Ormianie w Elblągu

Ormianie w Elblągu
Fot. Adminstrator

Jednym z miast, gdzie skupiła się duża grupa osób pochodzenia ormiańskiego jest Elbląg. Widomy znak ich obecności stanowi chaczkar – piękny krzyż ormiański, wyrzeźbiony w czerwonym, wulkanicznym tufie, upamiętniający ludobójczą rzeź na Ormianach, dokonaną przez Turków w czasie I wojny światowej. Przywieziony tu z Armenii z przygodami, które mogą być fabułą osobnej opowieści. Społeczność ormiańska składa się dziś ze starej i nowej emigracji. Ich spotkanie było dla obu stron wielkim przeżyciem i choć bardzo się różnią swoim doświadczeniem życiowym i statusem w naszym państwie, współdziałają i utworzyli wspólną reprezentację, jaką jest Stowarzyszenie Ormian w Polsce.

Stara emigracja
Korzenie

Przykładem Starej Emigracji ormiańskiej jest pan Janusz Lach – osoba znana nie tylko w środowisku ormiańskim ze swojej aktywności, współzałożyciel Klubu ROTARY. Dzieje jego rodziny doskonale obrazują historię tej części naszego społeczeństwa. Pan Janusz poznał je stosunkowo niedawno – z obawy przed represjami, rodzice utrzymywali je w tajemnicy przez wiele lat w okresie PRL.

Ormianinem jest po mamie – z domu Nikosiewicz. Mama urodziła się w Stanisławowie. Jej rodzina żyła na Kresach już w XVI w. Musiała być bardzo zasłużona dla Polski, skoro otrzymała szlachectwo: w pokoleniu babki, z domu Antoniewicz, posiadała herb nadany przez króla polskiego.
Ormianie pomimo  wielowiekowej emigracji, trzymali się w większości razem, starali się zachować tożsamość, żenili się wśród swoich.
Pani Nikosiewicz skończyła Uniwersytet Lwowski. W 1939 roku, po napaści ZSRR na Polskę, cała rodzina została wywieziona na Syberię. Stąd każdy starał się wydostać ze Związku Radzieckiego w taki sposób, w jaki to było możliwe w okolicznościach, w jakich się znalazł. Uciekali, jak kto mógł, choć radziecka propaganda wpajała im, że nigdzie nie żyje się tak dobrze, jak tam, i że mają tylko jednego wroga – Niemców. Niemców pobili – ale i ojczyzna została pokonana.
Po zakończeniu wojny część rodziny, według opowiadania pana Janusza, „tak, jak została wywieziona, tak została przywieziona, w koszulach, w bydlęcych wagonach i wyładowana w Oławie”, wraz z dużą grupą Ormian. Tu rozpoczął się nowy etap historii rodziny: krewni zjeżdżali się z różnych stron świata, jeden wujek przywędrował tu z Berlina przez Lenino, drugi z Armii Andersa.

Młodość
Oława okazała się niezbyt atrakcyjnym miejscem do życia. Brat pani Nikosiewicz  zawędrował do Łodzi i ściągnął tam rodzinę. Ona sama została nauczycielką. Wyszła za mąż również za nauczyciela – Polaka z Kujaw, absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego. I tak rodzinnym miastem pana Janusza stała się Łódź, z której wyjechał dopiero na studia do Wrocławia.
Po powrocie z Syberii przez długi czas nikt nie mówił o przeszłości, z uzasadnionego strachu – do tej pory krewni ze strony mamy nie chcą o niej opowiadać. Nie wszyscy też opowiadają o swoim ormiańskim pochodzeniu.
Babcia mówiła jeszcze po ormiańsku, ale po śmierci dziadka nie miała do kogo. Pan Janusz w swoim rodzinnym domu tego języka już nie słyszał. Nie słyszał go też w kościele – kościoła ormiańskiego nie było, dzieci wychowane zostały w kościele rzymskokatolickim.
Za to pielęgnowano tradycje świąteczne i kulinarne, chociaż nie było to łatwe, ze względu na brak odpowiednich produktów. Te tradycje są kultywowane w domu pana Lacha do dziś – dba o to przede wszystkim jego żona – chociaż nie ma ormiańskich korzeni.
Wrocław, gdzie upłynęło życie studenckie pana Janusza,  jest  miastem szczególnym – jego mieszkańcy, to w dużej części dawni Kresowiacy i ich potomkowie. Ten kresowy klimat czuć tam – widać i słychać – a młody Janusz czuł się w nim doskonale, chociaż nie było mu łatwo: nauczycielom wtedy, tak jak i dziś, się nie przelewało, a w dodatku jego rodzice przeszli już na emeryturę. Trzeba było samemu zarobić na siebie i jakoś się urządzić. Hart ducha zdobywał w górach, które stały się jego pasją. Był to piękny czas, który skończył się po odebraniu dyplomu lekarza weterynarii. Wrocław był przepełniony, pracy trzeba było szukać gdzie indziej – już z żoną.

Elbląg – może wybór, może przeznaczenie

Gdy do końca studiów było już blisko, trzeba było rozejrzeć się za pracą i mieszkaniem. Absolwenci otrzymywali wówczas skierowania do pracy, przeważnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Pan Janusz wziął kilka takich skierowań i rozpoczął poszukiwania. Usłyszał, że ma szansę na mieszkanie w Elblągu. Był rok 1977, władze Elbląga usilnie poszukiwały fachowców – weterynarz okazał się osobą bardzo pożądaną. Złożono mu  obiecujące propozycje. Jego żona skończyła właśnie studia z wyróżnieniem, zapewniającym uzyskanie mieszkania w ciągu najwyżej dwóch lat. Rzeczywiście, po dwóch latach tułaczki młode małżeństwo zamieszkało w nowym mieszkaniu na Zawadzie. O Elblągu mówiło się, że nie jest to miejsce do urządzenia się na stałe. Rodzice ostrzegali, że podobno przed wojną Niemcy dostawali tu skierowanie na kilka lat, a potem wyjeżdżali  – ze względu na bardzo szkodliwy klimat. Postanowili zatrzymać się w Elblągu najwyżej na trzy lata. Życie potoczyło się inaczej: oboje mieli pracę, urodziły się dzieci, przybywało sprzętów. Okazało się też, że klimat nie jest taki zły, a okolice urzekające. Niepostrzeżenie rodzina zakorzeniła się w tym mieście –  jedynie do gór stąd daleko. Rekompensatą jest Wysoczyzna i okolice Zalewu: tu też można wykorzystać górski plecak podczas rodzinnych wycieczek

Zaskakujące odkrycie
Budzący się ruch mniejszości narodowych, również ormiańskiej, dotarł do Elbląga.
Pewnego dnia roku 2000 pani Lach na stole w pokoju nauczycielskim w szkole, w której pracowała, zobaczyła kartkę, że odbędzie się spotkanie „Szlakiem chaczkarów w Armenii”. Zorganizował je Paweł Nieczuja – Ostrowski (wnuk Generała), który też ma w sobie krew ormiańską. Przyniosła ją mężowi. Była sobota, były pewne plany na sobotnie popołudnie – jednak pan Janusz odsunął je na bok i poszedł na spotkanie. Odkrył, że istnieje elbląskie środowisko ormiańskie, między innymi poznał rodzinę Nieczujów – Ostrowskich, a także Gienadija Martirosjana. Okazało się, że od niedawna funkcjonuje w Elblągu Stowarzyszenie Ormian. Pan Janusz czynnie zaangażował się w działalność Stowarzyszenia, którego największym osiągnięciem stało się przywiezienie do Elbląga i ustawienie chaczkara.

Podróże sentymentalne
Mniej więcej w tym czasie zostały otwarte wschodnie granice – wielu Kresowian odwiedziło rodzinne strony, przez kilkadziesiąt lat niedostępne. Pan Janusz wybrał się na Ukrainę, na wyprawę szlakiem Ormian polskich. Okazało się, że było mu to bardzo potrzebne, że te korzenie przez całe życie gdzieś tam czuł w sobie.
Pan Janusz zwiedził wiele kościołów ormiańskich na tamtych ziemiach i miejsca, gdzie  żyła i mieszkała jego rodzina. W pewnym kościele zobaczył stare ormiańskie freski, zamalowywane nowymi treściami – jest to dziś świątynia prawosławna. Wielkim przeżyciem była Msza św. w czynnej już katedrze ormiańskiej we Lwowie.
W grupie, z którą jechał, były osoby, które przeżyły tu w dzieciństwie, i pamiętały straszliwe sceny mordów z 1943 r. Przejeżdżali m.in. przez Kuty – duże skupisko Ormian przed wojną, gdzie w ciągu jednej nocy zostało zabitych 150 rodzin ormiańskich. O tym też przez wiele lat po wojnie nie można było głośno mówić. Te wspomnienia są wciąż żywe, nie do wyparcia z pamięci – obok nich jest dziś jednak świadomość, że okrucieństwa wojny dotknęły wszystkie narody.

Ormiańska krew odezwała się w córce

Najmłodsze pokolenie znika z Elbląga. Starsze pokolenie jest bardzo zasmucone „pustką wiekową na najmłodszym szczeblu pokoleniowym”. Dzieci urodziło się mniej, a młodzież, tak jak wielu Polaków, szuka lepszych warunków do życia za granicą.
Te dzieci, które zostały,  w większości kończą średnie szkoły, w podstawówce jest  ich niewiele. Z dwojga dzieci państwa Lach, ormiańskie korzenie bardziej zafascynowały córkę Agnieszkę, z wykształcenia kompozytorkę. Dzieci, to ja pilnuję –  mówi pan Janusz –  i chyba mi się udało. Proszę sobie wyobrazić, że córka moja napisała pracę dyplomową – pierwszą w historii Akademii Muzycznej w Gdańsku – nie na temat Mozarta, Bacha itd., tylko na temat muzyki ormiańskiej. Praca nosi tytuł: ”Skrzypce, jako instrument, który przyczynił się do rozpowszechnienia kultury muzycznej Armenii na świecie”, a kończy się słowami: „składam ją w hołdzie moim przodkom i rodakom po mieczu, w nadziei, iż kiedyś wrócą jeszcze czasy świetności Armenii”. Agnieszka ma już duże osiągnięcia w zawodzie muzyka – zawierała kontrakty w kilku krajach: w USA, Meksyku, Kanadzie, Wiedniu, ostatnio w Finlandii. Zbierając materiały do pracy dyplomowej dotarła do wielu ciekawych źródeł i ludzi, nawiązała współpracę z muzykami armeńskimi. Agnieszka, jak opowiada jej ojciec, jest dumna ze swojego pochodzenia i stara się nawiązać kontakt z każdym, spotkanym w świecie Ormianinem. Syn, również utalentowany muzyk – nie czuje jeszcze tego „zewu krwi”.
Niestety, oboje w Elblągu są już tylko gośćmi.

Niespodziewane spotkania

Przez kilkadziesiąt lat „komuny” Ormianie polscy stanowili odizolowaną grupę i wydawało się, że tak będzie zawsze. Gdy wybuchła niepodległość, niespodziewanie pojawili się goście z nigdy nie widzianej Ojczyzny – najnowsza fala ormiańskich emigrantów. Tak jak  poprzedników, można ich spotkać przede wszystkim na bazarach. Stara emigracja  chodziła na zakupy na tzw. „ruski rynek”, żeby im się przyjrzeć. Okazało się, że większość nowoprzybyłych ma wyższe wykształcenie, że uciekli ze swojego kraju przed prześladowaniami, zabójstwami, wojnami. Niezorientowanego klienta może zaskoczyć wielka kultura osobista przekupnia za straganem, którym bywa lekarz czy nauczyciel.

Przez „tubylczych” Ormian przyjmowani są bardzo przyjaźnie, mogą liczyć na pomoc. Ja także się zaangażowałem, gdy ich poznałem, bo pomyślałem, że  moja rodzina w pierwszym pokoleniu też mogła mieć takie trudności i może ktoś z Polaków im pomógł – mówi pan Lach.

Nowi emigranci dopiero tu zetknęli się z kościołem, z religią – 70 lat w ZSRR zrobiło swoje. Zaczyna się budzić życie religijne, wielu rzeczy z historii własnego kraju Ormianie dowiadują się dzisiaj od nas  – opowiada przedstawiciel starej emigracji.

Nowa emigracja
Pan Genadi Martirosjan przyjechał do Elbląga w 1966 r. Najpierw sam, na rekonesans, nieco później dojechała rodzina – żona i dwóch synów. Oboje z żoną są z wykształcenia pedagogami, absolwentami Uniwersytetu w Erewanie. W Elblągu zastali już liczną grupę Ormian, przybywali też następni – w tamtym okresie mieszkało w naszym mieście 80 rodzin ormiańskich.
Trudności w uzyskaniu odpowiednich pozwoleń i niedostateczna znajomość języka przekreślały szanse emigrantów na pracę w wyuczonych zawodach. Jak przed wiekami pozostawał handel. W końcu, roku 1966, Ormianie założyli spółkę handlową o nazwie „Ararat”. Ararat – legendarna góra, związana z całą historią Armenii, chociaż znajduje się dziś w granicach Turcji, jest dla Ormian symbolem ich ojczyzny. Dwa lata później spółka rozpadła się na sześć mniejszych firm, w większości handlowych. Osoby, które rozpoczęły działalność gospodarczą uzyskały pozwolenia na pobyt. Tak zaczęła się stabilizacja. Dzisiaj Ormianie prowadzą sklepy w mieście, mają też swoje stoiska w wydzielonej części targowiska miejskiego.
Pan Genadi widzi wiele podobieństw między Polakami i Ormianami – kulturowych, historycznych i mentalnych. Te ostatnie wynikają, jego zdaniem, w dużej mierze stąd, że oba nasze kraje  przez długi czas znajdowały się w strefie Związku Radzieckiego. Ormianie czują się dobrze wśród społeczności elbląskiej. Nie odczuwają  dyskryminacji – jeśli mają problemy, to głównie natury ekonomicznej.

Z narodami Zachodu Ormianom, jego zdaniem,  trudniej się porozumieć. Za to kraje zachodnie chętnie przyjmują każdego, kto zakłada firmę i płaci podatki, toteż wielu Ormian powędrowało na Zachód w poszukiwaniu lepszych warunków do życia.
Część rodzin została deportowana z powodu nie uzyskania pozwolenia na pobyt, niektórzy opuścili nasze miasto z powodów rodzinnych. Dzisiaj mieszka w Elblągu tylko 18 rodzin ormiańskich, w tym 10 czysto ormiańskich, pozostałe rodziny są mieszane.

Stowarzyszenie Ormian
W 1999 r. powstało Stowarzyszenie Ormian w Polsce, z siedzibą w Elblągu. Stowarzyszenie postawiło sobie za cel zachowanie tożsamości ormiańskiej, kultury, tradycji, a przede wszystkim języka. Szczególnej troski wymaga młode pokolenie, które łatwo ulega asymilacji, zwłaszcza w rodzinach mieszanych. W początkowym okresie pobytu państwa Martirosjan w Elblągu, z życzliwą pomocą Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego, utworzona została klasa ormiańska w II Liceum Ogólnokształcącym. Język ormiański wykładała tam żona pana Genadija. Klasa istniała jednak tylko jeden rok. Została zamknięta  z powodu gwałtownego zmniejszenia liczby uczniów, w wyniku deportacji i wyjazdu wielu rodzin ormiańskich. Obecnie o podtrzymanie znajomości ojczystego języka, nie tylko w mowie ale i w piśmie, muszą dbać sami rodzice.
Tradycje ormiańskie odżywają też na spotkaniach członków stowarzyszenia, imprezach czy weselach. W 2006 roku Stowarzyszenie zorganizowało Dni Kultury Ormiańskiej, żeby przybliżyć tę kulturę elbląskiej społeczności. Utrzymywane są także kontakty z krajem rodzinnym, obecnie bez przeszkód można odwiedzać Armenię.
Stowarzyszenie nie ma na razie własnej siedziby, członkowie spotykają  się w mieszkaniach prywatnych, czasami swoich pomieszczeń użycza stowarzyszenie Civitas Christiana, gdzie gospodarzy pan Tadeusz Nieczuja-Ostrowski (syn Generała), który również ma korzenie ormiańskie. Bardzo aktywnie działa w stowarzyszeniu Paweł Nieczuja-Ostrowski (wnuk Generała), m.in. przyczynił się do opracowania rozmówek polsko-ormiańskich.


Chaczkar

Największym osiągnięciem elbląskich Ormian, znanym  mniejszości ormiańskiej w całej Polsce, jest przywiezienie z Armenii i ustawienie w Elblągu chaczkara – krzyża upamiętniającego Ludobójstwo Ormian, w 90 rocznicę tej tragedii.
Nie było to łatwe zadanie, a pomógł je zrealizować znany elblążanin – pan Zbigniew Szmurło, który od lat promuje kulturę i sztukę ormiańską. Gdy zrodził się ten pomysł, Stowarzyszenie zwróciło się do pana Zbyszka z prośbą, żeby przy najbliższej wizycie w Armenii opowiedział tam o tym zamierzeniu. Ormianie mają taką naturę, mówi pan Martirosjan, że jak widzą, że ktoś obcy chce coś dla nich zrobić, to zaraz pomogą. Tak się złożyło, że pan Szmurło rzeczywiście w tym czasie pojechał do Armenii i wystąpił w tamtejszej telewizji z okazji polskiego święta narodowego, nie omieszkając wspomnieć o pragnieniu elbląskich Ormian.
Skutek był taki, że wiele osób zaoferowało swoją pomoc: ktoś podarował odpowiedni kamień  z czerwonego tufu wulkanicznego, artysta  rzeźbiarz Robert Howsepian bezinteresownie krzyż wyrzeźbił, ktoś inny zaoferował pomoc w transporcie.
Największą trudność sprawiło przywiezienie chaczkara do Elbląga. Droga prowadzi przez Turcję, która nigdy by się na to nie zgodziła. Krzyż został szczęśliwie w tajemnicy przemycony i po długiej podróży przez Gruzję,  Turcję, Bułgarię, Rumunię, Węgry i Słowację dotarł szczęśliwie do Elbląga, gdzie został uroczyście ustawiony przy kościele Miłosierdzia Bożego. Poświęcił go Ks. Biskup Jan Styrna, Ordynariusz Diecezji Elbląskiej. Tak się złożyło, że właśnie w tym czasie, Sejm RP uznał Ludobójstwo Ormian, ku wielkiej radości mniejszości ormiańskiej. W związku z tym chaczkar poświęcono również przyjaźni polsko-ormiańskiej. Jest dumą elbląskich Ormian, miejscem modlitwy i skupienia.

Dwa kościoły
Tak jak w każdej kulturze, religia odgrywa ważną rolę nie tylko w życiu osobistym, ale i w budowaniu tożsamości narodowej. Do niedawna w Polsce funkcjonował jedynie ormiański kościół katolicki. Wraz z falą nowej emigracji pojawił się ormiański kościół apostolski. Jest to kościół narodowy, którego głowa ma swoją siedzibę w Armenii.
Obecnie są już w Polsce duszpasterze obu obrządków. Kościoły żyją w przyjaźni i współpracują ze sobą. W Elblągu nabożeństwa i uroczystości  religijne Ormian odbywają się w kościele p.w. św. Jerzego, do którego co jakiś czas dojeżdżają duszpasterze obrządku ormiańskiego. W czasie ich nieobecności służy im kościół rzymskokatolicki. Niektóre rodziny nowej emigracji dopiero tu w Polsce zetknęły się z Kościołem – przez kilka pokoleń były w Związku Radzieckim odcięte od korzeni religijnych.

Rodzina państwa Martirosjan widzi swoją przyszłość w Elblągu. Starszy syn studiuje na Uniwersytecie Gdańskim, młodszy uczy się w liceum ekonomicznym. Mają tu swoje środowisko, kolegów, koleżanki, czują się tu dobrze, nie myślą o powrocie do Armenii. Rodzice martwią się, że dzieci za bardzo się asymilują. Nie mają także zamiaru (przynajmniej na razie) emigrować na Zachód. Te 18 rodzin ormiańskich, które zdecydowało się pozostać w Elblągu, być może już na stałe stanie się częścią elbląskiej społeczności. A dzięki temu, że podróże po całym świecie znów są możliwe, odmłodzona mniejszość ormiańska może, jak niegdyś, stać się pośrednikami między Wschodem a Zachodem.
  Teresa Bocheńska Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 2064

Print Friendly, PDF & Email