Wolontariuszu gdzie jesteś?!

Wolontariuszu gdzie jesteś?!
Fot. Adminstrator

Szpital w NN to duży budynek, niegdyś znajdował się w stolicy województwa i zachował swoją nazwę, mimo, że województwo ma już inną stolicę, ponieważ znacznie poszerzyło swoje granice. Znajduje się tutaj wiele oddziałów: Chirurgiczny, Onkologiczny, Wewnętrzny, Anestezjologii i intensywnej terapii, Diabetologiczny, Dermatologiczny, Kardiologiczny, Położniczy, Pediatryczny, Okulistyczny, Urologiczny. Jest także duży blok operacyjny.

Tutaj przyjeżdżają lub są dowożeni pacjenci z całego województwa. Pacjenci są zadowoleni z metod i wyników leczenia, narzekają jednak na zbyt małą ilość pielęgniarek, które są „złe jak osy” jak chory przywoła je z błahego powodu. A nieistotnym powodem jest wietrzenie sali. Pielęgniarka otwiera okna i wychodzi, nie popatrzy, czy chory jest dobrze okryty, czy nie trzeba mu poprawić koca i poduszki, a może jak właśnie siedzi, pomóc nałożyć podomkę. Wychodzi i wyziębia pacjenta na te dziesięć minut wietrzenia pokoju. Starsi pacjenci zwłaszcza, skarżą się często na zimno, jeżeli rodzina nie zadbała o dodatkowy kocyk i skarpetki czy cieplejszą koszulkę lub piżamę. W każdej sali jest termometr i przepisowa temperatura, niestety, jak krążenie jest niewydolne to pojawia się zimnica. Wtedy dziewięćdziesięcioletniemu choremu nie wystarcza jeden regulaminowy szpitalny koc czy kołdra.

Innym problemem szpitala jest brak sztućców, chory musi przyjechać na leczenie z własnym nożem, widelcem i łyżką. Jeżeli nie ma, pielęgniarka lub rodzina kupują w kiosku sztućce plastikowe, jeżeli natomiast nie ma pieniędzy, z łaski dostanie plastikową łyżkę i widelec. Salowe zabierające brudne naczynia zostawiają więc sztućce na szafkach przy chorym. Leżący pacjenci jedzą obiady brudnymi łyżkami, ponieważ sami nie podejdą do zlewu, żeby je umyć.

W tym to szpitalu leczone były dwie moje starsze znajome. Obie bardzo cierpiące i słabe, same nie były w stanie zjeść łyżką zupy. Salowa po wejściu do sali pytała zwykle – gdzie postawić posiłek. Chora odpowiadała – na szafce, którą trzeba było jednak odpowiednio dostawić, czego już się opiekunka nie domyśliła, żeby chory spróbował o własnych siłach coś zjeść albo – albo dopowiadała – tam gdzie miejsce, więc obiad trafiał nawet na parapet okienny, do którego pacjent czy pacjentka unieruchomione w łóżku nie były w stanie podejść. Do jednej mojej znajomej przychodziła jednak codziennie po pracy córka, przynosiła termos z ulubioną i ciepłą zupą mamy. Tak było przez cały pobyt w szpitalu. Nietknięty szpitalny obiad wracał do kuchni.

Druga starsza znajoma też miała rodzinę, ale niestety, nie miała ciepłych posiłków, rodzina przychodziła po piętnastej, przynosiła drożdżówki i ciasto, chora skarżyła się przez to na bóle trzustki. Sama nie radziła sobie z jedzeniem, wylewała zupę na siebie ponieważ nie utrzymała łyżki w dłoni. Nie było nikogo, kto by ją nakarmił. Salowe przychodziły, stawiały posiłek na parapecie okiennym potem zbierały pełne talerze. Jej sąsiadka była w podobnym a nawet jeszcze trudniejszym stanie, bo bez kontaktu, obok jej łóżka stawiano rozdrobnione przy pomocy blendera papki warzywne, po godzinie zabierano je nietknięte. Nie było nikogo kto zająłby się nakarmieniem leżących pacjentów.

Nie wiem, czy salowe robiły spis pacjentów, którzy nie jedzą, czy jak chorzy znaleźli się w sytuacji krytycznej podłączano ich po prostu do kroplówek. Wiem, że nie było nikogo, kto zająłby się podaniem pokarmu pensjonariuszom, którzy przecież w domu, korzystając z pomocy rodziny lub opieki jedli posiłki.

Moim zdaniem, szpital powinien mieć kilka opiekunek – salowych, pielęgniarek lub wolontariuszek, które w takiej sytuacji po otrzymaniu listy i numeru sali, zajęłyby się nakarmieniem chorych, którzy sami nie są w stanie się najeść, lub uzgadniałyby z rodziną możliwości opieki w czasie posiłków. Prawdopodobnie efekty leczenia byłyby wówczas lepsze. Człowiek który potrzebuje pomocy przy myciu, leży i nie potrafi utrzymać łyżki w dłoni, musi mieć pomoc i opiekę nie tylko przy toalecie porannej i wieczornej ale i jedzeniu, a tego w wielu szpitalach nie ma.

  Helena ML
Print Friendly, PDF & Email