Odszkodowanie za życie

Odszkodowanie za życie
Fot. Adminstrator

„Odszkodowanie za życie”, „Po co mi takie ciało?”, to tytuły z poczytnych gazet – tygodnika „Wprost” oraz „Integracji” znanej bardziej niepełnosprawnym, niż ogółowi czytelników.

„Francuska prasa pasjonowała się ostatnio pytaniem: czy można uznać, że ktoś został poszkodowany dlatego, iż pozwolono mu się urodzić i czy w związku z tym może żądać odszkodowania za to, że żyje?” pisał Piotr Moszyński paryski korespondent „Wprost”.
25-letnia Kasia Konarzewska powiedziała „Integracji”: „Mam wieczne do Niego pretensje /do Boga przyp. autorki/. Najchętniej umarłabym, bo tam nie będę mieć fizycznego ciała. Po co mi takie ciało, z którego nie mogę korzystać?”

Dzisiaj znany jest już wyrok francuskiego sądu kasacyjnego w sprawie z powództwa rodziców występujących w imieniu niepełnosprawnego Nicolasa Perruche, którego matka nie urodziłaby, gdyby widziała, że  będzie on kaleką. Lekarz, który  opiekował się  nią w czasie ciąży popełnił błąd. Stwierdził, że jego pacjentka zetknąwszy się z różyczką nie zachoruje, gdyż jest na nią uodporniona. Państwo Perruche wiedząc jakim zagrożeniem dla płodu jest różyczka, gotowi byli podjąć decyzję o tzw. aborcji terapeutycznej. Chłopiec urodził się z ciężkimi wadami – nie słyszy, nie mówi, prawie nic nie widzi, cierpi z powodu poważnej wady serca i jest znacznie upośledzony umysłowo.
Proces budził wiele emocji – z powodu aspektów prawnych i etycznych tej sprawy. Ostatecznie orzeczono, że życie w pewnych okolicznościach można uznać za „szkodę” i odszkodowanie przyznano.
Osobiście poczułam się trochę nieswojo na myśl, że sąd może decydować czy czyjeś życie jest warte życia. Jacy eksperci i na jakich podstawach mogą definiować i oceniać nieznośność okoliczności życia? Jeśli uznano, iż lepiej dla Nicka byłoby nigdy się nie urodzić, to następnym – logicznym krokiem może być eutanazja… już przecież legalna w cywilizowanej Europie.
Przepytałam na tę okoliczność kilka osób, a dyskutując poznawałam również własne zdanie, bo przyznam, że dotąd nie myślałam w ten sposób.
Siedemnastoletnia uczennica była trochę zbulwersowana takim pozwem – ona nigdy nie wpadłaby na pomysł, żeby żądać odszkodowania za życie. Jednak na pytanie czy zdecydowałaby się na legalną aborcję mając świadomość, że płód jest uszkodzony, odpowiedziała twierdząco. Ojciec dorosłych dzieci /45 lat, wykształcenie średnie/ rozumie rodziców Nicolasa i ich starania o odszkodowanie. Wyznał również, że gdyby stanął przed wyborem bycia ojcem ciężko upośledzonego dziecka lub aborcją, optowałby za aborcją. Młoda pracująca i studiująca mężatka dodała tylko, że chyba zabiłaby lekarza, który popełniłby taki błąd, jak w przypadku państwa Perruche.
Podczas rozmowy przypomniałam sobie wzdychania pewnej starszej pani – matki, babci i prababci. Otóż oceniając negatywnie życie swojej progenitury powtarza, że powinna była w swoim czasie pójść do klasztoru, albo będąc mężatką  nie mieć dzieci. A spośród sporej gromadki trzech pokoleń tylko jedna osoba cierpi na poważną chorobę, cała reszta nie odbiega od tzw. średniej krajowej. Przypuszczam, że potomstwo tej osoby cieszy się, że już nie można zmienić decyzji sprzed lat.
Cytowana na początku Katarzyna Konarzewska cierpi nie mogąc przeżywać wiosny tak, jak jej rówieśnicy. Jest w swoim bólu bardzo prawdziwa i przekonująca. Marzy o zdrowym, sprawnym ciele – chciałaby, żeby umarło to chore, bezużyteczne. Chociaż nie do końca się z nią zgadzam, to z całego serca potwierdzam, że ona i tylko ona ma prawo do oceny własnego życia. I oby, czy warto żyć, nigdy za nikogo nie decydował sąd, ani żaden człowiek. Inaczej rzeczywiście strach będzie się rodzić i wszystkie dzieci będą chciały zostać u Pana Boga za piecem. Nawet te zdrowe i piękne.  
  Elżbieta Szczesiul-Cieślak Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 6

Print Friendly, PDF & Email