Szpitale znowu realizują planowe zabiegi. Wielu pacjentów boi się na nie zgłaszać

Szpitale znowu realizują planowe zabiegi. Wielu pacjentów boi się na nie zgłaszać
Fot. Pixabay

Po wstrzymaniu na trzy miesiące planowanych zabiegów i operacji szpitale stopniowo wracają do normalnej działalności. Placówki musiały wdrożyć restrykcyjne procedury bezpieczeństwa i higieny, które mają przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Wielu pacjentów – w obawie przed zakażeniem – rezygnuje jednak z zaplanowanego leczenia. To może być dla nich groźne, bo im później trafią pod specjalistyczną opiekę, tym gorsze będą ich rokowania.

– Polskie szpitale stopniowo wracają do normalnego funkcjonowania. Dyrektorzy placówek wdrożyli odpowiednie procedury bezpieczeństwa w porozumieniu z dyrektorami medycznymi, naczelnymi pielęgniarkami oraz epidemiologami i w tej chwili szpitale odmrażają swoją działalność. Zapraszają pacjentów do zgłaszania się na te zabiegi, które trzeba było przełożyć. Na pewno chcielibyśmy uniknąć nagłego zgłaszania się wielkiej liczby chorych, szczególnie na SOR-ach, bo jednak wirus cały czas jeszcze jest wśród nas – mówi agencji Newseria Biznes Jarosław Fedorowski, profesor Collegium Humanum, prezes Polskiej Federacji Szpitali.

Jak wskazuje, powrót do normalnego funkcjonowania cały czas utrudnia strach przed zakażeniem – powszechny wśród pacjentów, szczególnie osób starszych, ale i wśród personelu medycznego.

– Nadmierny strach jest niekorzystny i może spowodować, że zabiegi istotne z punktu widzenia zdrowia pacjenta nie zostaną wykonane. Ale mamy też inne wyzwania, związane chociażby z zapewnieniem bezpieczeństwa pacjentów czy dostępem do szybkich i wiarygodnych testów na obecność koronawirusa, które można wykonywać przy łóżku pacjenta – mówi Jarosław Fedorowski.

Trudności placówkom medycznym nastręczają również niespójne wskazówki publikowane przez konsultantów, towarzystwa medyczne i rekomendacje m.in. anestezjologów czy chirurgów. Dyrektorzy szpitali mają problem, bo nie wiedzą, do których wytycznych powinni się stosować. Problemem są też koszty testów na koronawirusa, które placówki muszą pokryć z własnych budżetów.

– To są niewątpliwie duże wyzwania dla kadry zarządzającej szpitalami. Kolejna sprawa to finansowanie, bo wszystkim zależy, aby przestoje nie wiązały się z obniżką finansowania, ale też infrastruktura, którą musieliśmy dostosować do obecnych warunków. Musieliśmy m.in. zainstalować różnego rodzaju innowacyjne urządzenia dezynfekujące czy zadbać o zaopatrzenie w sprzęt ochronny – mówi prezes Polskiej Federacji Szpitali.

Placówki musiały wdrożyć restrykcyjne procedury bezpieczeństwa: na oddziałach i w poradniach zaostrzono standardy higieny i dezynfekcji, personel medyczny korzysta ze środków ochrony osobistej, zmienił się też tzw. triage, czyli wstępna ocena przyjmowanych pacjentów. Ci muszą m.in. wypełnić ankietę epidemiologiczną i przejść pomiar temperatury. Niektóre placówki wprowadziły też obowiązek kwarantanny przed planowanym przyjęciem do szpitala.

– Wszystkich pacjentów pytamy teraz o to, jaki mają wywiad epidemiologiczny i mierzymy temperaturę, wykonujemy pomiary tętna i akcji oddechowej. W niektórych szpitalach są nowoczesne urządzenia, które umożliwiają monitorowanie tego w sposób hi-tech – mówi ekspert. – Bardzo dbamy też o procedury przepływu pacjentów w szpitalu, żeby ich ścieżki nie krzyżowały się ze ścieżkami personelu.

Jak podkreśla, personel medyczny obowiązkowo przechodzi też testy na obecność koronawirusa i dodatkowo testy na obecność przeciwciał, których do tej pory szpitale nie wykonywały rutynowo. Dla bezpieczeństwa większość placówek ograniczyła też możliwość odwiedzin u pacjentów albo utrzymała ich całkowity zakaz.

– Wśród pacjentów, którzy najbardziej ucierpieli na wstrzymaniu zabiegów, trzeba wymienić przede wszystkim seniorów. O ile zabiegi ratujące życie były do tej pory wykonywane, o tyle zabiegi związane z polepszeniem jakości życia, np. wszczepienie endoprotez, operacje kręgosłupa czy pęcherzyka żółciowego były wstrzymywane. Dla osób starszych to trudna sytuacja – wymienia Jarosław Fedorowski. – Mamy też gros pacjentów, którzy nie mogli zgłosić się na procedury diagnostyczne, np. endoskopię, kolonoskopię czy badania serca. To też są istotne procedury, które mają wpływ na poprawę stanu zdrowia albo zapobieżenie konkretnej jednostce chorobowej.

Wielu pacjentów – w obawie przed zakażeniem SARS-CoV-2 – rezygnuje jednak z zaplanowanego leczenia. Tymczasem im później trafią pod specjalistyczną opiekę, tym gorsze będą rokowania. Dlatego też prezes Polskiej Federacji Szpitali podkreśla, że pacjenci nie muszą już obawiać się wizyt w szpitalach, ale w razie wątpliwości alternatywą jest telemedycyna. Wiele placówek wprowadziło teleporady, dzięki którym możliwe jest uzyskanie konsultacji z lekarzem przy ograniczeniu kontaktu osobistego np. z poradnią.

– Oczywiście ta obawa w obecnych czasach jest naturalna. Chodzi jednak o to, żeby nie była ona nadmierna, aby pacjent z tego powodu nie poniósł konsekwencji zdrowotnych – mówi Jarosław Fedorowski. – Mamy w tej chwili dobrze działającą telemedycynę, więc pacjenci mogą w ten sposób kontaktować się ze swoim lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej, z infolinią szpitala albo Narodowego Funduszu Zdrowia.

Polska Federacja Szpitali prowadzi akcję „Nie bój się szpitala” (#niebojsieszpitala), która ma załagodzić strach i nadmierne obawy pacjentów przed zgłaszaniem się do szpitali i rezygnacji z zaplanowanych zabiegów.

– Pacjenci mogą się czuć bezpiecznie, ponieważ wprowadziliśmy procedury, mamy środki zabezpieczenia personelu i pacjentów. Ta akcja nie ma na celu zachęcenia pacjentów do tłumnego, jednoczesnego zgłaszania się na szpitalne oddziały ratunkowe, ale do kontaktu ze swoim lekarzem prowadzącym, do zaufania szpitalnym procedurom. Jednocześnie też prosimy ich, aby byli szczerzy z kadrą medyczną i podawali wszystkie swoje objawy chorobowe – tak, aby było bezpiecznie i dla nich, i dla nas – mówi prezes Polskiej Federacji Szpitali.

Źródło: newseria.pl
Fot. Pixabay
Print Friendly, PDF & Email