiany sylwetki, wyglądania lepiej i czucia się dobrze w swoim ciele. Poważnie zacząłem o tym myśleć na początku tego roku, byłem wtedy we Wrocławiu na Europe Sport Power. Widziałem tam debiuty kulturystyczne zawodników. Obserwując ich, pomyślałem, że chciałbym stanąć wśród nich.

Każdy może mieć gorszy dzień. Gdzie w takich chwilach szuka Pan inspiracji do działania?

Czasami w mediach społecznościowych przeglądam profile osób, które motywują innych pomimo przeciwności losu. Pomaga mi też znajomy, z którym trenuję. Sam nie mam większych problemów z motywacją. Ważna jest praca nad sobą i znalezienie wewnętrznego głosu, który powie: „zrób to, nie będziesz żałował!” w momencie, gdy nam się nie chce.

  MS Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 16262 

Print Friendly, PDF & Email