Ewa Błaszczyk: ”Nie jestem sama, jest jeszcze nadzieja.”

Ewa Błaszczyk: ”Nie jestem sama, jest jeszcze nadzieja.”
Fot. Adminstrator

”Życie zmienia się szybko. Życie zmienia się w jednej chwili. Siadasz do kolacji i życie, które znasz, kończy się. Pozostaje kwestia żalu nad sobą”.
(fr. „Rok magicznego myślenia” Joan Didion)  

W ramach XIV Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa organizowanego przez CSE ”Światowid” z monodramem ”Rok magicznego myślenia” wystąpiła Ewa Błaszczyk, aktorka teatralna, pieśniarka a także wieloletnia aktorka z kabaretu Jana Pietrzaka „Pod Egidą”.  Dziś oprócz aktorskiej pasji, ma jeszcze jedną – pomagać dzieciom z najbardziej złożonymi urazami mózgu, właśnie takiego, jakiego doznała jej młodsza córka Ola, która od 10 lat pozostaje w śpiączce. Stąd zrodził się pomysł założenia Fundacji „Akogo?” i stworzenia Kliniki BUDZIK, której celem jest przywracanie pozostających „za folią” – do życia. W rozmowie z dziennikarzami Artystka zgodziła się opowiedzieć o trudzie bycia w pojedynkę na scenie i o sztuce życia na krawędzi.

Dlaczego zainteresowała się Pani tekstem Joan Didion, którą bolesne doświadczenie skłoniło do napisania książki „Rok magicznego myślenia”?
O tekście dowiedziałam się parę lat temu, kiedy wystawiany był na Broadwayu. Wiedziałam, że rola została napisana specjalnie dla Vanessy Redgrave. Zgłosiłam się do agenta, bo zainteresowani byliśmy nabyciem praw autorskich, aby móc zająć się sztuką w Polsce. W międzyczasie przeczytałam książkę, z której zainspirował mnie fragment: ”Życie zmienia się szybko. Życie zmienia się w jednej chwili. Siadasz do kolacji i życie, które znasz, kończy się. Pozostaje kwestia żalu nad sobą”. Podjęłam walkę z tym utworem, bo wiedziałam, że nie jest on typowo sentymentalnym. Nie chciałam jednak, żeby moja własna historia zdominowała „Rok magicznego myślenia”.

Czy miała Pani jakieś wątpliwości związane z podjęciem tej walki?
Tak, na samym początku. Po analizowaniu wszystkich ”za” i ”przeciw” doszłam jednak do wniosku, że dam radę, ponieważ warto o tym rozmawiać, warto się tym dzielić. A utwór ten daje na końcu nadzieję.

Co najbardziej pociąga Panią w monodramie?
Nie lubię zbytnio tego gatunku i zawsze starałam się od niego uciekać. Wolę mieć partnera, kiedy gram i wiem, że mogę na niego liczyć. Ludzie przychodzący na ten spektakl muszą wiedzieć, że panuje na nim bardzo intymna atmosfera.  Poza tym monodram to „ostra jazda bez trzymanki” nie dla wszystkich. Tu w szczególnej mierze liczy się dobra gra aktorska i podtrzymanie kontaktu z widzem, którego trzeba być pewnym. To tak jak dialog, w którym są dwie strony przekazujące sobie komunikaty. Z tym, że w monodramie jedna strona mówi więcej, choć nie ukrywam, że komunikaty niewerbalne są dla aktora bardzo istotne i świadczą o tym, jak odbierana jest sztuka.

Jakie ma Pani najbliższe plany artystyczne?
Chcę zająć się jaśniejszymi, weselszymi  tematami. Czuję taką wewnętrzną potrzebę. Poza tym zagrałam w filmie „Mistyfikacja” Jacka Koprowicza i planuję wydać płytę z amerykańskimi piosenkami.

Wiem, że fotografie odgrywają w Pani życiu istotną rolę, szczególnie te sprzed 10 lat. Czy dziś potrafi już Pani do nich spokojnie usiąść, oglądać je, wspominać bez tych emocji, które Pani jeszcze niedawno towarzyszyły?

Tak, fotografie te są dla mnie bardzo ważne i długo do nich nie wracałam, bo nie potrafiłam. Dziś, dzięki tej sztuce „Rok magicznego myślenia” przełamałam coś w sobie i odważyłam się pojechać w to miejsce, gdzie zamknęłam pewien rozdział  swojego życia, a który zapisał się na fotografiach z Santorini, czyli tam, gdzie jeszcze z pełną rodziną spędzaliśmy piękne chwile. Niebawem ukaże się specjalny album z tymi zdjęciami. Dziś tamten etap mam już za sobą. Jest za mną, widzę to bardzo wyraźnie i potrafię o tym mówić. Ten album jest tego dowodem.

Czy jako osoba znana z działalności prospołecznej i borykająca się z tak wielkim i trudnym problemem jakim jest stan Pani córki, otrzymuje Pani wiele listów z prośbą o poradę, pomoc, bądź słowa otuchy, pocieszenia?
Nie, w zasadzie nie otrzymuję takich listów. Czasem się zdarzają.

A skąd Pani czerpie tyle siły do walki o swoje życie i o życie swojej córki?
Chociażby ze swojej pracy artystycznej i działalności Fundacji ”Akogo”? Sztuka daje mi wiele siły do dalszego działania, jest równocześnie dla mnie pewnego rodzaju wentylem. Działa na mniej lepiej niż terapia psychologiczna. Bardzo oddziałują na mnie też gesty zwykłych ludzi. Podczas spotkania pod Pałacem Prezydenckim wkrótce po tragedii, jaka miała miejsce pod Smoleńskiem, stałam w ogromnym tłumie. Ni stąd ni zowąd podszedł do mnie mężczyzna, który w jednej ręce trzymał sztandar, a drugą ręką chwycił moją dłoń i po prostu pocałował. To było dla mnie niesamowite i takie właśnie gesty dodają mi najwięcej siły i otuchy. Z nich czerpię najwięcej, bo słowa nie do końca wyrażają to, co po prostu możemy uczynić, a takie proste, ale jakże wymowne gesty uświadamiają mi najlepiej, że nie jestem sama.

Pani Fundacja istnieje już od 8 lat. Jak może Pani podsumować ten czas?
Działamy i to jest dla mnie najważniejsze. Naszym celem jest nieść pomoc dzieciom po najcięższych urazach mózgu i znajdujących się w śpiączce. W tej chwili klinika BUDZIK, która powstaje przy Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, budowana jest w środku. Mamy nadzieję, że uda się ją oddać 11 maja 2011 roku, ale nie zawsze wystarczy tylko chcieć.

To niezwykle symboliczna data dla Pani i Pani córki, prawda?
Tak. To będzie 11 rocznica od wypadku Oli.
A wracając do wcześniejszego pytania, to chcę dodać, że jeśli ma się pieniądze, to można zrobić prawie wszystko. Niestety, zostają jeszcze sprawy urzędowe, programy NFZ. Kończymy właśnie kampanię wiosenną i przygotowujemy się do następnej. Współpracujemy także z Czesławem Langiem i tegorocznym Tour de Pologne.

W dzisiejszych czasach fundacje i organizacje społeczne stosują terapię szoku na widzu. Na stronach internetowych Fundacji  ”Akogo”? można zobaczyć podobne bannery. Co może Pani powiedzieć o sposobie docierania do ludzi w obecnych czasach?

Wszystko zależy tak naprawdę od tego, jaki przyświeca temu cel. Nasza kampania miała pokazać totalną bezsilność ludzi uwięzionych we własnym ciele. Moim zdaniem to najgorsze więzienie ze wszystkich. Teraz jednak nasze działania promocyjne będą łagodniejsze. Pokażemy ludzi, którym udało się wybudzić i znowu normalnie żyć. Bo dziś człowiek pozostający w śpiączce jest określany mianem nie rokującym na wybudzenie. To problem ekonomiczny. Ja to wielokrotnie podkreślam, że czegoś takiego nie ma, bo są medyczne dowody na to, że ci ludzie nas słyszą, czują, tylko znajdują się jakby w klatce, z której nie mają możliwości się wydostać. Stąd też pomysł na tak mocną kampanię, w której pokazujemy ludzi znajdujących się za folią.

Jak my – zwykli ludzie możemy pomóc Fundacji ”Akogo”?

Zachęcam do wysyłania SMS pod nr 73101 o treści BUDZIMY i do brania udziału w zbiórkach pieniędzy. Wszelkie informacje dotyczące naszej działalności znaleźć można na stronie www.akogo.pl.

Dziękuję za rozmowę.

Fot: www.l-gwiazdy.pl  Agnieszka Światkowska Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 5449

Print Friendly, PDF & Email