Wakacje to specyficzny okres w mediach – istny „sezon ogórkowy”.
W tym czasie trzeba się trochę natrudzić, by przygotować dzienne porcje newsów. To czas, w którym znacznie częściej pojawiają się materiały pozytywne, którym w normalnym okresie znacznie trudniej przebić się na tzw. „jedynki” lub „główną”. Niestety, nie brakuje również informacji tragicznych – w końcu sezon na żniwa i wypoczynek stwarza mediom wiele okazji do podbijania statystyk poprzez liczne doniesienia o wypadkach.

Ostatnimi czasy cała Polska żyła historią chłopca, którego ojciec rzucił się pod pociąg, a on sam zniknął w tajemniczych okolicznościach. Jak się później okazało, prawda o jego zaginięciu okazała się tragiczna. Media lubią takie historie, gdyż przyciąga to odbiorców. I trudno winić tutaj portale, gazety czy telewizje, że tak skrupulatnie relacjonują lub przekazują w głównych serwisach informacyjnych tak wiele tragicznych informacji, nierzadko też z ilustracjami z miejsca tragedii. I z pewnością, gdyby nie ludzka ciekawość i chęć oglądania tym podobnych materiałów, to by ich nie było. Osobiście twierdzę, że to nie media odpowiedzialne są za to, co ukazuje się na ich łamach, tylko prosty rachunek ekonomiczny. Tragedie po prostu dobrze się sprzedają i gdyby ludzie nie chcieli tego oglądać lub czytać, to by tego nie było. Uwierzcie mi Państwo, pracuję w mediach już kilka ładnych lat i choć „Razem z Tobą” nie należy do mediów, w którym znaleźć można „wypadki” i „sprawy polityczne”, to i my mamy jasny kodeks tego, co powoduje wzmożone reakcje naszych Czytelników. Jednak, żeby unaocznić Państwu, jak to w rzeczywistości działa, przytoczę pewną sytuację sprzed kilkunastu miesięcy.

Spotykamy się na starówce. On [fotoreporter z innego portalu – jednego z najlepiej poczytnych w mieście] wraca z redakcji, ja przechadzam się z wolna z żoną. Witamy się. Pytam: „Jak tam w pracy?”, na co on odpowiada: „A słabo…nie było nic ciekawego, statystyki małe. To nie to, co tydzień temu, gdy dwa trupy zrobiły mi najlepsze wyniki ostatnimi czasy”.

W pierwszej chwili można się zdziwić, a wręcz zbulwersować. Jednak po głębszym namyśle odpowiedzmy sobie na pytanie, czy aby podobne teksty nie zwracają naszej uwagi, czy nie robią na nas wrażenia szokujące materiały medialne. Pogoń za sensacją nie powinna nas dziwić.

Możemy za to zastanowić się nad tym, jak nie stać się bohaterami tych materiałów. Tragedie, choć medialne, są przede wszystkim ludzkie i zdarzają się niezależnie od zainteresowania mediów. Podczas wakacji bywa, że zapominamy o rozwadze, odpoczynek czasem skłania nas do odłożenia rozsądku na bok, a relaks usypia rozum.

Tekst powstaje w końcówce lipca, w połowie wakacji, gdy licznik utonięć to już 71, tych, którzy nie dotarli do celu podczas podróży samochodem, a jedynie do szpitala, było 2592, a tych którzy już nigdy nigdzie nie dotrą – 245. To nie są liczby, to ludzie – ojcowie, matki, synowie, córki, wnuki. Pamiętajmy, że nie musimy być „naj”. Na plaży nie musimy popłynąć najdalej, a za kierownicą nie musimy być najszybsi. Jedyne „naj”, jakie powinno nam w czasie urlopu towarzyszyć, to najbezpieczniej. Urlop zwalnia nas z myślenia o pracy (wiem, nie wszystkich), ale nie zwalnia nas z myślenia w ogóle. Dwa, albo i trzy razy zastanówmy się nad tym, co chcemy zrobić. Tak, by na Facebooku lub Instagramie wylądowały zdjęcia z wakacyjnej plaży, a nie szpitala. Nie dopuszczajmy do siebie myśli: „Na pewno nic mi się nie stanie”. Ci, którzy szybciej próbowali dotrzeć nad morze lub w góry i ci, którzy przecenili swoje pływackie możliwości, zapewne też tak myśleli.

Jeśli nie chcemy, by to nasza historia pojawiała się na pierwszych stronach gazet czy w telewizyjnym materiale o kolejnym wypadku, warto pamiętać o bezpieczeństwie i zdrowiu: swoim, bliskich i ludzi wokół nas. Inaczej trudno będzie znaleźć dobre wakacyjne wspomnienia – a właśnie takich Państwu życzę.

Fot. pixabay.com

Print Friendly, PDF & Email