Gdy kruczy w brzuchu, nie wypuszczaj duchu czyli dylematy towarzyskie w dawnych wiekach

Gdy kruczy w brzuchu, nie wypuszczaj duchu czyli dylematy towarzyskie w dawnych wiekach
Fot. pixabay.com

Święta, a po nich karnawał – to czas spotkań towarzyskich w mniejszym lub większym gronie, od wizyty przyjacielskiej przy świątecznym bigosie, po bal na 100 par. Tak dawniej, jak i dziś, mile widziane są „pełne wdzięku, taktowne, delikatne zachowanie się w towarzystwie i umiejętność gładkiego, grzecznego wychodzenia z ludźmi”. Jak dawniej, tak i dziś, sprawia to ludziom wiele kłopotów.

Artykuł ukazał się na łamach „Razem z Tobą” pierwotnie w 2009 roku.

Zakładam, że szacownym Czytelnikom „Razem z Tobą” doskonale znane są współczesne zasady zachowania w towarzystwie, ale dawniej ta strona życia nie była najmocniejszą, toteż wielką popularnością cieszyły się poradniki dobrego wychowania. Zwyczaje towarzyskie się zmieniają, zawsze jednak aktualna wydaje się refleksja Karola Libelta: „Ludzie odbiegli od natury, stworzyli sobie świat nowy, w którym żyją, stąd i uciechy ich są z tego świata, zrobione, wyszukane, nienaturalne. Jak dawniej uczucie samo wyraziło się przez formę, tak tu forma ma wyrażać uczucie.”

O tych formach właśnie, stosowanych w dawnych wiekach, opowiada wydana w 1921 roku książeczka ks. dr Wacława Kosińskiego „Zwyczaje towarzyskie w dawnej Polsce” . Najważniejsze jest, jak powiada ks. Kosiński, „by każdy człowiek, nawet niewykształcony, potrafił zachować w odezwaniu się, w obejściu i w ogóle na każdym kroku godność swoją, a przy tem uszanował drugiego”. Ta zasada również jest uniwersalna. Natomiast formy zmieniały się z czasem dość zasadniczo.

Najwięcej kłopotów sprawiało zachowanie przy stole. Gościnność staropolska nakazywała  suto zastawiać stół, a gość pamiętać musiał o takich przestrogach: „sukniej nie masz ty mazać, lice, ręce masz umywać. Patrzaj, by z nosa twojego nie ciekło nic plugawego. (…) Płech z zanadrza nie wybierać masz ani też krost twych drapać.(…) Smarkocin ręką nie tykaj, ani twoich ślin nie łykaj (…) Gdy rzygasz, wystrzegajże się głowę swą obrócić za się, wstrzymaj usta, a gdy w brzuchu kruczy, nie wypuszczaj duchu.” Służący również musiał zachowywać się odpowiednio: „pamiętaj, abyś miał gębę zawsze zawartą, nos w kącie ucieraj, stój z gębą utartą. Nogi zbyt nie wystawiaj, brzucha nie wypinaj”.

Oczyszczanie nosa zawsze było problemem: „nikt zapewne nie może się tem pochwalić, że wyższy ponad słabości ludzkie nigdy nie potrzebuje pluć, ani nosa ucierać. Można jednak i tę czynność wykonać w taki sposób, aby obecnym nie robiło się słabo”. A jak? W późniejszych wiekach wymyślono chustkę do nosa,  trzeba jej jednak używać w sposób, który nie zwróci niczyjej uwagi. Są bowiem tacy, którzy używają jej tak hałaśliwie, że „myślałbyś, że słyszysz trąbę z Jerycho albo z doliny Józefata, która wszystkich zmarłych ma wołać”.

Do stołu należy siadać odpowiednio ubranym. Strój zawsze podlegał krytyce – tak męski jak damski. Śmiano się  z dandysa, który stroi się „jak czuryło młody, czuprynę pomuskuje, kocha się z urody, ostrzy wąsik, uczy się mrugać … Nie ma nic męskiego w nim”. Opinię „fircyka” zyskał sobie młodzieniec, który „na jednem miejscu nie ustoi, podczas rozmowy śpiewa, gwiżdże, fechtuje ręką, a po francusku do tych nawet gada, którzy tego języka nie rozumieją”.

Kobieta zajmowała w Polsce, jak pisze autor „Zwyczajów towarzyskich”, „pod względem społecznym stanowisko górujące. (…) Pomimo, że o emancypacji kobiet ani się śniło praojcom naszym, kobieta odgrywała u nas znaczna rolę (…)Ojczyzna (…) wydała liczny szereg dzielnych, mężnych kobiet, które nie ograniczając się światem domowym, sięgały do życia publicznego – do polityki”. W towarzystwie to ona była wzorem kulturalnego zachowania, a jej obecność zobowiązywała do tego mężczyzn. W XV w. tak o tym pisano: „Lecz rycerz abo panosza czci żeńską twarz: toć przysłusza! (…) Boć jest korona cna pani, przepaść by mu, kto ją gani.

Od Matki Boskiej tę moc mają, iż przeciw nim książęta wstają i wielką im chwałę dają.”
Ale i kobiecie nie szczędzono krytyki, np., gdy chodziła „jak mamka, piersi pokazała, jakoby ustawicznie dzieci karmić miała”. Doświadczone matki nie zalecały jednak córkom na wydaniu zbytniej skromności. Przeciwnie, radziły: „twarz zawsze przymuskuj, a mydła barskiego używaj, jeśli chcesz być lica pięknego (…) Kiedy kogo obaczysz, pomnij się ukłonić, abo i tą ręką dla śmiechu zasłonić, na której masz pierścionek, aby też widziano i łańcuch na szyi, by cię szanowano…”

Powszechnie wiadomo, że szanujący się średniowieczny rycerz musiał mieć damę serca, najczęściej mężatkę, której czci i honoru życiem swoim bronił. Zawsze miał też przy sobie „liberię” ukochanej, czyli jakąś część jej stroju – szarfę, chustkę czy rękawiczkę. Musiał mieć tę liberię nieustannie, co stwarzało komiczne sytuacje podczas turniejów. Otóż, gdy w czasie walki i gonitwy „liberia” kochanki uległa zniszczeniu, dama była obowiązana dać mu natychmiast w zamian inną część stroju, co przy dłuższym starciu całkiem ją ogałacało. Po pewnym, dłużej trwającym turnieju „cała piękna publiczność znajdowała się w opłakanym stanie: wieńce i wstążki na głowie były podarte, włosy w nieładzie, suknie beż rękawów, bo wszystko i szlaki i szarfy i mantyle i rękawy i kapeluszy ki – poszły na plac gonitwy.”

Po turnieju damy i rycerze spotykali się na uczcie i tu dochodziły do głosu tłumione namiętności, często budząc zgorszenie. Naoczny średniowieczny świadek tak to opisał: „zaczęły oczy ich  coraz ognistsze miotać do siebie pociski, coraz silniej ku sobie pociągały się serca, zaczem i nogi, długim zasłonione obrusem, nuż powoli przybliżać się do siebie, nuż wreszcie stąpać jedna po drugiej”.

To działo się na dworze, a w mieszczańskiej kamienicy przyjmowała swoje sąsiadki i kuzynki położnica, która po urodzeniu potomka musiała przez kilka tygodni pozostawać w łóżku. W XIV wieku w Krakowie było to jej święto: łóżko zaścielała najkosztowniejszą pościelą „złotogłowemi kołdrami i czepcami”. Wszystkie panie obficie raczyły się piwem, stąd spotkania te zwano „Kinderbier” – czyli „piwo przy nowonarodzonym”. Po zakończeniu połogu młoda mama w towarzystwie krewnych i przyjaciółek uroczyście udawała się do kościoła. O jej pozycji społecznej znaczyła ilość towarzyszących jej pań: powinno ich być co najmniej dwadzieścia. Po powrocie z kościoła wszystkie zasiadały na uczcie, która nierzadko – być może z obfitości piwa – stawała się niezbyt przystojną.

To tylko niektóre z dawnych zwyczajów. Mijają wieki, a my nadal spotykamy się na chrzcinach i turniejach, przy suto zastawionych stołach, modnie wystrojeni. Zmieniają się formy, ale my nie zmieniliśmy się tak bardzo: drzemią w nas te same namiętności, śmiejemy się z cudzej próżności. Może pcheł już nie szukamy w towarzystwie, ale nierzadko zapominamy o chustce do nosa. Najlepsze maniery nie zastąpią jednak prawdziwej grzeczności, która bierze się ze szlachetności serca. Stare przysłowie mówi: „poskrob Moskala, doskrobiesz się Tatara”. Dobrze jest poskrobać się czasem dyskretnie, żeby zobaczyć, co w nas siedzi.

Print Friendly, PDF & Email