Cichoń bez barier

Cichoń bez barier
Fot. Adminstrator

Elblążanin Waldemar Cichoń, artysta rzeźbiarz, który kilkanaście lat temu stracił wzrok, został jednym z laureatów tegorocznej edycji ogólnopolskiego konkursu magazyn Integracja pn. „Człowiek bez barier”.

Ten zaszczytny tytuł otrzymują osoby niepełnosprawne, które odnoszą znaczące sukcesy w różnych dziedzinach życia – „przełamują bariery”. Udowadniają, że brak sprawności nie musi ograniczać. Patronat honorowy nad konkursem objęła Małżonka Prezydenta RP Maria Kaczyńska, zaś patronat merytoryczny – Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski.  

Waldemar Cichoń (rocznik 1955 ). Rzeźbiarz pracujący w drewnie, kamieniu, ceramice, brązie, tworzący plakietki, statuetki, rzeźby gabinetowe, wystawiennicze, projekty monumentalne, instalacje i rzeźby w śniegu. Studiował w pracowni rzeźby prof. Duszeńki w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Obronił doktorat na macierzystej uczelni.

Jego prace znajdują się w prywatnych i muzealnych zbiorach, w Polsce i za granicą. Jest laureatem m.in. Grand Prix IV Biennale Sztuki Gdańskiej. Brał też udział w Międzynarodowych Konkursach Rzeźby w Śniegu i w Olimpijskim Festiwalu Sztuki w 1988 roku w Calgary w Kanadzie. Ostatnio zafascynował się budową pomnika Fromborskiej Penelopy. Waldemar Cichoń jest członkiem Rady Programowej Galerii EL. Poza rzeźbą jego pasją jest muzyka.

Cichoń jest także, zdaniem dziennikarki ,,Gazety Wyborczej”, autorem najbardziej inteligentnej prowokacji w dziejach III i IV RP. Dotyczyła ona wysłanej na wystawę do Krakowa pracy pn. ,,Kaczka dziwaczka”. Była to szklana szpitalna kaczka w moherze. Komisarz wystawy Piotr Bies nie zgodził się na wystawienie tej pracy, gdyż w jego ocenie była ona kiepska, po czym Radio RMF FM wyśmiało artystę i jego dzieło. Cichoń natychmiast złożył doniesienie do KRRiTV, że naśmiewano się z osoby niepełnosprawnej, jednak dziennikarze radia nie wiedzieli, iż jest on niewidomy.

Rozmowa z Waldemarem Cichoniem

człowiekiem prowokującym i pozytywnie wstrząśniętym

W tym roku otrzymał Pan wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie miesięcznika Integracja pn. ,,Człowiek bez barier”. Czy jest Pan zadowolony z tej nagrody?
Muszę Pani powiedzieć, że jest Pani pierwszą osobą, która zapytała mnie o to osobiście. Moi bliscy czytali mi artykuły, które ukazały się w różnych gazetach i portalach internetowych na ten temat, ale żaden z dziennikarzy nie pofatygował się, żeby podnieść słuchawkę i zapytać jakie są moje odczucia.

Więc tak naprawdę będzie Pani pierwszą osobą, która dowie się ode mnie, że jestem bardzo zaskoczony i zaszczycony. Tym bardziej, że moją kandydaturę wystawiono trochę za moimi plecami, ale wiem kto to zrobił i to nie są ludzie z Elbląga, nie z tego otoczenia. Moje zadowolenie było tym większe, że w jury konkursu była Pani prezydentowa Kaczyńska, która mogła mieć do mnie uraz po prowokacji z ,,kaczką dziwaczką”.

Czy nagrodę odbierał Pan osobiście?
Niestety nie mogłem odebrać jej osobiście. Kiedy dowiedziałem się, że otrzymałem wyróżnienie w tym konkursie poczułem ,,się jak człowiek bez barier” i poszedłem do piwnicy bez laski, potknąłem się i odniosłem poważną kontuzję kolana, co uniemożliwiło mi wyjazd do Warszawy po nagrodę. Dlatego w moim imieniu wyróżnienie odebrał mój syn.

Rzeźbiarstwo, to unikatowa dzisiaj dziedzina sztuki. Kiedy zaczęła się Pana przygoda z rzeźbą, kiedy zdecydował Pan, że to jest Pana droga życiowa?
Właściwie to już w liceum, jednak uczyłem się wtedy w klasie matematyczno-fizycznej, która kompletnie mi nie leżała, czułem, że chcę robić w życiu coś innego. Nie miałem wtedy jednak zajęć z wychowania plastycznego, ale zdecydowałem, że chcę studiować w szkole plastycznej. Na maturze pisałem pracę związaną z plastyką, pt. ,,Interpretacja przestrzeni w malarstwie”. Kiedy zdawałem na studia, za pierwszym razem oblałem egzamin, oczywiście z braku jakiegokolwiek warsztatu. Zacząłem wtedy studiować jako wolny słuchacz a moi starsi koledzy z Elbląga, którzy uczyli się także w tej szkole otworzyli mi oczy na pewne rzeczy.

A jakie to były rzeczy?

Nauczyli mnie warsztatu plastycznego, rysunku, kompozycji.

Co robił Pan po uzyskaniu dyplomu?
Po ukończeniu studiów dostałem propozycję pracy na uczelni. Jednak to nie było dla mnie, świat mnie ciągnął, no i moja córeczka była wtedy malutka. Więc zacząłem tworzyć.

A jak wyglądało Pana życie w pierwszym okresie po utracie wzroku? Czy miał Pan przerwę w tworzeniu rzeźb i innych prac?
Oczywiście był taki moment, kiedy miałem przerwę, przestałem aktywnie pracować, poruszać się. Wtedy właśnie wykonałem krok w kierunku Polskiego Związku Niewidomych. Pojechałem nawet do Ośrodka w Laskach, by przekonać się jak to jest, przecież byłem całkowicie skazany na niewidzenie. Jednak dzisiaj oprócz podstemplowanej legitymacji na bezpłatne przejazdy, nic mnie nie łączy ze związkiem. A właściwie w tej chwili ta legitymacja już nie uprawnia mnie do niczego, potrzebna są inne dokumenty np. orzeczenie lekarskie. Pani Ela Cieślak nauczyła mnie, jak poruszać się z białą laską. Wtedy także ściągnąłem długie laski ze Stanów. Zacząłem trenować, samodzielnie pokonując wyznaczoną trasę z domu, przez Płk Dąbka i zajmowało mi to jakieś dwie godziny.

Nasze ulice są niebezpieczne. Nie bał się Pan tak samodzielnie chodzić?
Oczywiście szybko się przekonałem, że dla osoby, która nic nie widzi jest to bardzo niebezpieczne. Sygnalizacja wcale nie jest dostosowana do naszych potrzeb. Sygnały dźwiękowe także nie są najlepszym rozwiązaniem, bo w miejscu, gdzie blisko siebie są dwa przejścia dla pieszych, to nie wiadomo, którego przejścia dotyczy dany sygnał. Krawężniki, to druga sprawa, bo są one albo za wysokie, albo w ogóle ich nie ma, i wtedy nie wiem, czy znajduję się jeszcze na chodniku, czy już na ulicy.

Czy nie myślał Pan o tym, że pies przewodnik mógłby być Pana oczami, ale także i wiernym przyjacielem?
Nie chciałbym mieć psa przewodnika, ponieważ bardzo kocham zwierzęta i nie mógłbym skazać go na takie monotonne życie. Ja mieszkam w bloku, a taki pies potrzebuje dużo ruchu. A ze mną poruszałby się tylko do tramwaju, a potem musiałby siedzieć ze mną w pracowni.

Czy po utracie wzroku wyostrzyły się u Pana inne zmysły?
Ja nie wiem, czy można to tak nazwać, może to wyostrzenie polega na tym, że koncentracja na innych bodźcach jest bardziej intensywna, mózg bardziej wgłębia się w ich analizę, jest bardziej czuły na nie. Niewątpliwie czuję zmianę moich cech –  przecież 70 – 80% informacji odbieramy przez wzrok, który w końcu prowokuje pewne iluzje.

Podczas tworzenie rzeźb używa Pan bardzo ostrych  narzędzi, widzę wśród nich  nawet piłę łańcuchową. Pana praca zatem jest bardzo niebezpieczna. Czy nie boi się Pan, że może się okaleczyć?
Każda praca jest niebezpieczna, jak nie ma się wyobraźni. Ja w orzeczeniu lekarskim mam wpisane, że nie powinienem wykonywać żadnej pracy, a już na pewno takiej. Przy robieniu rzeźb muszę bardzo uważać, nie mogę popaść w rutynę. Muszę więcej myśleć, moja praca wymaga teraz dużo więcej logistyki, ale mam dużo więcej czasu na przemyślenia, co mam z czym połączyć, kiedy i jakiego materiału użyć.

Czy dopadła Pana kiedyś myśl, żeby już nie tworzyć i przysiąść choć na chwilę?
Początkowo po utracie wzroku zafascynowany byłem internetem, jednak szybko zorientowałem się, że jest to śmietnik informacyjny i zjadacz czasu. W  moim zawodzie pracuję już ponad 30 lat. Dawno już przeszedłem na własny rachunek, wywalczyłem dla siebie pracownię. Pojawił się zatem jakiś automatyzm, dla takich ludzi jak ja, nie ma recepty. PZN oferował mi dość ograniczone zajęcia, zupełnie nie dla mnie. Przy mojej wyobraźnie i temperamencie nie umiałbym nic nie robić. Oczywiście pojawiały się takie myśli. – Że to już koniec mojej twórczości, że nie dam sobie rady z narzędziami, ale szybko to przeminęło.

Zrobił Pan także doktorat na swojej macierzystej uczelni z rzeźby właśnie. Czy nie myślał Pan o tym, żeby przekazać młodym ludziom nie tylko swoją wiedzę, ale także doświadczenia właśnie te związane z tworzeniem będąc niewidomym?
Kilka razy miałem wykłady w różnych szkołach, jak jest potrzeba żebym przekazał coś młodym ludziom, to nie odmawiam i właściwie robię to społecznie. Jednak dla mnie tworzenie jest najważniejsze, to co robię najbardziej mnie wciąga, a rzeźba to jest odchodząca gdzieś w niebyt kategoria sztuki. Ja jestem producentem unikatów, to jest przekaz, forma. To nie jest coś takiego, że jak się wyłączy prąd, to to znika.

Pana rzeźby mają dosyć duży format i różne dodatki, czy wszystko wykonuje Pan samodzielnie?
Kiedy straciłem wzrok, zaczynałem tworzyć małe formy, ale potem zastanawiałem się, jak będzie z dużymi formatami. Duże rzeźby nie są takie bardzo szczegółowe, tylko ogólne. Przy złoceniach i nakładaniu różnego koloru pomaga mi córka, ponieważ nawet widząca osoba nie jest często w stanie nad tym zapanować. Moją córkę zdążyłem przed utratą wzroku nauczyć tej techniki.

Czytałam wiele publikacji na Pana temat i nie wszystkie są pozytywne?
Ja wiem, że mnie ludzie opluwają i mają mnie za śmiecia, bo mówię im to, co myślę. Postępuję tak, bo nie mam nic do stracenia, nie jestem uwikłany w żadną politykę. Jestem w radzie programowej Galerii EL, obserwuję to środowisko. Wiedziałem, że w Galerii jest coś nie tak, zwracałem na to uwagę dyrektorowi Zbyszkowi Opalewskiemu i okazało się, że są jakieś nieprawidłowości. Kiedy Zbyszka zawiesili powiedziałem mu, że przecież  sygnalizowałem, że coś jest nie w porządku. Wszyscy jednak moją krytykę traktują ad personam (bardzo osobiście), po prostu ludziom odbija.

Obecnie na stanowisko dyrektora Galerii El został powołany – tymczasowo – pan Jarek Denisiuk. W jednej z gazet czytałam, iż obrzucił Pan go obelgami, czy macie Panowie jakiś konflikt?
Ja czasami go tylko cenzuruję, jego całkowicie absurdalne wypowiedzi. np. dotyczące tego, iż formy przestrzenne, to eksport sowieckiego konstruktywizmu i, że powstały na zlecenie komitetu partii. Jeżeli pisze on w swoich publikacjach o pewnych inicjatywach, np. dotyczących malowanych form drewnianych, które pojawiły się na terenie Elbląga i wskazuje tylko w odnośnikach, iż są one moją inicjatywą, tym samym marginalizuje środowisko twórcze. On nigdy ze mną na ten temat nie rozmawiał; pisząc, zawsze opiera się na innych publikacjach prasowych. Dlatego właśnie czasami mówię ludziom, co myślę o ich działaniach, a to wcale nie oznacza, że ich nie lubię.

Według dziennikarki ,,Gazety Wyborczej”, jest Pan autorem najbardziej inteligentnej prowokacji w dziejach III i IV RP. Co skłoniło Pana do takiego działania?
Mój pomysł wyszedł z niechęci do tego, co się dzieje na zewnątrz, denerwuje mnie to co ludzie robią. Chciałem wywołać burzę po tym, jak Krajowa Rada (Radiofonii i Telewizji)  obłożyła mandatem Polsat, za żarty Kazimiery Szczuki w programie Kuby Wojewódzkiego, z Magdy Buczek związanej z Radiem Maryja. Swoimi przemyśleniami podzieliłem się także z dziennikarką tygodnika ,,NIE’, która w swoim artykule prorokuje, pisze o tym, że nie podobają mi się działania naszych władz, że to co uprawiają to bolszewizm.

Czy ta prowokacja była zaplanowana od początku do końca?
Nie dało się zaplanować wszystkiego od początku do końca, ponieważ wydarzenie to przybrało wymiary kolosalne i trzeba było pilnować, żeby nie poszło w złym kierunku i żeby choć w części spełniło swoje założenie.

A jakie był to Pana założenie?

Zwrócenie uwagi społeczności na absurdalne działania władzy i ludzi wokół. Pomyślałem sobie, że zastawię pułapkę, że poprzez wystawę mojej pracy jacyś zwolennicy moherowych beretów zaczną protestować, zrobi się zamęt i ktoś zacznie mnie obrzucać błotem. Ja oczywiście wtedy zaprotestuję, że nie można traktować tak niewidomego.

Proszę powiedzieć, czy ostatnio zaskoczyło Pana pozytywnie jakieś działanie naszych władz?
Niedawno otrzymałem list gratulacyjny od prezydenta uzupełniony wersją w brajlu (pismo punktowe niewidomych) i powiem Pani, że byłem bardzo zaskoczony, a wręcz pozytywnie wstrząśnięty. Uważam, że to było ogromne wyróżnienie.

A jakie są Pana plany na przyszłość?
Latem przyszłego roku będę miał wystawę w Galerii we Fromborku, gdzie będzie można oglądać około 20 moich prac z ostatnich kilku lat. Mam nadzieję, że utalentowani graficy zaprojektują jakiś nowy plakat i wydadzą katalog. We wrześniu natomiast, w Starej Prochowni w Warszawie, będę miał wystawę z koleżanką – malarką z Olsztyna.

Dziękuję Panu bardzo za rozmowę i w imieniu całej redakcji życzę, aby otrzymywał Pan jak najwięcej nagród, a przede wszystkim niespożytych sił twórczych i …logistycznych, aby nie zmogła Pana codzienność.

    Monika Stando Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 2059

Print Friendly, PDF & Email