Ekspert: Pismo z urzędu to często jedyny druk, jaki czytają Polacy

Ekspert: Pismo z urzędu to często jedyny druk, jaki czytają Polacy
Fot. Pixabay

Gdy wielu Polaków rezygnuje z czytania książek i prasy, pismo z urzędu to dla nich często jedyny kontakt ze słowem pisanym. Także dlatego ważne jest, jaką polszczyzną pisane są wysyłane Polakom dokumenty – powiedział PAP językoznawca, prof. UAM dr hab. Jarosław Liberek.

Z myślą o kompetencjach językowych urzędników na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przygotowano studia podyplomowe „Prosty język w instytucjach publicznych”. W trakcie zajęć pracownicy urzędów centralnych, samorządowych, urzędów skarbowych czy organów kontrolnych nauczą się operować prostą, zrozumiałą i poprawną polszczyzną.

Kierownik studiów, prof. UAM dr hab. Jarosław Liberek powiedział PAP, że uproszczenie polszczyzny stosowanej przez urzędników to sprawa o fundamentalnym wręcz znaczeniu.

– Tu nie chodzi tylko o to, że ktoś nie zrozumie decyzji administracyjnej dotyczącej wysokości podatku. Istotą rzeczy jest budowanie wspólnoty ludzi rozumiejących się i wspólnie tworzących dobra wykraczające poza język. Porozumienie dzięki prostocie to niezwykle ważne dobro ogólnonarodowe. O nie należy dbać, szczególnie w czasach ogromnego kryzysu relacji między ludźmi – podkreślił.

Naukowiec zaznaczył, że sprawność językowa osoby pracującej w instytucjach jest coraz ważniejszą sprawą. Autorzy pism, komunikatów muszą mieć świadomość, że redagują teksty, które są być może jedynym przejawem słowa pisanego, jakie sporadycznie czyta, bo musi, przeciętny Jan Kowalski.

– Wielu obywateli może dziś sobie pozwolić na nieczytanie literatury czy prasy – jakkolwiek to będziemy oceniać. Nie mogą oni jednak zrezygnować z lektury pism oficjalnych. Jak bowiem inaczej, nie czytając takich tekstów, wymienić dowód, dowiedzieć się o wysokości podatku, zweryfikować składkę ubezpieczeniową czy złożyć reklamację w sprawie zepsutego urządzenia? Stosowanie prostego języka w oficjalnych pismach leży w interesie nas wszystkich – podkreślił prof. Liberek.

Językoznawca wyjaśnił, że oficjalne pisma redagowane są zazwyczaj z uwzględnieniem cech stylu urzędowego: mają oficjalną strukturę, wiele schematycznych i szablonowych formuł, są w nich obszernie cytowane przepisy, trudne do rozszyfrowania terminy, skomplikowane, rozbudowane określenia i zdania.

– Pisma zawierające wskazane cechy mogą być mimo wszystko zrozumiałe. Kłopot pojawia się wtedy, gdy pewnych oficjalnych formuł jest zbyt dużo. Jeśli dwustronicowy tekst zawiera tylko cztery zdania, z których każde liczy po 80 wyrazów, a poszczególne określenia tych zdań składają się średnio z 5‒6 słów, to czytelnik nie przeniknie przez taki gąszcz. Gdy na dodatek w takim tekście pojawi się kilkanaście „encyklopedyzmów” w stylu: środki probacyjne, termin prekluzyjny, synergizm czy dywersyfikacja, to nawet po wielokrotnej lekturze można niewiele zrozumieć – powiedział prof. Liberek.

Ekspert zaznaczył, że w wielu sytuacjach urzędowa przesada językowa nie ma żadnego uzasadnienia komunikacyjnego.

– Czy naprawdę pracownik musi pisać, że jego instytucja „rekomenduje uiszczenie należnej kwoty na posiadany przez urząd rachunek bankowy dedykowany wpłatom środków finansowych pochodzących od obywateli obciążonych zaległościami z tytułu niezapłaconych zobowiązań podatkowych”? Przecież zdrowy rozsądek podpowiada, by krótko stwierdzić: „zaległy podatek proszę przelać na konto” – zauważył.

Właśnie tworzenie wieloelementowych związków wyrazowych jest, zdaniem prof. Liberka, największą zmorą trudnych do rozszyfrowania pism z urzędu.

Według prof. Liberka wyrażenia, zwroty i frazy „długie jak pociągi towarowe, do tego inkrustowane niezrozumiałymi wyrazami”, mogą skutecznie przeszkodzić w dotarciu do sensu.

– Dodatkowym efektem może być też pretensjonalność i śmieszność, jak w przypadku takich sformułowań: „manualna relokacja psich odchodów do pojemników śmieciowych” – chodzi o sprzątanie po psie, „dojdzie do szkodliwej dla środowiska emisji wtórnej pyłów kurzowych pochodzenia ziemnego”, względnie „na terenie obszaru wokół oczyszczalni wystąpi niekorzystne zjawisko uciążliwości zapachowej” – dodał.

Prof. Liberek przyznał, że kwestia jakości pism oficjalnych wykracza poza kompetencje językowe pojedynczego urzędnika – autora wysyłanego obywatelowi tekstu.

– Każdy urzędnik zaczynający pracę wchodzi do rzeki językowej, która płynie od wielu dziesięcioleci; niektóre formuły oficjalne przetrwały od XIX wieku. Urzędnik trzyma się kurczowo kopiowanych z przepisów określeń, bo nie chce doprowadzić do problemów prawnych, np. podważenia decyzji z przyczyn formalnych. Musi też uwzględniać wskazówki językowe szefa – nie zawsze są one dobre, a często mają charakter pospolitych przyzwyczajeń, stąd np. niektórzy szefowie wolą spójnik „oraz” zamiast „i”, albo nie tolerują frazy „jest zobowiązany”, bo preferują „jest obowiązany” – wyjaśnił.

Jedni urzędnicy nie mają czasu na tłumaczenie schematycznych i skomplikowanych pism z polskiego na nasze, innym nie chce się tego robić. Prof. Liberek zauważył, że funkcją edytora tekstu, z której urzędnik wręcz namiętnie korzysta, jest funkcja „kopiuj i wklej”.

– Pismo skomplikowane i niezrozumiałe daje większą gwarancję braku reakcji. Jeśli obywatel zbyt dużo zrozumie, może mieć wątpliwości i pisać odwołania bądź skargi. Część urzędników uważa, że skomplikowane pisma dodają powagi nie tylko urzędowi, ale również im samym. Wydaje im się, że dzięki mądrym tekstom również i oni będą postrzegani jako mądrzy – dodał językoznawca.

Kilka lat temu językoznawcy z Instytutu Filologii Polskiej UAM nawiązali współpracę z Urzędem Miasta Poznania, prowadzą tam regularne warsztaty i szkolenia. Jarosław Liberek i Karolina Ruta-Korytowska napisali dla poznańskich urzędników poradnik dotyczący prostego języka.

Dwusemestralne, niestacjonarne studia podyplomowe „Prosty język w instytucjach publicznych” ruszają na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM od października. Przy tworzeniu programu językoznawcy konsultowali się z doświadczonymi pracownikami poznańskiego magistratu.

– W końcu kto jak kto, ale urzędnicy na co dzień korespondujący z obywatelami wiedzą najlepiej, co stwarza największe problemy. Nawiązaliśmy też współpracę z Poznańskim Centrum Superkomputerowo-Sieciowym. Dzięki tej współpracy stworzyliśmy bazę tekstów urzędowych działającą m.in. jak półautomatyczny korektor, który podpowiada urzędnikowi proste formy językowe – powiedział prof. Liberek.

Językoznawca przyznał, że uczestników studiów czeka intensywny trening tekstowy – zdecydowana większość ze 180 godzin zajęć przeznaczona jest na ćwiczenia i warsztaty. Absolwenci staną przed szansą podniesienia jakości komunikacji między urzędem a interesantem, nabędą też biegłości – w mowie i piśmie – w tłumaczeniu z urzędowego na polski.

– Dużą zaletą studiów jest omawianie materiałów pochodzących z instytucji, w których pracują nasi słuchacze. W programie uwzględniliśmy wymogi ustawy o zapewnieniu dostępności osobom ze specjalnymi potrzebami. Studenci opanują europejskie standardy tworzenia tekstu łatwego do czytania i rozumienia (ETR) i nauczą się wykrywać zjawiska obniżające stopień dostępności pism oficjalnych. Będą mogli zostać rzecznikami osób mających problemy z czytaniem i rozumieniem komunikatów – powiedział PAP prof. Liberek.

Językoznawca podkreślił, że prosty język nie wymaga specjalnie wysokich kompetencji komunikacyjnych.

– Jeśli ktoś zrozumie, o co w tym chodzi, szybko przekona się, że prosta polszczyzna jest naprawdę prosta. A pierwszy krok wcale nie polega na wnikaniu w zawiłe struktury składniowe, lecz na pokonaniu pewnej bariery świadomościowej. Proste pisanie jest zawsze funkcją klarownego myślenia – zapewnił prof. Liberek.

Zgodnie z zaleceniem rektor UAM wszystkie zajęcia w okresie zimowym, także studia podyplomowe będą się odbywały zdalnie. (PAP)

Rafał Pogrzebny / PAP – Nauka w Polsce
Print Friendly, PDF & Email