Gdańsk: Bohaterscy kierowcy miejskich autobusów

Gdańsk: Bohaterscy kierowcy miejskich autobusów
Fot. VH S/pexels.com

Kierowcy i motorniczowie Gdańskich Autobusów i Tramwajów niejednokrotnie ratowali czyjeś życie, udzielając pierwszej pomocy, interweniowali, gdy komuś działa się krzywda czy po prostu służyli radą i wsparciem.

Andrzej Plichta, Arkadiusz Guenther, Mariusz Rusiecki, Przemysław Kloc i Mikołaj Uranowski – to kierowcy GAiT, którzy w ostatnim czasie podczas wykonywanych obowiązków udzielili wsparcia osobom potrzebującym pomocy, wykazując się ogromną empatią i wrażliwością. Za ich postawę w Międzynarodowy Dzień Kierowcy Zawodowego podziękował im Piotr Borawski, zastępca prezydent Gdańska.

– Dziękuję Wam za bohaterską postawę, dzięki niej nasze pasażerki i pasażerowi mogą czuć się bezpiecznie w komunikacji miejskiej – mówił podczas spotkania z kierowcami Piotr Borawski, zastępca prezydent Gdańska ds. przedsiębiorczości i ochrony klimatu. – To nie pierwsza okazja do tego typu spotkań, tym bardziej mnie to cieszy. Na co dzień przewozimy tak dużo ludzi, że różne przygody mogą Was spotkać, dlatego dziękuję, że zawsze jesteście w pogotowiu.

Poszukiwany starszy mężczyzna

Pan Przemek Kloc odnalazł i zaopiekował się zagubionym starszym mężczyzną. Zachowanie przypadkowo spotkanego przechodnia, który zapytał pana Przemka o drogę, wzbudziło jego czujność. 

– Poczułem, że pomimo udzielonej informacji, może nie dotrzeć do celu. Wiedziałem, że nie mogę go tak zostawić – mówi pan Przemek.

Niedziela, około godz. 18.30, pan Przemek kierowca GAiT przerwę na pętli Jelitkowo zamierzał wykorzystać na krótki odpoczynek w tutejszej dyspozytorni. Jednak jego plany nieoczekiwanie uległy zmianie. Gdy przechodził przez przejście dla pieszych, mijający go przechodzień zapytał o drogę. Pan Przemek udzielił odpowiedzi, ale zachowanie pytającego wzbudziło jego czujność.

– Mężczyzna, starszy pan, sprawiał wrażenie zagubionego. Zwyczajnie poczułem, że pomimo udzielonej informacji, może nie dotrzeć do celu – mówi pan Przemek. – Wiedziałem, że nie mogę go tak zostawić. Było zimno. Zaprosiłem go do pojazdu, żeby się ogrzał. Powtarzał, że nie chce robić problemu, ale przyjął zaproszenie.

Tego dnia, pan Przemek, przez radiotelefon usłyszał komunikat policji przekazany przez dyspozytora ruchu GAiT o zagubionym mężczyźnie.

– Pomyślałem, że może być to zwyczajny zbieg okoliczności, ale musiałem to sprawdzić. Pytałem pana, czy nie zabłądził, albo ktoś go nie szuka. Zaprzeczał, mówił, że wyszedł tylko na spacer i wszystko jest w porządku, opowiada kierowca.

Pana Przemka to jednak nie uspokoiło. Zapytał, czy ten ma przy sobie telefon, by móc skontaktować się z kimś z jego bliskich. Nie miał. Pan Przemek z każdą chwilą nabierał pewności, że mężczyźnie potrzebna jest pomoc, i być może jest on poszukiwaną osobą.

– Skontaktowałem się z naszym dyspozytorem, potem z policją. Po rozmowie z osobą prowadzącą sprawę poszukiwań starszego mężczyzny nie było już wątpliwości, że chodzi właśnie o niego. Komunikacja była trochę utrudniona, bo pan – jak okazało się podczas naszej rozmowy – pochodzi z Ukrainy. Obawiałem się, że nie był w stanie w pełni zrozumieć mojej telefonicznej rozmowy z policją i niespodziewany przyjazd służb, i całe to zamieszanie, może wywołać jego zdenerwowanie. Dlatego spokojnie tłumaczyłem, że bliscy się o niego niepokoją i go szukają, i niebawem pojawią się policjanci, którzy bezpiecznie odwiozą go do domu. Chciałem, żeby ta cała sytuacja była w tym wszystkim dla niego jak najmniej stresująca – mówi pan Przemek. – Czekaliśmy i rozmawialiśmy. Nie pominęliśmy oczywiście tematu dnia, czyli finału Mundial – śmieje się pan Przemek.

Na przyjazd służb czekali w autobusie. Starania pana Przemka przyniosły efekt. Starszy mężczyzna ze spokojem oczekiwał z nim na przyjazd policji, a wsiadając do radiowozu, uśmiechnął się i pomachał mu na pożegnanie.

Zasłabnięcie w autobusie

Był poniedziałek, ok. godz. 20.00, pan Mariusz Rusiecki dojeżdżał właśnie do przystanku, gdy podszedł do niego młody chłopak.

– Powiedział, że jego koleżanka potrzebuje pomocy. Zatrzymałem się na przystanku i poszedłem go szukać. Chłopaka odnalazłem na tyle autobusu, okazało się, że obok niego siedziała młoda dziewczyna, która bardzo się trzęsła. Jej stan był niepokojący – wspomina pan Mariusz. – Zadzwoniłem na numer 112, żeby wezwać karetkę.

Stan dziewczyny pogarszał się, ale była przytomna. Udało się ustalić, że nie choruje na epilepsję i cukrzycę. Dziewczyna zaczęła odczuwać duszności, dlatego pan Mariusz zdecydował się wyprowadzić ją na powietrze. Usiadł z nią na ławce, w wiacie przystankowej, a w pomoc włączyła się również jedna z pasażerek.

– Razem z panią posadziliśmy dziewczynę między sobą, żeby ją przytrzymywać i jednocześnie trochę ogrzać, bo tego dnia było dość chłodno. W pewnym momencie zaczęła słabnąć i osuwać się na ziemię. Powiedziała, że chce poleżeć. Było zbyt zimno, by pozwolić jej leżeć na zewnątrz, dlatego z pomocą dwóch pasażerów przenieśliśmy ją do autobusu i ułożyliśmy w pozycji bezpiecznej – mówi pan Mariusz.

Pan Mariusz był w kontakcie z numerem 112 i cały czas czuwał przy dziewczynie, oczekując na przyjazd karetki. Gdy zadzwonił telefon dziewczyny, odebrał go, jak się okazało, dzwonił jej opiekun, który niebawem pojawił się na miejscu. Pan Mariusz odjechał, dopiero gdy opiekę nad dziewczyną przejęły służby ratownicze.

– W takich sytuacjach pozostaje nam po prostu być z tą osobą. Tyle możemy zrobić – mówi pan Mariusz, który niespełna dwa lata temu uratował życie mężczyźnie, którego reanimował na pokładzie autobusu do czasu przejęcia go przez służby ratunkowe.

Zagubiona starsza pani

Niedziela, ok. godz. 8.30. pan Andrzej Plichta zmierzał swoim autobusem w kierunku Sobieszewa. Jego uwagę zwróciła starsza kobieta z walizką.

– Sprawiała wrażenie zagubionej, udało mi się dosłyszeć fragment rozmowy w języku rosyjskim. Kobieta rozmawiała z jedną z pasażerek nieopodal mojej kabiny. Na najbliższym przystanku włączyłem się do rozmowy. Choć minęło już wiele lat, szczęśliwie pamiętam trochę rosyjskiego ze szkoły – śmieje się pan Andrzej.

Jak się okazało, kobieta nie porozumiewała się w języku polskim. Przyjechała z Ukrainy, by święta spędzić z przebywającą w Gdańsku córką. Chciała dotrzeć do miejsca, którego adres miała zapisany na kartce. Niestety przystanek, na którym powinna była wysiąść dawno minęli.

– Nie chciałem zostawiać jej samej, w oczekiwaniu na autobus powrotny na przystanku, na którym w niedzielny poranek mało kogo można spotkać. Uznałem, że najlepiej będzie, gdy podjedzie ze mną kilka przystanków do Sobieszewa i tam przesiądzie się na właściwy autobus powrotny – mówi pan Andrzej.

Ale na tym nie skończyła się jego pomoc. – Na kartce napisałem pani nazwę przystanku, na którym powinna wysiąść i wyjaśniłem, w jaki sposób powinna dojść do celu. Skontaktowałem się też z kolegą, Arkiem Guentherem, kierowcą autobusu, na który miała się przesiąść. Opisałem mu sytuację i wygląd kobiety – wspomina pan Andrzej.

– Dzięki opisowi kolegi, dostrzegłem tą panią wśród oczekujących na mój autobus. Dopilnowałem, by wysiadła na właściwym przystanku. Pokazałem drogę i upewniłem się, że po wyjściu z autobusu zmierza w dobrym kierunku – relacjonuje pan Arek, który na swoim koncie ma wiele sytuacji, w których służył wsparciem.

To właśnie pan Arek w 2016 roku zatrzymał autobus wypełniony pasażerami i udzielił pomocy mężczyźnie, który w kałuży krwi leżał przy drodze, tym samym ratując mu życie.

– Lubię swoją pracę i lubię ludzi. Staram się pomagać – odpowiada pan Andrzej pytany, czy takie sytuacje często mu się zdarzają.

Czteroletni podróżnik bez opieki

Niedziela, 7 maja ok. godz. 19.00. Do autobusu na przystanku „Wagnera” wsiadło kilku pasażerów, w tym mały chłopiec. Kierowca GAiT Mikołaj Uranowski, sam ojciec dwójki małych dzieci, od razu zwrócił uwagę na malca.

– Chłopczyk wszedł do autobusu i samodzielnie wybrał miejsce przy oknie. Chociaż wiem, jakie są dzieci, same lubią o sobie decydować, zaniepokoiło mnie to – mówi pan Mikołaj.

Obserwował chłopca. Po chwili miejsce naprzeciwko niego zajął pasażer, który wsiadł na tym samym przystanku, co malec.
– Uspokoiłem się, że to jego opiekun – mówi pan Mikołaj. Jednak, gdy pasażer ten wysiadł na jednym z kolejnych przystanków, a dziecko zostało w pojeździe pan Mikołaj od razu zareagował. – Podszedłem do miejsca, w którym siedział malec i zapytałem, czy ktoś z pasażerów jest jego opiekunem – mówi pan Mikołaj.

Jego obawy okazały się słuszne, malec podróżował sam.

– Obok miejsca, w którym siedział chłopiec stało dwóch mężczyzn, prawdopodobnie ojciec z synem. Mężczyzna powiedział, że zwrócił uwagę na malca bez opieki, jeszcze zanim chłopiec wsiadł do autobusu. Zawiadomił policję, po czym wsiadł za chłopcem do autobusu – relacjonuje Mikołaj Uranowski.

Pan Mikołaj skontaktował się więc z policją i podał dokładną lokalizację, w której  będzie oczekiwał na przyjazd służb. – Malec był zupełnie spokojny. Udało nam się ustalić, ile ma lat – na palcach pokazał, że cztery – mówi pan Mikołaj. Do czasu przyjazdu służb malec z apetytem zjadł jabłko, które dał mu pan Mikołaj.

– Kierowcy i motorniczowie Gdańskich Autobusów i Tramwajów na swoim koncie mają już wiele sytuacji, w których służyli wsparciem. Za każdym razem, gdy ratują czyjeś życie udzielając pierwszej pomocy, niosą pomoc zagubionym osobom, interweniują, gdy komuś dzieje się krzywda, czy po prostu służą radą i wsparciem, jesteśmy z nich dumni. To oni są wizytówką naszej komunikacji i spółki – mówi prezes Gdańskich Autobusów i Tramwajów, Maciej Lisicki.  

Kierowcy i motorniczowie GAiT wielokrotnie już nieśli pomoc, gdy podczas kursu – w pojeździe, na ulicy, czy przystanku dostrzegli osobę potrzebującą wsparcia. Tamowali krwotoki, nieśli pomoc osobom w ataku padaczki, pomagali do czasu przyjazdu pogotowia. Ale było i tak, że autobus miejski podjeżdżał wprost pod drzwi szpitala – kierowca nie tracąc czasu odwiózł tam kobietę, która straciła przytomność. Na swoim koncie kierowcy i motorniczowie mają też obywatelskie interwencje. Z powodzeniem brali udział w akcjach poszukiwania osób zaginionych, w tym niepełnosprawnego chłopca, czy starszej kobiety. Interweniowali, gdy para kompletnie pijanych rodziców podróżowała z małym dzieckiem, gdy za kierownicą samochodu siedział kierowca pod wpływem alkoholu. Jesteśmy z nich dumni!

Print Friendly, PDF & Email