Najgorsza współczesna zabawka

Najgorsza współczesna zabawka
Fot. Pixabay

Coraz częściej spotykany obrazek to dziecko w wózku, które zamiast przyglądać się światu rzeczywistemu, skupia się na tym wirtualnym. Lekarze wielu specjalności ostrzegają, że to pułapka, która może mieć konsekwencje na resztę życia dziecka. Dowiedz się, jakie.

Jak wynika z raportu „Nastolatki 3.0”, opublikowanego przez Państwowy Instytut Badawczy NASK, polski nastolatek wpatrywał się w 2020 r. w ekran komputera lub smartfona ok. 12 godzin na dobę, częściowo z powodu zdalnych lekcji, które zajmowały ponad 7 godzin dziennie. Niemniej jednak czas spędzany przez młodzież i coraz młodsze dzieci w sieci rośnie z roku na rok.

Już co trzeci nastolatek (33,6 proc.) przejawia symptomy tzw. problematycznego użytkowania internetu. Niepokoi fakt, że rodzice nie zdają sobie najczęściej sprawy, ile faktycznie czasu ich dzieci przepadają w wirtualnym świecie. A średnio – jak wynika z badania przeprowadzonego w grudniu 2020 roku – nastolatek korzysta z internetu 4 godz. i 50 minut, a w dni wolne od szkoły ten czas wydłuża się do 6 godz. i 10 minut. Z kolei co dziesiąte dziecko jest aktywne w sieci ponad 8 godzin dziennie, a co szóste korzysta z internetu po godzinie 22:00, kosztem swojego snu.

Najgorsza współczesna zabawka

Rodzice fundują swoim dzieciom urządzenia mobilne coraz wcześniej. Bywa i tak, że kilkunastomiesięczne dziecko zaczarowane jest już światem cyfrowym. Dostaje telefon rodzica, by się uspokoiło, zjadło porządnie posiłek lub siedziało spokojnie w wózku. To zgubne nawyki, które początkowo mogą wydawać się mało szkodliwe, a przede wszystkim skuteczne. Ale eksperci – z różnych dziedzin – są zgodni, że w bardzo krótkim czasie potrafią one najmłodszym zepsuć umysł i ciało.

Psycholodzy podkreślają, że dawanie dziecku na bardzo wczesnym etapie jego rozwoju do zabawy smartfona jest skrajną nieodpowiedzialnością. Wynikać może z pójścia na skróty i wygodnictwa, bo przecież konsekwencje dla dziecka są powszechnie znane. Roczne czy dwuletnie dziecko potrzebuje poznawać świat, ale w sposób jak najbardziej tradycyjny, czyli bez użycia urządzeń mobilnych. Musi angażować do tego wszystkie zmysły, aby rozwijać się prawidłowo.

– Na tym najwcześniejszym etapie, powiedzmy do drugiego roku życia, dynamicznie rozwija się mózg, zmysł równowagi, węchu, słuchu, wzroku, wreszcie mowa, emocje, mała motoryka. Jeśli damy tak małemu dziecku smartfona do ręki, to jak zachęcimy go do odbierania naturalnych bodźców i nauki, interakcji z otaczającym go światem? A to stamtąd powinien czerpać doświadczenie. Zamiast słuchania i obserwowania ptaków, liści na drzewie, robienia babek w piaskownicy, bujania, biegania dostaje substytut tego wszystkiego w urządzeniu. W ten sposób przekreślamy mocno szansę na prawidłowy rozwój dziecka. Dla niego ta droga na skróty jest oczywiście atrakcyjniejsza, więc coraz chętniej z niej korzysta. W smartfonie przecież cały czas coś się świeci, przesuwa i gada. To poczucie zaangażowania dziecka jest jednak złudne, bo faktycznie na nic nie ma ono wpływu, niczego prawdziwego nie doświadcza. Jego sprawczość jest bardzo ograniczona. I tego też się niestety uczy – wyjaśnia psycholog dziecięcy Maciej Frasunkiewicz z Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Ponadto, dając dziecku urządzenie, by je np. uspokoić albo po prostu czymś zająć, kształtuje się w nim pewien zgubny nawyk – gdy robi się nudniej, trzeba sięgnąć po smartfon. Ta na początku, zdawać by się mogło, niewinna praktyka może zmienić się bardzo szybko w poważne zaburzenie behawioralne. Dzieci odbierają nudę coraz częściej jako stan bardzo niepożądany, którego trzeba natychmiast się pozbyć, zagłuszyć. Manifestują cały wachlarz objawów abstynencyjnych –  tak jak osoba uzależniona, którą pozbawi się substancji psychoaktywnej – napięcie, rozdrażnienie, płacz, złość, wycofanie. To nie jest punkt wyjścia do inspirujących i twórczych działań.

Zdaniem ekspertów do drugiego roku życia dziecko powinno zbierać doświadczenia na własnej skórze, przy wsparciu dorosłego, a nie urządzenia elektronicznego.

– To właśnie na tym etapie kształtuje się więź. W wielu przypadkach jednak, coraz częściej zastępuje się ją telefonem – podkreśla psycholog.

Rozszyfrowywanie emocji coraz trudniejsze

Powszechne użycie smartfonów przez dzieci i młodzież zmienia też sposób ich komunikacji. W tej chwili zauważalne jest, że większość z nich pisze do siebie wiadomości, nagrywa, ale nie dzwoni. Wyrażanie emocji sprowadza do przesłania emotikonek. Kurczą się zatem ich relacje społeczne. Są mniej rozległe i głębokie.

– Ta forma pisana jest odarta z wielu niuansów, które są dla naszego gatunku ważne. Gdy piszemy, nie wyczujemy tak dobrze w jakim stanie emocjonalnym znajduje się osoba po drugiej stronie. Nie wyczujemy tego, bo nie mamy szans jej usłyszeć, nie mówiąc już o zobaczeniu. Nie jesteśmy w stanie adekwatnie reagować. Przez to ubożeją nasze relacje. Dzieci mają niestety coraz większy problem z interakcjami, wyrażaniem tego, co czują. Ten trening społeczny, który przechodziło normalnie wielu z nas w dzieciństwie, znika. To on jest podstawą, by nabywać kompetencje społeczne, rozwijać się emocjonalnie. Mieć wgląd w to, co się faktycznie czuje. Przeżywanie emocji, dzielenie się nimi, zarażanie nimi wpisane jest w człowieczeństwo. To właśnie z otoczenia powinniśmy otrzymywać pogłębioną informację, jak ludzie nas odbierają, a nie tylko kciuk w górę lub w dół i to wszystko, co wiemy o nas samych. Wielu młodych ludzi rezygnuje z takich relacji w „realu”. Chowają się w świecie wirtualnym. Tylko tam czują się bezpieczni. A brak prawdziwych więzi, które naturalnie często wymagają pracy, być może bywają trudne, rodzi z kolei coraz większy lęk i wycofanie. Człowiek zaczyna się bać innych. Tego, co może usłyszeć. Nawet niewielka krytyka potrafi wbić go w ziemię – wyjaśnia psycholog.

Dosłownie krótkowzroczne podejście rodziców

Świat, jaki udostępnia się dziecku na małym ekranie urządzenia chłoną oczy, które dostarczają impulsów do mózgu. Patrzenie z bliska na zmieniające się szybko obrazy i często zbyt mocno rozświetlony ekran nie są obojętne dla młodego, jeszcze nie w pełni ukształtowanego, narządu wzroku. Przede wszystkim praca oka z bliska powoduje napięcie akomodacyjne.

– Oko, żeby widziało ostro z bliska musi skurczyć mięsień rzęskowy, który otacza soczewkę. To napięcie umożliwia zmianę jej kształtu i w wyniku tego – ostre widzenie z bliska. Jeżeli mały pacjent wpatruje się na przykład w telefon komórkowy, to mięsień rzęskowy cały czas jest napięty. To zwiększa ryzyko powstania tzw. przewlekłego skurczu akomodacyjnego, a to sprzyja powstawaniu krótkowzroczności – ostrzega dr hab. n. med. Wojciech Hautz, kierownik Kliniki Okulistyki w Instytucie – „Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka” w Warszawie.

Do niedawna jeszcze dzieci chętniej spędzały czas na podwórku. Biegały, bawiły się, jeździły na rowerze. Nie spędzały tyle czasu przed urządzeniami elektronicznymi.

– W tej chwili większość dzieci „siedzi” w telefonie. Komunikuje się, odrabia lekcje, sprawdza informacje i rzeczywiście ciągle ten wzrok wbity jest w ekran. To powoduje też szybsze zmęczenie oczu – mówi okulista.

Równocześnie zwraca uwagę na kolejny negatywny aspekt dłuższego skupiania wzroku na bliskiej perspektywie w przypadku dzieci, które mają niewielką wadę wzroku.

– Dziecko, które ma astygmatyzm lub nieznaczną nadwzroczność o wartości na przykład 1,5 dioptrii potrafi pokonać te wady poprzez napięcie mięśni oka. Jednak przy nieskorygowanej wadzie, gdy jego wzrok koncentruje się głównie na pracy z bliska, mięsień rzęskowy stale jest napięty i nie może pokonać wady. To stwarza dolegliwości np. ból głowy, bóle oczu, obraz przestaje być wyraźny. Dziecko wtedy niechętnie podejmuje pracę z bliska. W obecnych czasach nieskorygowane okularami, niewielkie wady wzroku łatwiej ulegają dekompensacji, a więc szybciej pojawiają się dolegliwości z powodu ciągłego napięcia mięśnia rzęskowego spowodowanego przewlekłym spoglądaniem na smartfony czy tablety – zaznacza w rozmowie z Serwisem Zdrowie dr Hautz.

Radzi, by dzieci pracowały nad rozluźnianiem mięśni oczu. Mogą przenosić wzrok znad urządzeń mobilnych i patrzeć przez jakiś czas w dal. Powinny robić sobie przerwy w pracy z podręcznikiem, zeszytem lub w przeglądaniu treści w tablecie czy smartfonie. Najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście spacer, ale bez żadnego cyfrowego urządzenia w kieszeni. To za duża pokusa.

– Nie ma oczywiście jakichś twardych reguł, ale jeśli dziecko pracuje np. godzinę skupiając wzrok na bliży, to powinno odpocząć co najmniej 15 minut. W wolnych chwilach oko powinno jak najczęściej odpoczywać. Istotne jest też to, by dzieci nie korzystały z elektroniki w ciemności, bo powstaje za duży kontrast. Ciemne pomieszczenie i jasny ekran smartfona. To jest bardzo męczące dla oka – podsumowuje ekspert.

Smartfonowa szyja i pewien zmysł, który można utracić

Młode ciało, zastygając praktycznie w bezruchu z pochyloną do przodu głową, by oddawać się odbieraniu życia wirtualnego przez smartfon, narażone jest także na dodatkowe obciążenie odcinka szyjnego kręgosłupa. Schorzenie to doczekało się szybko odpowiedniego określenia – smartfonowa szyja. Notoryczne pochylanie głowy nad urządzeniem to powszechny obrazek na ulicy czy w komunikacji miejskiej. Grozi nie tylko urazem kończyn, ale także w dłuższej perspektywie napięciowymi zespołami bólowymi szyi i głowy, rozwojem dyskopatii oraz zwyrodnieniem stawów kręgosłupa.

– Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że pochylanie głowy do kąta 60 stopni, daje przeciążenia w odcinku szyjnym wynoszące 27-30 kg. Głowa dorosłego waży około 5 kg i im większe jej pochylenie, tym większe przeciążenie powstaje w kręgosłupie – zwraca uwagę Michał Kłosek, fizjoterapeuta, członek Krajowej Rady Fizjoterapeutów i Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska.

Dodatkowo u dzieci, które przyklejone są do ekranów smartfonów, laptopów, komputerów zmienia się percepcja własnego ciała.

– Odczuwanie własnego ciała to jest pewien zmysł. Ten zmysł wymaga intensywnych bodźców, żeby osiągnąć taki poziom rozwoju, który da nam prawidłową percepcję ciała i otoczenia. W stawach naszego ciała znajdują się receptory czucia głębokiego, które odpowiadają za zbieranie informacji z całego aparatu ruchu. To one informują nas jak ułożone jest nasze ciało. Ten zmysł można jednak osłabić. Związane jest to z nieodpowiednią albo po prostu z niewystarczającą stymulacją. Obserwuję, że coraz młodsze dzieci zaczynają mieć coraz gorszą relację z własnym ciałem, coraz gorzej je czują i nim zarządzają – wskazuje ekspert na konsekwencje zatracania się w świecie cyfrowym przez najmłodszych.

Serwis Zdrowie / PAP MediaRoom
Print Friendly, PDF & Email