To, co jemy, jest ważne nie tylko dla zdrowia

To, co jemy, jest ważne nie tylko dla zdrowia
Fot. Adminstrator

Zmiany klimatu i umieranie flory i fauny na całej planecie są już dostrzegalne „gołym okiem”. Pustynnienie interioru Afryki i Azji, susze w Europie, topnienie lodowców, coraz mniej owadów i znikające gatunki większych zwierząt, umierające rafy koralowe – to w dużej części efekt beztroskiej działalności ludzi.

Naukowcy wołają o ratunek dla planety i szukają na to sposobów, ale ich ostrzeżenia ciągle nie są traktowane poważnie przez bardzo wielu mieszkańców Ziemi – a każdy z nas może mieć wpływ na to, co się dzieje.

Historia się powtarza

Od czasu rewolucji przemysłowej temperatura nad lądem wzrosła już o 1,53°C – dla porównania, średnie ocieplenie dla całej planety, uwzględniające również powietrze nad oceanami, to 0,87°C. Taki wzrost temperatury powoduje pustynnienie, wyłączając kolejne grunty orna spod uprawy, a to grozi problemami z wyżywieniem na świecie. Nie ma już wątpliwości, że przyczyn zmian klimatycznych nie można szukać w samej przyrodzie, w dużym stopniu przyłożył się do tego człowiek. Jesteśmy pierwszą populacją ludzi, która ma tak olbrzymi wpływ na zmiany biologiczne na Ziemi. Biolodzy twierdzą, że zaczyna się era wymierania życia, podobnie jak miało to miejsce w zamierzchłej przeszłości i to z podobnych przyczyn. Mianowicie powodem są gazy cieplarniane, z tym że wtedy, w okresie permu, wydobywały się w procesie erupcji wulkanicznych, a dziś w dużej mierze produkuje je człowiek. Nadmierne ilości dwutlenku węgla w atmosferze, będące skutkiem działalności ludzi, powodują ocieplenie klimatu, wskutek czego topnieje tundra i podgrzewają się dna oceanów uwalniając wielkie ilości metanu – drugiego gazu cieplarnianego. Najbardziej znanym źródłem dwutlenku węgla jest energetyka oparta na surowcach kopalnych. Okazuje się jednak, że niemniej znaczącym źródłem tego gazu jest współczesne rolnictwo, a konkretnie przemysłowa hodowla zwierząt. Z najnowszego raportu Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) wynika, że 23% gazów cieplarnianych pochodzi ze źle użytkowanych gruntów ornych i hodowli przemysłowej.

Kilka liczb, od których kręci się w głowie

Hodowle przemysłowe produkują trzy rodzaje gazów cieplarnianych: dwutlenek węgla CO2 (18% tego gazu wysyłanego do atmosfery), metan CH4 – z fermentacji w jelitach i z gnojowicy, szczególnie pochodzącej od trzody chlewnej, którego wydziela się więcej, gdy zwierzęta hodowane są bez ściółki i karmione wysokobiałkową paszą oraz podtlenek azotu N2 O (65% światowej emisji), który niszczy warstwę ozonową, ma 300-krotnie większy potencjał ocieplający niż CO2 i utrzymuje się w atmosferze średnio 120 lat. Hodowle przemysłowe zużywają ogromne ilości energii i wody. Aby wyprodukować 1 kg mięsa, potrzeba średnio 20 000 litrów wody (produkcja 1 kg wołowiny wymaga 50 000 litrów wody).

Związek z hodowlą ma struktura uprawy gruntów rolnych. Coraz większe areały ziemi ornej wykorzystywane są do produkcji paszy dla ferm zwierzęcych. W Europie to jest aż 71% tej powierzchni. Są to przeważnie monokultury, które opryskuje się ogromną ilością herbicydów i pestycydów. W ostatnich latach dziewięciokrotnie wzrosło zużycie syntetycznych środków uprawy roślin, w czym, niestety, na naszym kontynencie przoduje Polska. Jednocześnie pod uprawę pasz wycina się ogromne połacie dziewiczych lasów na całej planecie.

Nadmierne ilości środków owadobójczych, czyli trucizn, wraz z likwidacją siedlisk wielu zwierząt, powoduje, że od 100 do 1000 razy szybciej, niż przewidywano wcześniej, znikają gatunki małych, a za nimi większych zwierząt – to też pośredni efekt przemysłowych hodowli.

Tanie mięso nie uratowało świata od głodu

Przemysłowa hodowla miała zlikwidować, a przynajmniej w dużym stopniu zmniejszyć problem głodu i niedożywienia na świecie – ale nic takiego się nie stało. W krajach bogatszych wzrasta spożycie mięsa, ale żywności globalnie nie przybyło, ponieważ z powodu zajmowania ogromnych areałów na produkcję pasz zmniejsza się powierzchnia upraw warzyw i owoców, a z 1 ha uprawy zboża na paszę można uzyskać znacznie mniej mięsa niż żywności dla ludzi. Dla porównania: z 1 ha upraw pasz uzyskuje się średnio 276 kg wołowiny, a z tego samego 1 ha można zebrać 5000 kg ziemniaków lub 2000 kg fasoli.

Hodowla przemysłowa zamiast rozwiązać problem niedożywienia nasiliła go przyczyniając się do pustynnienia i jałowienia gleb, przysparzając dodatkowo innych problemów. Piekło, w jakie zamienione zostało życie milionów zwierząt – to temat na osobny artykuł. Naukowcy i zdrowy rozsądek mówią, że należy ją przynajmniej ograniczyć, ale nikt ich nie słucha.

Polska należy do krajów, w którym rośnie spożycie mięsa, przy jednoczesnym wzroście liczby przemysłowych ferm hodowlanych i wielkoobszarowych upraw przeznaczanych na pasze. Zmienia się struktura gospodarstw – znikają te mniejsze, tradycyjne. W 2000 roku było w Polsce 3 mln wszystkich gospodarstw rolnych, a w roku 2017 już tylko 1,4 mln.
Duży wpływ na to ma Wspólna Polityka Rolna Unii Europejskiej, faworyzując fermy przemysłowe i wielkoobszarowe uprawy w systemie dopłat – co dowodzi siły lobbingu wielkich producentów rolnych. Coraz więcej zwykłych „zjadaczy chleba” na świecie dostrzega, że przemysłowa hodowla to droga do zguby. Apelują do rozsądku organizacje ekologiczne – ale ich głos, zwłaszcza w ostatnich latach, w naszym kraju jest lekceważony, a nawet wręcz uważany za jakąś wrogą ideologię.

A wystarczyłoby zmienić nawyki żywieniowe, przynajmniej niektóre kanapki z niezdrową, pełną antybiotyków i różnej chemii szynką zamienić na kanapkę z apetycznie pachnącym pasztetem z grochu. To konsumenci taniego mięsa stymulują rozwój przemysłowych ferm zwierzęcych ze wszystkimi jej negatywnymi konsekwencjami dla zwierząt, całej przyrody i klimatu i konsumenci zmieniając nawyki żywieniowe mogą je ograniczyć, ratując życie na Ziemi. Jeszcze kilka lat temu takie stwierdzenie można było uznać za grubą przesadę, wręcz oszołomstwo, ale dzisiaj już nie.

Print Friendly, PDF & Email