Pomoc jest łatwa, więc dlaczego tak mało osób pomaga?

Pomoc jest łatwa, więc dlaczego tak mało osób pomaga?
Fot. Adminstrator

Nazywam się Piotr Lichocki i uczęszczam do trzeciej klasy o profilu humanistyczno–medialnym w Gimnazjum nr 2 w Elblągu im. Sybiraków. O możliwości bycia wolontariuszem dowiedziałem się w 6 klasie szkoły podstawowej od starszych kolegów. Podczas pierwszych tygodni spędzonych w gimnazjum wypytałem swoją wychowawczynię, czy koło wolontariatu dalej istnieje i jak się do niego zapisać.

Zostałem przekierowany do opiekuna koła ,którym okazała się moja katechetka, pani Joanna Truchan. Udzieliła mi ona wszystkich niezbędnych informacji. Na pierwsze spotkanie postanowiłem zebrać kilku kolegów ,chcąc zarazić ich chęcią pomocy innym. Gdy tam poszliśmy, zdziwiło nas to ,że w wolontariacie praktycznie nie ma chłopaków. Niestety z tych czterech zabranych przeze mnie osób, tylko jedna została i dalej chodzi ze mną na wszystkie akcje i spotkania.

Pierwszą większą akcją w jakiej uczestniczyłem, była „Bożonarodzeniowa Zbiórka Żywności”, podczas której zbieraliśmy żywność dla biedniejszych rodzin z Elbląga i okolic. Odbywała się ona w jednym z większych elbląskich supermarketów – E. Leclerc. Najbardziej zdziwiło mnie wtedy to, jak wiele osób jest obojętnych na los innych ludzi, a wręcz wrogo nastawionych do wolontariuszy. Oczywiście spotkaliśmy wiele dobrych i pomocnych osób, niektórzy nawet potrafili kupić więcej dla potrzebujących aniżeli dla siebie. Bardzo miłym zaskoczeniem okazało się spotkanie mojego byłego nauczyciela historii, który bardzo wspomógł zbiórkę i jednocześnie był dumny, że jego byli uczniowie udzielają się w takiego rodzaju akcjach. Zbiórka trwała ponad trzy godziny, ponieważ osoby odpowiedzialne za odebranie od nas paczek , spóźniły się, dzięki czemu mogliśmy zebrać więcej żywności.

Takie akcje zdarzają się co kilka miesięcy, więc aby móc pomagać częściej, zapisałem się wraz z kolegą do opieki nad starszymi osobami. Po tygodniu zostaliśmy przydzieleni do bardzo miłego starszego małżeństwa. Mieszkali niedaleko naszej szkoły, więc co poniedziałek i czasem tez w środę przychodziliśmy do nich. Bardzo szybko nas polubili, jesteśmy dla nich jak wnuki, możliwe, że to dlatego, że są samotni. Ich bliscy wyjechali do innych miast, czasem ich odwiedzą, zazwyczaj na święta. Chodzimy do nich już prawie rok, za każdym razem idziemy zrobić im zakupy, wyrzucamy śmieci, czasem zmienimy żarówki, posprzątamy albo wyniesiemy coś do piwnicy, ale przede wszystkim dużo z nimi rozmawiamy. Opowiadamy im, co u nas, jak nam idzie w szkole, a oni opowiadają jakieś ciekawe historie z życia. Pan Bogdan często przepytuje nas z języka angielskiego albo niemieckiego, ponieważ sam był kiedyś nauczycielem. Uważam, że opieka nad starszymi osobami jest jednym z najlepszych kierunków wolontariatu, ale ma też dużą wadę, przed czym ostrzegała nas pani Truchan, a mianowicie chodzi o to, że ludzie ci mają już swoje lata, są chorzy, ledwie chodzą i musimy być gotowi na to, że pewnego poniedziałku przyjdziemy, a któregoś z nich nie będzie, umrze. To by było straszne.

Osoba, z którą do nich chodzę, mówi, że po gimnazjum zrezygnuje z wolontariatu, ja natomiast chcę zostać, do końca. Nie możemy ich przecież tak zostawić, sami nazwali nas swoim zbawieniem, oni ledwie chodzą, skąd mieli by zakupy? Raz w tygodniu przychodzi do nich jakaś opiekunka, ale to za mało. Raz jej nie było i musieliśmy szukać po Elblągu lekarstw. Ciężko by im było bez nas, szczególnie, że ich sąsiedzi nie są zbyt przyjaźnie nastawionymi ludźmi.

Do pani Haliny i pana Bogdana chodziłem także w wakacje, co tydzień w poniedziałek i czasem też w środę lub sobotę. Nie planowałem tego pisać, nawet nie mówiłem tego pani Truchan, wydawało mi się że to normalne, skoro chodzę tam cały rok, to czemu miałbym nie chodzić w wakacje? Oni w wakacje potrzebują pomocy tak samo jak w roku szkolnym. Pani Joanna dowiedziała się tego od mojego kolegi. Nie było mnie jednego dnia w szkole, byłem wtedy na rajdzie z automobilklubu, ale o tym potem. Kiedy kilka dni później spotkałem panią, spytała mnie, czy to prawda i powiedziała, żebym umieścił to w pracy. Ale to dziwnie tak pisać o rzeczach, które przecież są oczywiste. Wolontariuszem nie jest się dla zysku, lecz z chęci pomocy innym.

Co do tego automobilklubu, pomagam charytatywnie podczas organizacji rajdów oraz różnych imprez organizowanych przez ten klub. Nie wiem, czy to się zalicza do wolontariatu, ale warto o tym wspomnieć, nie jest to jakieś bardzo trudne zajęcie, ustawiam stoły, krzesła, rozwieszam banery, robię zdjęcia, często też, jako że organizatorzy i sędziowie maja ponad 60 lat, po prostu biegam z dokumentami od jednego sędziego do drugiego. Jest to przyjemne zajęcie, co kilka miesięcy jest rajd i raz do roku jest trzydniowy wyjazd do Borska, podczas którego odbywa się jazda po lesie, jazda sprawnościowa po lotnisku, duże ognisko, instruktaże BHP, konkurs wiedzy o zasadach ruchu drogowego, no i na końcu wielka biesiada – czyli zwykła impreza, ale pewnie nazwali to tak, bo brzmi bardziej elegancko.

Uczestniczyłem także w „żonkilowych polach nadziei” , podczas tej akcji chodziliśmy po ulicach Elbląga sprzedając żonkile, wszystko poszłoby łatwo i szybko, gdyby nie deszcz, który zmienił się w burze, przez co wykruszyła się znaczna część wolontariuszy, nikt nie miał im tego za złe ,nie chcieli zachorować i tyle, sam byłem przeziębiony po tej akcji. Ale na szczęście udało się zebrać dużo pieniędzy, które zostały przekazane na hospicjum.

Chęć pomocy innym zawdzięczam rodzinie, nie żadnej szkole czy kościołowi. Od dziecka widziałem jak moi rodzice pomagają, zazwyczaj znajomym albo rodzinie, może wydaje się to mało, ale według mnie to bardzo dużo, tata pracuje do późna, a jednak znajduje czas żeby pomóc na przykład przy remoncie, nie bierze za to zapłaty a zazwyczaj to on robi większość roboty. Tak samo mama, mimo tego, że sama ma ciężką prace z dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo, zawsze znajduje czas by komuś pomóc. Od nich nauczyłem się że trzeba pomagać, ogólnie pomagać, a o czymś takim jak praca w wolontariacie dowiedziałem się wiele lat temu od mojego dziadka, który charytatywnie pracował w PSOUU, kiedyś dziwiło mnie że pracuje za darmo, skoro zabiera mu to tyle czasu. Teraz rozumiem dlaczego to robił, naprawdę to zrozumiałem. Jestem im bardzo wdzięczny za to ze nauczyli mnie pomagać.

Mam zamiar zostać przy wolontariacie, mimo natłoku nauki i innych zajęć, planuję znaleźć czas na pomoc innym. Coraz mniej osób o tym myśli, bo po co komuś pomagać? Przecież lepiej jest być egoistą. Nie, nie jest lepiej. Przez tą całą neutralność, lub egoizm, jak kto woli, człowiek traci cząstkę siebie, nie rozumiem jak tak można. W przyszłości, jeśli będzie taka opcja, mam zamiar pomagać starszym ludziom i osieroconym dzieciom, nie wiem jak, ale mam zamiar się na to ukierunkować. To jest naprawdę świetne uczucie, powodować uśmiech na twarzach innych, co to jest dla młodych pójść do sklepu, posprzątać, wynieść śmieci? Nic wymagającego, no może trzeba poświęcić trochę czasu. Nawiązując do tematu tej pracy, skoro pomaganie jest takie łatwe, to dlaczego nikt nie pomaga? Co się stało z dobrymi ludźmi, dlaczego jest ich tak mało? Świat się zmienia, niestety na złe. Trzeba coś z tym zrobić, idea wolontariatu według mnie jest czymś co naprawia ten świat, może nie za szybko, ale zawsze, dlatego nie przestane pomagać. Mimo tego ze mam tylko 15 lat, wiem już ze będę dalej pomagał i starał się „nawracać” innych ludzi na pomoc innym, zobaczymy jak to wyjdzie.

Piotr Lichocki

  Red. Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 11933

Print Friendly, PDF & Email