Prof. Gut: Koronawirusa nie można lekceważyć, traktować jak grypę

Prof. Gut: Koronawirusa nie można lekceważyć, traktować jak grypę
Fot. Pixabay

Koronawirusa nie można lekceważyć lub traktować go jako grypę, bo konsekwencje zachorowania ma COVID-19 mogą być bardzo poważne nawet u osób, które łagodnie go przeszły – przestrzegł wirusolog prof. Włodzimierz Gut.

Resort zdrowia poinformował we wtorek o 9105 nowych i potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. Prof. Gut pytany był we wtorek w Telewizji Republika m.in. o to, w jaki sposób traktować szybko obniżającą się liczbę osób zarażonych – co wynika z informacji przekazanych przez Ministerstwo Zdrowia.

– Jeśli chodzi o liczbę testów, to ona wynika po prostu z liczby podejrzeń. Istnieją określone kryteria, przy których testujemy, i jeśli zgłasza się mniejsza liczba osób z podejrzeniami, to mniejsza liczba będzie testowana – wyjaśnił.

Wirusolog przypomniał, że nie należy lekceważyć koronawirusa i traktować go jak grypy. – Konsekwencje tej choroby mogą być znacznie poważniejsze. I to właśnie u tych osób, które łagodnie ją przeszły – powiedział. Wyjaśnił, że nadal nie wiadomo, jaki wpływ COVID-19 ma na zdrowie już po wyzdrowieniu. Dodał, że w przypadku SARS dopiero po kilku latach ujawniały się różne dysfunkcje u osób wcześniej zarażonych, m.in. choroby serca, układu oddechowego i nerwowego.

Wirusolog zwrócił uwagę, że prawdziwy obraz epidemii nie jest znany. Aby było to możliwe, należałoby wykonać 38 mln testów w ciągu doby. – Wtedy byśmy mieli obraz dotyczący przypadków bezobjawowych – dodał. Podkreślił, że jednak nie jest to możliwe z bardzo wielu powodów.

Prof. Gut mówił też o niechęci do poddawania się testom na koronawirusa, która wynika m.in. z obawy przed kwarantanną. – To może być powodem tak szybkiego spadku (liczby wykrytych zachorowań – PAP) – dodał.

– Trzeba powiedzieć wyraźnie. Zawsze spadek (liczby zachorowań – PAP) trwa dwa razy dłużej niż trwał wzrost. A my mamy bardzo szybką dynamikę (spadku – PAP), aż trochę podejrzaną – powiedział. (PAP)

Szymon Zdziebłowski
Print Friendly, PDF & Email