Karolina Pęk zdobyła złoty medal w singlu podczas igrzysk paralimpijskich w Paryżu. W finale klasy WS9 pokonała doświadczoną Chinkę Xiong Guiyan 3:2 po meczu, w którym w pewnym momencie wydawało się, że nie znajdzie na nią recepty.
Przebieg finału z udziałem 26-letniej Polki i 48-letniej Chinki przypominał sinusoidę. W pierwszym secie dominowała Pęk, która prowadziła już nawet 8:2. Skończyło się na wyniku 11:7 po efektownej, długiej, pięknej wymianie, w które ten mecz zresztą obfitował. Zaskoczeniem był więc przebieg drugiego i trzeciego seta, w których Xiong wychodziło niemal wszystko, natomiast Pęk – niewiele. Porażki naszej reprezentantki 2:11 i 4:11 nie napawały optymizmem.
Każdy set to jednak osobna historia. W czwartym było już 4:1 dla Pęk, Chinka jednak wyrównała i wyszła na prowadzenie 8:6. Wtedy z kolei trzy punkty z rzędu zdobyła Polka i wkrótce doszło do gry na przewagi. Próbę nerwów lepiej wytrzymała Karolina Pęk, która wygrała czwartego seta 13:11.
Było więc 2:2 i o mistrzostwie paralimpijskim zdecydować miał piąty set, który okazał się niezłym dreszczowcem. Od jego rozpoczęcia Polce nie szło. W pewnym momencie Chinka wygrywała już 7:3. Nagle jednak Pęk zaczęła grać jak w transie, a rywalka gubiła się. Sześć kolejnych punktów zdobyła nasza zawodniczka. Xiong Guiyan nie znalazła odpowiedzi na tę szarżę i ostatni set zakończył się wynikiem 11:8 dla Polki.
– Naprawdę nie wiem, jak to zrobiłam – mówiła zaraz po finale Karolina Pęk. – Nie patrzyłam na wynik, starałam się grać piłkę po piłce i słuchać trenera, który mówił bardzo dużo. Starał się przypominać, jak powinnam grać, w które miejsca na stole, cały czas mówił o taktyce, a przede wszystkim powtarzał, żebym wierzyła w siebie.
Czekał 9 lat
Trener to Xu Kai, Chińczyk związany z Polską od lat 90. ubiegłego wieku, niegdyś świetny zawodnik, obecnie szkoleniowiec, od wielu lat pracujący m.in. z polską kadrą paralimpijską, w tym od niemal dekady z Karoliną Pęk.
– Pierwsze, co trener powiedział po meczu, to że czekał na to 9 lat i że zrobił już swoją robotę – mówiła zawodniczka. – Jak miałam 16 lat, przyszłam do trenera do Krakowa i to był nasz wspólny cel, żebym wygrała igrzyska. Zawsze powtarzał, że nie liczą się dla niego mistrzostwa Europy czy świata, tylko właśnie igrzyska. Cieszę się, że mogłam to w końcu dla niego zrobić, bo wiem, że mój charakter nie jest łatwy, dużo się kłócimy podczas treningu, mamy siebie dosyć, ale w końcu zrobiłam to też dla niego i przede wszystkim dla siebie.
To ósmy medal igrzysk paralimpijskich w karierze Karoliny Pęk, jednak w singlu do tej pory nie potrafiła się przebić przez półfinał (ostatnio w Tokio przegrała właśnie z Xiong Guiyan). Jej dwa dotychczasowe złote medale to te zdobyte w drużynie m.in. z Natalią Partyką. Pęk nigdy nie ukrywała, jak ważną osobą jest dla niej 12-krotna medalistka igrzysk paralimpijskich. W Paryżu wspólnie zdobyły brąz w deblu.
– Po tym turnieju chyba pierwszy raz mogę powiedzieć, że mam wynik lepszy od Natalii – stwierdziła ze śmiechem, jako że Partyka w singlu zdobyła srebro. – Ale jeśli chodzi ogólnie o liczbę wszystkich medali i osiągnięć, to na pewno jej nigdy nie dorównam. Staram się dorównać jej w grze, żeby dojść do mniej więcej takiego poziomu, bo wiem, że jak będę grać tak jak Natalia, to te złota będą przychodzić. Natalia zawsze była dla mnie wzorem i cieszę się, że przez ostatnie 2-3 lata trenowałyśmy razem w Gdańsku i mogłam ją podpatrywać.
Pisały ze sobą nawet przed finałem. Pęk zapytała o to, jak go rozegrać. Partyka doradzała jej stabilizację gry, a druga rada… była cytatem ze słynnej już dosadnej mowy motywacyjnej siatkarza Tomasza Fornala z meczu z USA podczas igrzysk olimpijskich.
– Odkąd zaczęłam grać, odkąd spotkałam Natalię, moim celem było zdobycie złota – podkreśliła Karolina Pęk. – Były takie momenty po przegranych, kiedy myślałam: ile jeszcze muszę czekać? Dzisiaj w końcu mi się to udało, ale na jednym złocie nie chcę się zatrzymać.