Bliższe niż anioły

Bliższe niż anioły
Fot. Adminstrator

Przytulamy domowych pupili, podziwiamy piękno, grację i przemyślność zwierząt żyjących w dzikiej przyrodzie i jednocześnie godzimy się na okrutne traktowanie i cierpienia innych, zamkniętych w przemysłowych hodowlach.

4 października, w dniu Św. Franciszka, obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Zwierząt. Czym dla ludzi są zwierzęta? To pytanie ma wiele odpowiedzi. Są, przynajmniej z ciała, z nami spokrewnione – nikt zdrowo myślący nie przeczy teorii ewolucji, choć jej przebieg kryje jeszcze wiele tajemnic. Dla św. Franciszka były braćmi i siostrzyczkami. Ks. Jan Twardowski napisał: zwierzę jest nam bliższe niźli anioł, choć bardziej niepojęte.

Przykład Świętego Franciszka ma niewielu naśladowców, którzy tak jak on widzą w każdym zwierzęciu stworzenie Boże, mające prawo do życia na Ziemi, do Słońca, powietrza i swobody. Obserwując ich życie i zachowanie widzimy wiele podobieństw: rodzą się i umierają, zawierają związki, wychowują – nieraz z wielkim poświęceniem – potomstwo, prowadzą życie społeczne, mają swoje ojczyzny i zwyczaje. Ci z nas, którzy obcują ze zwierzętami na co dzień, wiedzą, że one także kochają i cierpią, mają różne charaktery, upodobania i przywary, czasem bardzo podobne do ludzkich.

Opiekunowie psów i kotów mogą opowiadać o nich godzinami. O „psiarzach” panuje opinia, że dzielą się na tych, którzy śpią w łóżku z psem i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Istnieje cały przemysł na ich rzecz, produkujący rozmaite rodzaje karmy i setki najróżniejszych przedmiotów, umilających im życie. Są psi fryzjerzy i manicurzyści, konkursy i pokazy wypieszczonych psów, kotów i innych domowych pupili.

W miejskich parkach widać mamy i babcie z wnuczętami karmiące gołębie lub kaczki czy łabędzie, jeśli jest tam staw lub rzeka. Na wielu balkonach i w przydomowych ogródkach słychać świergot ptactwa zlatującego się do karmnika. Gdy wieczorem wychodzę z psem, spotykam panią i pana z pełnymi siatkami, do których zbiegają się piwniczne koty.

Jednocześnie na wielu wiejskich i miejskich podwórkach widzimy psy uwięzione na łańcuchach, często brudne i wynędzniałe, o pełnych złości lub już tylko smutnych oczach. Co jakiś czas media obiega tragiczna historia jakiegoś psa wyrzuconego z samochodu lub przywiązanego do drzewa na odludziu (pomijam już inne, o wiele bardziej drastyczne przypadki). Przez godzinę lub dwie litujemy się nad biednym zwierzątkiem i oburzamy na nieludzkich właścicieli, a potem zasiadamy do kolacji, na którą podano apetycznie pachnące udko z kurczęcia, które nigdy nie widziało słońca i jeszcze na wpół żywe, wisząc na drążku za łapki było odzierane z pierza. Na innym stole mile połaskocze nozdrza zapach kotleta ze świni, która całe życie spędziła w ciemności (żeby była spokojna) w ciasnym kojcu, raniąc nogi o gołe kraty podłoża i znając tylko zapach uryny spod tych krat. Być może zostanie spożyty przy grillu w ogrodzie, gdzie biesiadnicy będą się zachwycać wieczornym śpiewem ptaków.

Przykładów maltretowania zwierząt w przemysłowych hodowlach można przytoczyć mnóstwo, ale te powyższe wystarczą, żeby uprzytomnić sobie, jak obłudny jest nasz stosunek do zwierząt. Miłość, zachwyt, troska przeplata się z okrucieństwem i obojętnością, przy czym – kochane czy obojętne, mają zaspakajać nasze potrzeby, w różny sposób rozumiane.

Obrońcom zwierząt udało się doprowadzić do uchwalenia ustawy o ochronie ich praw, ale sedno sprawy nie tkwi w przepisach, tylko w nas, w naszych sercach i sumieniach. Nie chodzi o to, żeby w ogóle nie zabijać – są ludzie, którzy uważają, że mięso jest niezbędne w ludzkiej diecie (jako wieloletnia wegetarianka nie podzielam tego przekonania), ale o to, żeby nie zadawać cierpień.

Dla tych, którzy nie mają w sobie współczucia dla zwierząt, są racjonalne argumenty. Niewielu amatorów kiełbas i pieczeni zdaje sobie sprawę, jaki wpływ mają warunki chowu zwierząt na walory zdrowotne ich mięsa. Chodzi nie tylko o to, czym są karmione – o tym, że zła karma może być przyczyną chorób konsumentów, mieliśmy okazję kilka razy się przekonać. Trudniej sprawdzić wpływ warunków bytowych zwierząt, chociaż wiadomo, że w sytuacji stresogennej wytwarzają się w organizmie substancje szkodliwe dla zdrowia. W rolnictwie ekologicznym, aby otrzymać zdrową żywność, dba się o dobrostan zwierząt, zapewniając im odpowiednią przestrzeń, naturalną paszę i świeżą wodę, lecząc w razie choroby i nie narażając na stres. Nie jest to trudne. Przez wiele lat spędzałam z rodziną wakacje w jednej z górskich wsi. Idąc przez wieś widzieliśmy na niektórych przydomowych łąkach wesoło baraszkujące prosiaki i cielęta. Pewnego dnia znajdą się na czyimś talerzu, ale mają przynajmniej dobre życie i niczyjemu zdrowiu nie zaszkodzą.

Od czasu do czasu obrońcom zwierząt udaje się przebić przez codzienny medialny zalew informacji z apelem o przeciwdziałanie okrutnemu traktowaniu bydła, trzody czy drobiu w przemysłowych hodowlach, ale żeby nie psuć sobie apetytu, udajemy, że się przesłyszeliśmy albo szybko o tym zapominamy. Jednak stosunek do innych stworzeń nie jest bez wpływu na nasze życie.

Jest taka stara, żydowska opowieść : Pewnego razu prowadzono na rzeź cielaka. Instynkt podpowiedział mu, co go czeka. Cielak wyrwał się, uciekł i wbiegł do domu rabbiego. Płakał prosząc go o pomoc. Rabbi jednak rzekł: – Idź, przecież po to zostałeś stworzony!. Wtedy w Niebie ogłoszono: – ponieważ nie okazał litości, zostanie ukarany. Przez następne trzynaście lat dręczyły rabbiego choroby. Któregoś dnia jego służąca, zamiatając dom, wyrzuciła z niego młode łasice, które się w nim schroniły. Widząc to, rabbi powiedział: – zostaw je w spokoju, gdyż Boże miłosierdzie obejmuje wszystkie stworzenia. Wtedy w Niebie ogłoszono: – ponieważ okazał litość, on również zazna litości. I cierpienia rabbiego się skończyły.

Życie nie raz pokazało, że i bez ingerencji Nieba przyroda odpłaca nam dobrym za dobre i złym za złe. Warto o tym pamiętać.

Print Friendly, PDF & Email