Czy mogłam nazwać się mamą?

Czy mogłam nazwać się mamą?
Fot. Pixabay

Myślałam, że będę chciała zachować tę historię tylko dla najbliższych, ale nie jestem w stanie. Patrząc na macierzyństwo, tematyczne social media, popadamy ze skrajności w skrajność. Od tego jak macierzyństwo może dać w kość po instagramową idyllę. Oczywiście, drogie Mamy, jesteście super i macierzyństwo to z pewnością nie jest łatwa sprawa, ale nie zapominajmy o tym, czego w mediach nie ujrzycie na co dzień, choć dość często to się przydarza. Może spojrzycie z dystansem na jedne z tych gorszych dni, spędzone na przewijaniu, karmieniu, kąpaniu swoich dzieci w kółko i spaniu kiedy tylko jest możliwość.

Niespełna dwa miesiące temu urodziłam cudowną córeczkę. Daliśmy jej na imię Nela. Niestety bardzo niespodziewanie zarówno dla lekarzy jak i dla nas – rodziców, zmarła 11 godzin po porodzie. Ogromny ból, poczucie straty a zarazem duma, że malutka tak dzielnie walczyła o to, by być z nami. Później przyszło poczucie winy, pustka, strach przed powrotem do domu i poczucie poniesionej porażki. Mimo dużej empatii personelu medycznego i rozmowy z psychologiem uważam, że nie mamy odpowiedniej opieki w sytuacjach straty takiej jak ta lub poronień na każdym etapie. Pozostawieni trochę sami sobie. Bez maleństwa, którego tak nie mogliśmy się doczekać, bez nadziei, za to ze stertą rzeczy dla niemowlaka, które małej już się nigdy nie przydadzą.

My mieliśmy to szczęście, że bardzo mocno wspierała i pomagała nam cała nasza rodzina, dając nam poczucie, że Nelka była i jest dla nich bardzo ważna.

Wiele kobiet, które poroniły na wczesnym etapie ciąży nawet nie trafia do szpitala, bo organizm sam jest w stanie sobie z tym poradzić. Próbujemy przejść do porządku dziennego, ale dla nas to też jest starta, to też jest ogromne cierpienie, prawie zawsze – po cichu. Tak, też tam byłam.

Wszyscy skupiamy się na współczuciu, co jest oczywiście naturalnym odruchem, ale we mnie wciąż był ogrom emocji i skrajnych uczuć. Kiedy Nelcia się urodziła chciałam pochwalić się całemu światu, że jest z nami, by cieszono się razem z nami. W końcu, hej… przeszłyśmy tę samą drogę kochane mamy, tylko następny dzień jak i kolejne wyglądały zupełnie inaczej… Jedyną osobą, która powiedziała to, co wtedy chciałam usłyszeć był mój partner, który powiedział: „Jestem z Ciebie bardzo dumny, byłaś bardzo dzielna. Urodziłaś nam prześliczną córeczkę. To nie jest twoja wina”. Nie usłyszałam tego od żadnego lekarza czy przede wszystkim szpitalnego psychologa, który powinien mieć większe doświadczenie w takich sytuacjach, a po rozmowie z nim, czuliśmy się jeszcze bardziej przygnębieni.

Tak więc drogie MAMY, te które poroniły, urodziły martwe dzieci czy straciły je zbyt szybko. Wy także dałyście z siebie wszystko, powinnyście być z siebie dumne, bo byłyście bardzo dzielne, Wy, Wasze dzieci i najbliżsi, którzy Was w tym wspierali. Zakodujmy sobie, że to nie nasza wina. Ja wciąż nad tym pracuję.

Chciałam o tym napisać nie dla współczucia, tylko dla refleksji i większego zrozumienia. Rodzice po tego typu stracie usuwają się w cień, przeżywają żałobę. Mamy niecałe 2 miesiące (bo tyle trwa skrócony macierzyński) by dojść do siebie zarówno fizycznie jak i psychicznie. Tatusiom przysługują 4 dni z okazji urodzin dziecka i pochówku. Masakra, prawda? Na szczęście mogą jeszcze wziąć opiekę na partnerkę. Nie wspomnę już o tym, że tydzień zajmuje załatwianie wszelkich formalności związanych z zarejestrowaniem dziecka, aktem zgonu, pochówkiem itp. (będąc 3 dni po porodzie). Musimy przejść okres połogu, postarać się wrócić do formy sprzed ciąży, zaakceptować kolejne blizny na swoim ciele, choć te w sercu będą zabliźniać się dużo dłużej.

Nie mówimy o tym, nie publikujemy tego bo to przykre, niewygodne dla innych i nie tak piękne, ale może jednak powinnyśmy? Zamiast tego czujemy się wykluczone, osamotnione, wybrakowane i bezsilne. Długo zastanawiałam się co mam odpowiedzieć osobie, która zapyta mnie czy mam dzieci. Czy w ogóle mogłam nazwać się matką? Na wizycie u fizjoterapeuty po porodzie kiedy zapytano mnie na czym chciałabym się najbardziej skupić, ile mam dzieci i w jakim wieku, zalewając się momentalnie łzami odpowiedziałam: zero. Kiedy konsultowałam wyjazd z przypadkowym lekarzem wspominając, że jestem po porodzie najpierw skrytykował mnie, że narażam dziecko, a gdy wspomniałam, że jadę bez dziecka, gdyby mógł zabiłby mnie wzrokiem. Takich i podobnych sytuacji było jeszcze kilka. I oczywiście nie mogłam tych ludzi za to winić, bo skąd mieli wiedzieć. Wyciągnęłam z tego jedną lekcję: nie oceniajmy sytuacji i siebie wzajemnie zbyt pochopnie.

Gdyby nasza córka odzyskała siły po kolejnej resuscytacji niemalże pewne było to, że nie będzie samodzielna w przyszłości. Wielu rodziców zmaga się z trudami takiego właśnie rodzicielstwa. I oczywiście współczujemy zarówno rodzicom jak i maleństwu. Ale drodzy rodzice, jakże jesteśmy z Was dumni, że walczycie o każdy oddech czy krok swojego dziecka razem z nim. Jak podziwiamy Waszą wytrwałość i tę nieskończoną miłość nie do opisania. Nie chcę tutaj porównywać kto ma gorzej a kto lepiej, bo każdy rodzic ma swoją wyjątkową sytuację i przeróżne zmagania, obawy. Pamiętajmy jednak, że rodzice zajmujący się dziećmi wymagającymi specjalistycznej opieki, mimo ogromnej miłości i siły, również bywają zmęczeni. Nie mają ani czasu ani chęci dzielenia się swoim rodzicielstwem (nawet gdy wcześniej bardzo aktywnie udzielali się w mediach społecznościowych). Często zdarza się tak, że zmieniają całe życie pod swoją pociechę i nie mają możliwości podrzucić ich do babci, siostry czy żłobka. Dlatego świetną inicjatywą, którą popieram całym sercem jest Centrum Opieki Wyręczającej działające przy Małopolskim Hospicjum dla Dzieci. Miejsce, dzięki któremu rodzice chociaż na kilka chwil mogą pomyśleć również o sobie bez wyrzutów sumienia. Także drodzy rodzice, doceniajmy się wzajemnie, wspierajmy i nie wstydźmy się tego, co nas spotkało. Choć rodzicielstwo przybiera różne formy i okresy, pamiętajmy o dobrych chwilach, o całej podróży pełnej skrajnych emocji i przygód.

Nie każdemu było dane doświadczyć chociażby tych kilku momentów.

Nasza podróż we trójkę była cudowna, tylko bardzo boli nas to, że tak krótka.

Anita Czapiewska
Print Friendly, PDF & Email