Z kart historii: Rocznica ”Sprawy Elbląskiej”

Z kart historii: Rocznica ”Sprawy Elbląskiej”
Fot. Adminstrator

Dziś mija 69. rocznica tzw. „sprawy elbląskiej”, która wpisała się w historię stalinowskich represji, służących budowie bezwolnej, całkowicie poddanej partii, komunistycznej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Z uwagi na duży zasięg społeczny stała się ważnym i pamiętnym wydarzeniem w dziejach powojennego Elbląga. Aby nie zapomnieć o jego bohaterach i ofiarach, z inicjatywy Mariana Dąbrowskiego pod murem ówczesnych zakładów ZAMECH ustawiony został skromny, kamienny monument z pamiątkową tablicą.

Wszystko zaczęło się o 2–giej w nocy  17 lipca 1949 r., kiedy, z do dziś nie wyjaśnionych przyczyn, wybuchł pożar hali produkcyjnej nr 20 w Zamechu. W Polsce trwała właśnie polityczna nagonka na reemigrantów z Francji, tzw. „Francuzów”,  którzy II wojnę światową przeżyli w tamtym kraju oraz  dyplomatów francuskich przebywających wówczas w Polsce. Kilku „Francuzów” pracowało również w spalonej hali. Aresztowania zaczęły się jeszcze tej samej nocy. W toku dochodzenia aresztowano około 150 pracowników zakładu, a także osoby nie związane z Zamechem, ale znane z opozycyjnej postawy wobec władzy. Pomimo, że pierwszy etap śledztwa na to nie wskazywał, uznano, że przyczyną pożaru był sabotaż, o co w pierwszej kolejności oskarżono „Francuzów” , podając ich za „imperialistycznych szpiegów”. Aresztowani pracownicy odrzucali wszelkie oskarżenia, jednak po pewnym czasie przyznali się do winy – można się domyśleć, jakimi metodami zmuszono ich do zmiany zeznań.
Trzy osoby –  Jean Bastard, Alojzy Janasiewicz, Andrzej Skrzesiński – otrzymały wyroki śmierci, których na szczęście nie wykonano. Kilka osób skazano na długoletnie więzienie. Podczas śledztwa zmarł Henryk Zając, którego ciało znaleziono w celi. Dwie osoby zostały doprowadzone do takiego stanu, że popełniły samobójstwo.


W 1956 roku wszystkich skazanych uniewinniono

Wśród ofiar Sprawy Elbląskiej  jest też Honorowy Obywatel Elbląga – Stanisław Wójcicki, którego imię nosi obecnie jeden z elbląskich tramwajów. Był on członkiem Morskiej Grupy Operacyjnej, a wcześniej żołnierzem Armii Krajowej. W 1949 roku objął stanowisko komendanta straży pożarnej Zamechu i kierował akcją ratowniczą. Dzień po pożarze został oskarżony o współpracę z wywiadem amerykańskim. Stanisław Wójcicki został wywieziony do Gdańska, gdzie przebywał w areszcie aż do roku 1951.

Przez wiele lat nad tymi wydarzeniami panowała cisza. Nikt nie zatroszczył się o ludzi, którym zmarnowano życie, zostało zapomnianych wiele nazwisk, nie wyjaśniono przebiegu zdarzeń. Nikt też nie został rozliczony za fałszywe oskarżenia, tortury i nieuczciwe wyroki.

Gdy po 1989 r. w Polska odzyskała niepodległość, poszkodowani ze Sprawy Elbląskiej mieli nadzieję, że po 40 latach cała prawda wyjdzie na jaw, a fałszywi oskarżyciele, oprawcy z więzienia i nieuczciwi sędziowie zostaną ukarani. Jednak nad sprawą nadal panowała cisza.

Szczegółowe śledztwo rozpoczął za to dziennikarz Tomasz Gliniecki, do którego w 1992 roku  zwrócił się z taką inicjatywą pracownik Zamechu, późniejszy uczestnik Grudnia ’70 i Sierpnia ’80 – Marian Dąbrowski. Dąbrowski zbiera i przechowuje wszelkie pamiątki z okresu walki z komunizmem, jego mieszkanie to prawdziwe muzeum. On też doprowadził do ustawienia monumentu upamiętniającego tamte wydarzenia, na którym umieszczony jest następujący napis: „Nocą z 16 na 17 lipca 1949 roku spłonęła hala nr 20 Zakładów Mechanicznych. Pod zarzutem sabotażu i działania na rzecz obcego wywiadu aresztowano wielu elblążan. W sfabrykowanym przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego śledztwie najbardziej ucierpieli osiedleni w Elblągu reemigranci z Francji, którym zarzucono stworzenie siatki szpiegowskiej. Skazano kilkadziesiąt osób, w tym trzy na karę śmierci. Był to najsilniejszy cios, jaki zadano mieszkańcom Elbląga w czasach stalinowskich.”

Tomasz Gliniecki przez wiele lat zbierał materiały, wyszukiwał, odwiedzał archiwa sądowe, wojskowe, nagrywał rozmowy ze świadkami i uczestnikami wydarzeń, których w wielu wypadkach wskazywał mu Marian Dąbrowski. Opowiadali o śledztwie i torturach, o zmarnowanym życiu rodzinnym i zawodowym po wyjścia z więzienia. Jednak jemu też nie udało się wyjaśnić, jak to było z pożarem. Jak sam przyznaje to jest rzecz, której już nie szukam, bo i chyba nie uzyskam odpowiedzi na pytanie, co się tak naprawdę wtedy stało. Czy hala była podpalona czy nie? Wszystko wygląda na to, że to był przypadek. Duże prawdopodobieństwo jest takie, że zaczęło się od zwarcia instalacji elektrycznej.

Temat Sprawy Elbląskiej zainteresował też inną dziennikarkę, Grażynę Wosińską, która napisała o tej historii książkę, korzystając z materiałów IPN i relacji świadków.
Ostatnim żyjącym skazanym w Sprawie Elbląskiej jest Józef Olejniczak, który miał wyrok 11 lat więzienia, z czego odsiedział ponad 6 lat. Został wzorcem bohatera dramatu „Matnia” Mirosława Dymczaka, osnutego na kanwie Sprawy Elbląskiej i zaprezentowanego na scenie elbląskiego teatru w styczniu 2008r. Tekst „Matni” stał się tematem dyskusji na temat Sprawy Elbląskiej, która odbyła się po spektaklu w Dyskusyjnym Klubie Teatralnym.

Dyskusja rozpoczęła się od pytania, czy warto wracać do historii, dyskutować o tym, co już minęło, przebrzmiało. Czy jednak nie może się powtórzyć? Zmieniły się czasy, okoliczności, ale ludzie pozostali tacy sami. O historii nie wolno więc zapominać, nie tylko ze względu na ludzi, którzy zasługują na pamięć, ale i ku przestrodze.

  Teresa Bocheńska Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 18413 

Print Friendly, PDF & Email