Mój pierwszy milion, część 2

Mój pierwszy milion, część 2
Fot. Adminstrator

Czy pierwszy milion koniecznie trzeba ukraść? Czy da się żyć za polskie minimum? Ile Polka może przeznaczyć na ciuchy? To wszystko da się policzyć.

Pierwszą część artykułu, po wycenieniu i podliczeniu najbardziej elementarnych potrzeb, z wynikiem 1687 złotych w skali miesiąca, zakończyłam następująco: ”No tak, ale na razie nie mam czego prać. Nadal, niczym lady Godiva, okryta jestem płaszczem włosów jeno. (Szkoda, że tak krótko ostatnio ścięłam ;)).”
Teraz zapraszam do lektury odcinka numer 2.

Nie bez powodu ten punkt zostawiłam niemal na koniec, spychając w najciemniejsze zakamarki podświadomości dręczące pytanie, ile na garderobę powinna miesięcznie przeznaczyć kobieta?

Z tego co wiem – wydaję mało. Ale z tego co wiem, nie wydaję, bo nie mam. I to mnie wpędza w głęboką frustrację. Niemniej jednak coś tam na sobie noszę. Tylko nie wiem, jak to policzyć. Chyba trzeba rocznie, a później rozbić kwotę na średnią miesięczną. No to liczymy:

Płaszcz 300 zł (wiem, że nie ma takich płaszczy, ale wzięłam 1/3 ceny, bo ze trzy lata, aczkolwiek bez entuzjazmu, trzeba będzie ponosić), kurtka zimowa 50 zł (2 sezony więc ½ ceny), kurtka lato-jesień, jak wyżej i też 50 złotych.
Buty! Buty są albo drogie albo na jeden sezon. Albo jedno i drugie… Zimowe: 100, półbuty 100 x 2 pary = 200, szpilki: 100 x 2 = 200, sandały: 100 x 2 = 200, klapki – 100, adidasy – 100 (wyłącznie na wyprzedaży, bo aż tyle, ile sobie winszują, to one nie są warte); razem 900.

Jeśli ma się trochę szczęścia, to buty nie rozlecą się po paru dniach/tygodniach i da się z nich korzystać jeszcze w następnym sezonie. Wobec tego zakładam jednak amortyzację i roczną kwotę zmniejszamy do 450 złotych. Kobiety dbające o image i prezencję w tym miejscu co najmniej zżymają się z niesmakiem, ale cóż zrobić? Tu się pisze o minimum.

Teraz rzeczy “drobniejsze”:

sukienki: 2 x 120 zł = 240, spódnice: 2 x 80 = 160, spodnie: 2 pary x 80 = 160, bluzki: 4 x 30 = 120, swetry: 2 x 60 = 120, bielizna: 200 złotych. Razem: 1000. (Uff… mam dość, co za ciężka praca! Jak ci księgowi tak całe życie w tych cyferkach…) Ale trudno, zliczamy.

Ubranie: 300+50+50+450+1000=1850. Dzieląc to przez 12 miesięcy uzyskujemy już nie tak przerażający wynik – 154 zł.

No dobrze, dodajemy do poprzedniej sumy. 1687 + 154 = 1841.

I tu uwaga! Czy pamiętamy, że przy naszym liczeniu poruszamy się w kwotach netto?!
Gdyż niebezpiecznie zbliżamy się do średniej krajowej! (Którą mało kto na oczy widział w dniu wypłaty, ale my tu przecież…).

Na marginesie. Z komunikatu Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w 2008 r. wynika, że wynosiło ono 2943,88 zł brutto. Na rękę wychodzi około 2 tysięcy.

Hm, no właśnie… Jak to? Ja tu cały czas o minimum, że tak skromnie, a już dojeżdżamy do przeciętnego wynagrodzenia, podczas gdy z liczeniem nadal jestem w lesie…? Ale to jeszcze nic. Zapewniam, że statystyki które przewertowałam ( i które chyba polubię :)) kryją większe ciekawostki.

Fot. ESzC  Elżbieta Szczesiul-Cieślak Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 3416

Print Friendly, PDF & Email