„Kocham życie”

„Kocham życie”
Fot. Adminstrator

Każdy człowiek ma w sobie historię na książkę. Pani Alicja Kryłow, z którą spotkałem się w ŚDS w Kwietniewie, to historia na książkę składającą się z dwóch tomów. Do Środowiskowego Domu Samopomocy w Kwietniewie trafiła pośrednio poprzez chorobę męża. Dziś działa tam na kilku frontach. Bierze czynny udział w życiu domu, maluje i oddaje się swojej pasji, jaką jest pisanie wierszy oraz śpiewanie.

Wypełniła się przestrzeń wilgotnym powietrzem
Mgła walkę narzuciła łąkom
Jeszcze niebo granatowe
Jeszcze czujesz ziemi drżenie.

Ponad nami nieśmiało przebija się słonko
Ozon wypełnił w przestrzeni powietrze
Odchodzi burza z ulewnym deszczem.

Bocian wraca do gniazda
Niesie dzieciom śniadanie
Upragniona cisza z nami pozostanie.

Jeszcze echem się niesie krzyk żurawia w oddali
Żabi koncert nad stawem
Cicho szumią szuwary
Zapach leśnych konwalii
Widok spłoszonej sarny.

To prawdziwe życie
Właśnie u nas
Na Warmii.

Alicja Kryłow

Już od dziecka lubiła pomagać drugiemu człowiekowi. Jak sama mówi, pomaganie innym, pomaganie słabszym nadaje życiu sens. Przez wiele lat była harcerką. Angażowała się także wolontariacko w różne akcje niesienia pomocy osobom starszym i niepełnosprawnym. Z niepełnosprawnością stykała się także w rodzinnym domu, za sprawą niepełnosprawności jej brata. Przez siedem lat była nauczycielką.

– Po pół roku pracy dołączyła do mojej klasy grupa 12 dzieci z niepełnosprawnościami. Razem było ich 48. Chodziło o to, by integrować ze sobą dzieci pełno i niepełnosprawne. Został do nas też skierowany chłopiec, który trafił do grupy przedszkolaków, miał 2,5 roku. Był niesłyszący i nie mówił. Gdy dzieci kładły się spać, miały drzemkę, on potrafił jednego z kolegów dusić. Chciał w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę. To było dla mnie straszne przeżycie, ale musiałam tę grupę dzieci opanować. Z chłopcem, o którym wspomniałam, problemy mieli też rodzice. Ten okres przedszkolny trwał cztery lata. To był długi i żmudny proces, ale znakomicie na tego chłopca działała muzyka. Pamiętam, że przygotowywałam te dzieci do występu tanecznego. Proszę sobie wyobrazić, że po kilku miesiącach ćwiczeń ustawiłam go w pierwszej parze. On całą grupę „ciągnął”. Nie słyszał wygrywanej przeze mnie muzyki na pianinie, ale czuł rytm. Potem poszedł do normalnej szkoły, skończył tę szkołę, zdobył zawód. Jego ojciec otworzył warsztat samochodowy i razem z nim ten warsztat zaczął prowadzić. Nawiązałam z nim i z jego rodzicami świetną relację. Dziś cieszę się, że mogłam pomóc osobie, która przez wielu była skazywana na dożywotnie życie w zamkniętym ośrodku. Muzyka ma w sobie coś niezwykłego. Ona potrafi dzieci nakręcić. Ten chłopiec muzyki nie słyszał, ale czuł ją w jakiś sposób. Widać było też, że taniec dawał mu dużo radości – wspomina Alicja Kryłow, podopieczna Środowiskowego Domu Samopomocy w Kwietniewie. – Byłam chyba trochę zbyt wrażliwa. Były to czasy, gdy łatwo nie było. Zapraszałam wtedy do swojego domu dzieci. Takie, które w bardzo młodym wieku doświadczyły już bardzo dużo. Chciałam im pomóc. I dużo mnie to kosztowało, zwłaszcza psychicznie. Miałam też wiele własnych problemów. Pamiętam, że było tak, że człowiek był już momentami tym wszystkim zmęczony, a i tak jeszcze próbowałam pomóc innym. Chyba po prostu już tak mam. Mąż mi kiedyś powiedział: „Zostaw to, bo świata nie zbawisz. I musiałam ten zawód zostawić”.

Pani Alicja ma też problemy zdrowotne. Zdiagnozowano u niej trzy wady wzroku i widzi coraz gorzej, ale jak podkreśla, mimo że przeszkadza to w realizowaniu jej pasji, jaką jest pisanie wierszy, to nie przestanie tworzyć.

Pierwszy wiersz napisała w 2012 roku. Dziś w jej kolekcji jest ich już ponad 130. Tematyka jest bardzo różna. O wydarzeniach historycznych, miłości, przyjaźni, rodzinie, śmierci. Jedne mają za zadanie rozśmieszyć, inne wnieść trochę zadumy i refleksji.

– W zasadzie nie dotykam komputera. Ze względu na stan moich oczu nie wolno mi korzystać z komputera. Jeśli znajdzie się czas, to mam tu na szczęście ludzi, którzy mi pomagają i przepisują to, co napiszę długopisem na kartce. Gdy byłam mała, lekarze mówili mi, że za 20-30 lat przestanę widzieć, mówili mi też, żebym próbowała w nocy uczyć się topografii mieszkania. I tak robiłam – zaznacza. – Moje pisanie wierszy to też forma rehabilitacji dla moich oczu. Gdy dzieci i mąż już spali, ja siadałam, zapalałam lampkę i pisałam. Pamiętam taką sytuację, gdy kiedyś zrobiliśmy bardzo fajną rzecz. Była grupa taneczna i do tego dołożyliśmy osobę, która rapowała mój wiersz. Nawet w jednym z konkursów otrzymaliśmy wyróżnienie. Z wierszami i ich tematyką jest bardzo różnie. Czasem ktoś mi temat podsunie, czasem zauważony gdzieś krajobraz jest bodźcem do napisania. Jest trochę we mnie takiej jesiennej melancholijności.

Pani Alicja trafiła do Kwietniewa pośrednio poprzez chorobę męża.

– Pochodzimy z Trójmiasta. Urodziłam się w Gdańsku. Ze względu na stan zdrowia męża przeprowadziliśmy się tu. Coraz szybciej rozwijające się miasto, ten przypływ nowoczesności, spowodował, że nie dało się tam żyć. Postanowiliśmy zmienić styl i tryb życia i przenieść się na te tereny – wspomina. – Choroba męża przez długi czas trudna była do zdiagnozowania. Nikt nie wiedział, co to jest. Podobnych przypadków w skali kraju było 22. Diagnoza trwała 4,5 roku. Okazało się, że miał nowotwór trzustki. Bardzo trudna choroba do wykrycia. Mąż przeszedł wszystkie możliwe badania. Był jednym z najdroższych pacjentów Akademii Medycznej w Gdańsku.

Choroba objawiała się między innymi utratą przytomności i świadomości. Do tego niosła za sobą dużą ilość powikłań.

– Mieliśmy z mężem gospodarstwo. Przyjeżdżało wiele osób, z rodziny i znajomych. Często też dzieliliśmy się z nimi tymi zbiorami. Gdy przyszła choroba męża, gdy gospodarstwo było już nam trudniej prowadzić, to i niestety odwiedziny tych ludzi się skończyły. Prawdą jest, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

W 2011 roku w Elblągu przy Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Elblągu powstał projekt unijny skierowany do osób po różnych traumach, przejściach. – Pamiętam panią Bożenę Łysy. Ona prowadziła ten projekt. Skupiła wokół niego zespół fachowców w postaci psychologa, lekarzy, psychiatrów, neurologów. Ci ludzie mieli za zadanie, że tam powiem, wyciągnąć ludzi na światło dzienne. Pozbierali takich biedaków z czterech gmin. I jeździliśmy tam. Były różne zajęcia, kino, teatr. Chodziło o to, by tych ludzi pobudzić do życia, do działania, by wrócili do społeczności, w której żyli przed przeżytą traumą. Był kiedyś tu, na tych terenach, przypadek morderstwa młodej dziewczyny. Miałam okazję poznać tę kobietę, Grażynę, która straciła córkę. To jest straszne przeżycie, ale dzięki jej historii wszystkich uczestników tego projektu połączyła jedność. Często rozmawiałam z nią i ona mi kiedyś powiedziała takie piękne zdanie: „Idź i siej dobro”. I to były też słowa, które sprawiły, że się tu znalazłam – opowiada.

Jak sama podkreśla, cieszy się, że może bywać w Środowiskowym Domu Samopomocy w Kwietniewie. Znajdują się tam osoby, które nie mają łatwej przeszłości. Pani Alicja postanowiła wnieść w progi domu także trochę kultury i zintegrować przy okazji lokatorów.

– Napisałam w 2012 roku takie przedstawienie kabaretowe pt. „Plotka”. Występowaliśmy w różnych domach pomocy. Porozdzielałam role, pomagały mi oczywiście panie, które tutaj pracują i pan, który prowadzi z nami zajęcia z muzykoterapii. Wyglądało to dobrze – zaznacza pani Alicja. – W „Plotce” chciałam pokazać jak ta tytułowa plotka rozwija się na wsi. Idzie sobie plotka wesoła i słodka, i wędruje od księdza przez wójta do fryzjera i tak dalej. I jak to z plotką jest, ktoś coś po drodze dołoży, coś odejmie, coś źle usłyszy, coś źle zinterpretuje. Cieszyłam się, gdy graliśmy to przedstawienie. Cieszyłam się, że możemy zaistnieć. Byliśmy m.in. w Ornecie i w Elblągu.

Pani Alicji bliska jest także muzyka. – Przez pewien czas chodziłam do szkoły muzycznej, uczyłam się tam między innymi gry na pianinie. Ta przygoda nie potrwała jednak długo, bo było to spore wyzwanie logistyczne. Trzeba było małą Alę zawieźć i odebrać, a w tamtych czasach nie było łatwo, brakowało samochodu. Uczyłam się też gry na akordeonie. Mijały kolejne miesiące nauki w szkole, a ja nie miałam instrumentu. Pamiętam, że dopiero w kwietniu rodzice mi go kupili. Rok szkolny mijał, a ja musiałam wszystkie muzyczne egzaminy w szkole pozdawać. Sąsiedzi mieli mnie wtedy chyba serdecznie dosyć, bo tego grania w domu było bardzo dużo. Muzyka towarzyszyła mi mniej więcej do trzydziestego roku życia. Występowałam w zespole Pieśni i Tańca Gdańsk, byłam też w chórze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Kiedyś też udało nam się tutaj w ŚDS stworzyć zespół. Pamiętam, była tu pani, która pięknie grała na skrzypcach. Kiedyś wykonałyśmy w rozbiciu na kilka głosów utwór Leonarda Cohena pt. „Hallelujah” – mówi. – W moim życiu były śpiew, malarstwo, pisarstwo, taniec. Dziś za to ostatnie się już nie biorę. Cokolwiek jednak robiłam, powtarzałam, że kocham życie. Nie jest oczywiście tak, że zawsze jestem takim motylem. Schodzę też trochę na ziemię.

Wigilia

Przestrzeń wypełniona ciszą
Za oknami świat się bieli
Płatki śniegu się kołyszą
To wigilia – czas nadziei.

Weź opłatek w dłonie
Połącz więzi zerwane
Nie daj umrzeć nadziei
Czas radości nastanie.

Biały obrus na stole
Na nim potraw dwanaście
Pod choinką prezenty
Nikt spokojnie nie zaśnie.

Płonie ogień w kominku
Spokój w nas się kołysze
Zaśpiewajmy kolędę
I rozbudźmy tę ciszę.

Leć kolędo w przestworza
W Tobie potęga i moc
Z nami niech pozostanie
Święta jedyna ta noc.

Alicja Kryłow

Środowiskowy Dom Samopomocy w Kwietniewie prowadzony jest przez Elbląskie Stowarzyszenie Organizatorów Pomocy Społecznej. Organizuje dla podopiecznych z Elbląga, Pasłęka oraz okolicznych wsi, zajęcia plastyczne, taneczne, muzyczne, teatralne, kulinarne, rękodzielnicze. Środowiskowy Dom Samopomocy w Kwietniewie ma obecnie 50 podopiecznych. Jest jeszcze 5 wolnych miejsc.

Fot. pixabay.com
Print Friendly, PDF & Email