Pamięć, a wybaczenie cz. II

„Ruch wszelki wstrzymany nagle” – tak proponuje poeta. Wybitny, wielki poeta. Poeta – Filozof! W najlepszym rozumieniu tego pojęcia. To cytat z wiersza Rainera Marii Rilke. To niezwykle mądre słowa. Spróbuję Was, Drodzy Czytelnicy o tym przekonać.

We wszystkich swoich felietonach rozważałem o sprawach dla człowieka najważniejszych: o życiu jako takim, o marzeniach, tęsknotach, o śmierci, o wierze i o Bogu. Każdy z tych tematów dotykał jedynie istoty rzeczy. I nie mogło być inaczej. Obiektywna, nieubłagana i odwieczna zasada dwubiegunowości Wszechświata i wszystkiego co w nim, a więc i w życiu nie pozwalała i, jak sądzę, nigdy nie pozwoli na pełne zrozumienie nie tylko życia w ogóle, ale też nigdy nie wyjaśni do końca żadnego z aspektów tegoż życia. I to z kilku istotnych powodów. Po pierwsze źródło i istota życia pozostaną na wieczność tajemnicą. Po drugie proces życia, ludzkiego istnienia jest tak jednorodny, że nie sposób podzielić go na odrębne, samoistne „kawałki”. Po trzecie „wszystko płynie!”. I ta złowieszcza zasada gmatwa nasz los do bolesnych granic. No bo jak pojąć, okiełznać i   zrozumieć coś, co jest i tak już mgliste i niewiadome do końca, a do tego ciągle gdzieś pędzi, jest w nieustannym ruchu, jest poddane ciągłemu procesowi fermentacji. Głowili się nad tym od zarania dziejów najwięksi mędrcy. I co wymyślili: nic ponadto, że nie sposób zrozumieć wszystko od początku do końca. Pocieszali się przy tym, a także pocieszali nas, twierdząc, że przecież nie wszystko da się wytłumaczyć, i że nie wszystko musimy zrozumieć. Niektórzy myśliciele posuwali się do stwierdzenia, że w interesie człowieka leży niewiedza na temat istoty życia i jego namiętności.  Po prostu „Im człowieku mniej wiesz o świecie, tym mniej cię to życie boli”.

Uważny Czytelnik w tym miejscu pomyśli: „Pochwała głupoty”. I tak, i nie! I znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. Znowu kręcimy się w kółko. Dlatego też nie wdając się w filozoficzne rozważania na temat plusów i minusów niewiedzy (chociaż hipoteza ta kusi do takiej analizy, gdyż jest wielkim wyzwaniem intelektualnym) posunę się do śmielszej, nawet radykalnej propozycji. Tutaj nawiąże do pierwszych słów felietonu. Spróbujmy, Drodzy Czytelnicy, odważyć się dokonać czegoś, co jest absolutnie niemożliwe! Spróbujmy zatrzymać czas i przestrzeń! Spróbujmy okiełznać życie! Zatrzymajmy wszelki ruch! Niemożliwe? Oczywiście! Cały Wszechświat, całe ludzkie życie opiera się na harmonii ruchu, wszystko, absolutnie wszystko, co jest i czego nie ma (może tylko jeszcze nie ma?) poddane jest nieustannemu wirowi czasu i przestrzeni. Staje więc przed nami pytanie – Po cóż więc się mierzyć na coś, co jest nie do urzeczywistnienia? Odpowiadam. Właśnie dlatego! Po pierwsze cała ludzka cywilizacja jest dziełem ludzi śmiałych, szalonych, często straceńców. Tylko podejmowanie przez człowieka wyzwań, często wydających się przekraczać ludzkie możliwości stanowiło i stanowi główną siłę sprawczą wszelkiego postępu. Ktoś powie, że tylko w sferze technologii. Tylko w zakresie granic wyznaczonych przez aktualny stan wiedzy. Niekoniecznie. Wszystko co stworzone (prowokacyjnie nie używam słów „co istnieje”) i wszystko, co ma być stworzone, wyprzedzała i wyprzedza jakaś idea, myśl o potrzebie. I znowu posłużę się słowami poety – Jest rzecz, gdy ktoś jej zapragnie. I niech ta sentencja pozwoli nam na trochę zabawną i trochę filozoficzną zabawę w kształtowanie rzeczywistości mniej skomplikowanej, prostszej, bliższej zwykłemu śmiertelnikowi, pozbawionej relatywizmu. Wręcz prostolinijnej.

Wyobraźmy sobie następujący świat: wszystko zastyga w bezruchu. Istnieją tylko stałe, obiektywne prawdy, nie poddające się absolutnie żadnym zmianom. Zakładamy alternatywny, może bardziej życzeniowy świat zaklętej rzeczywistości. Składamy jedynie kostkę domina ze zrozumiałych dla nas przyczyn i skutków, odrzucając to, czego nie wiemy, to, czego nie pojmujemy, a przede wszystkim odrzucając to, co nas zniewala w niepojęciu i jest wiecznym źródłem bólu, goryczy i zwątpienia. Spuszczamy na chwilkę, wbrew sobie, oczy pod nasze stopy, niebo obserwujemy wyłącznie pod kątem pogody i powtarzamy sobie z zawziętością – jesteśmy, żyjemy. Mamy określone potrzeby ciała i duszy (kolejność może być odwrotna), wiemy, że lepiej być najedzonym, lepiej mieć odpowiednie ubranie na odpowiednią porę roku, lepiej mieć dach nad głową, lepiej być zdrowym, bogatym, kochanym  i lepiej cieszyć się uznaniem i szacunkiem innych, najlepiej ludzi mądrych. Po prostu lepiej, żeby było lepiej niż gorzej. Pamiętajmy cały czas w tej zabawie, że nie ma względności rzeczy i zjawisk. Zło to zło (i każdy wie o co chodzi), dobro podobnie! W tym szaleństwie jest metoda. W wielu dziedzinach wszechnauk istnieje tzw. „dowód nie wprost”, który mimo początkowej niespójności logicznej prowadzi w końcu do istoty rzeczy. Tak też może być w naszej próbie zrozumienia świata, swego życia. Zapomnijmy choć przez chwilkę o Hamlecie, o innych szekspirowskich prawdach i przystańmy na moment w tym szalonym, chocholim biegu z przeszkodami.

Drodzy Czytelnicy! Temat „pamięć, a wybaczenie”, chociaż jest tylko jednym z tysięcy nie mniej ważnych poziomów człowieczego losu, chociaż jest tylko jedną z wielu sfer ducha i ciała (tak! Ciała też. Jedność ducha i ciała jest teraz dla nas stałą wartością, jedną z naszych nowych prawd) jest zarazem tematem wyjątkowym. Pamięć jest mózgiem życia, jego sensem. I tak jak życie poddana jego wszystkim prawom, bez ograniczeń, porwana przez nieustanny wir czasu i przestrzeni.

Drodzy Czytelnicy! W tym miejscu nasza filozoficzna zabawa, a raczej gra, nabiera wyraźnego sensu. Bowiem czym jest pamięć? I odpowiedź biochemiczna (czysto naukowa?) i odpowiedź filozoficzna (uważam, że też pełnoprawnie naukowa) są zbieżne, a nawet zgodne. Pamięć jest dla obydwu zapytanych tym samym. Jest ludzką próbą zatrzymania czasu. Mniej lub bardziej udaną. (Ale to oddzielny temat). Osobiście ośmielam się dodać swój pogląd, że pamięć jest próbą (jakże często rozpaczliwą i bolesną) oszukania czasu, a nawet próbą wyprzedzenia tego czasu. Najogólniej można rzec, że pamięć jest próbą ujarzmienia życia i śmierci. Czy skuteczną?

Jeśli będziemy konsekwentni (a to nie jest łatwe) w naszej próbie zatrzymania ruchu, wzrosną nasze szanse na, choćby chwilowe ( a to już bardzo dużo), uwolnienie się z sieci przyczyny i skutku (skutków?) naszego losu. Tylko musimy być stanowczy i bezwzględni (nie lubię i nie uznaję tego słowa, ale na potrzebę naszej gry daję mu dzisiaj szansę). Musimy odrzucić wszelki relatywizm. Musimy za granice naszych rozważań obrać stałe, kluczowe i jednoznacznie oczywiste punkty odniesień. Biel i czerń, dobro i zło, radość i smutek, szczęście i nieszczęście, ból i rozkosz, miłość i przyjaźń, nienawiść i wrogość. W ostateczności bycie czy niebycie. Życie czy śmierć. Nie jest to łatwe. Jak to przesiać? Przez jaki filtr przepuścić fakty i uczucia? Cóż? Mogę tylko w tym miejscu przypomnieć, że w wirze życia, w jego nieustającej zmienności i względności jest to bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Stąd moja śmiała prowokacja. Zatrzymać ruch. Z pamięci przeszłości wybrać tylko to co było dobre, piękne, co odwzajemniało naszą miłość i przyjaźń, co nie krzywdziło nas, ale i innych. Ale na tym nie koniec. Z tych fragmentów pamięci trzeba jeszcze spróbować (to jest niezwykle trudne) wyciągnąć tzw. wnioski na teraz i na później, czyli po prostu spróbować kreować siebie i swoje życie. Z jakim skutkiem  – pewnie niedużym, ale małe też bywa piękne. I tak kroczek po kroczku. Cały czas z pamięcią i z przekonaniem, że każdy z nas jest najważniejszy we Wszechświecie, ale też ze świadomością, że tych najważniejszych Wszechświatów są miliardy (mówię tu tylko o naszej Ziemi).  Więc nie należy zderzać swojej orbity z innymi orbitami. We Wszechświecie jest dosyć miejsca dla wszystkich i dla każdego jest dużo szczęścia, ale też niestety i nieszczęścia.

Drodzy Czytelnicy! W tym miejscu przywołujemy na pomoc wybaczenie. Każdy zna to uczucie, lecz nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że wybaczać to żadna łaska, czy też altruizm. Wybaczenie to nie tylko nasz moralny obowiązek (jest integralną częścią dobra, a dobro jest obecnie dla Nas bezwzględną, stałą wartością). Wybaczenie, czy też wybaczanie leży w najlepiej rozumianym naszym interesie. Oczyszcza duszę i ciało. Jest katalizatorem pamięci. Nie tylko niszczy zło, ale czyni dobro. Zemsta jest ślepa i ubezwłasnowolnia, wybaczenie uwalnia człowieka, często też rozgrzesza i usprawiedliwia, co nie jest bez znaczenia w naszym ułomnym, w pędzącym na złamanie karku życiu. Wybaczenie jest próbą zatrzymania tego szaleńczego pędu. Jest piaskiem dobra sypanym przez to, co w Nas najlepsze, a więc przez Nasze Sumienie, w tryby maszyny czasu i przestrzeni.

Biblia, która jest dla mnie wyłącznie ludzkim, ale w dużej części mądrym dziełem, poświęca wybaczeniu bardzo dużo miejsca. Wydaje mi się, że słusznie – nikt nie jest tak wspaniały, za jakiego się uważa, ani tak zły, jak o nim mówią. Pamiętajmy o sobie i o innych to co dobre, o złym zapominajmy, a nawet (nie, przede wszystkim) zło wybaczajmy! Zło niczego się tak nie boi, jak wybaczenia. A pamięć jest wtedy dobra i pożyteczna, kiedy jest pamięcią wzajemnego wybaczania. I w tym miejscu musimy odsunąć się na bok. Niech znowu pędzi to życie, niech znowu porywa Nas wirówka czasu i przestrzeni. Ale już z naszym twórczym udziałem. Z pamięcią i z wybaczeniem jako głównymi sprawcami Dobra, we wszystkich jego odcieniach.

Drodzy Czytelnicy! To już koniec felietonu. Jak zwykle ledwie dotknęliśmy tematu, jego istoty. ale inaczej się nie da. Sądzę jednak, że sama, jakże śmiała próba okiełznania choćby jednego z ludzkich uczuć (a pamięć i wybaczenie to nawet więcej, niż jedno uczucie), jest wyzwaniem dla każdego z nas, szczególnie dla Nas chorych i może bardziej niż inni nie rozumiejących tego świata. A zarazem tak często do bólu dotkniętych prawdą, że zło to zło, a dobro jest najwyższą wartością.

PS.1. Nasze felietony rozważają (raczej próbują rozważać) różnorakie aspekty życia w konwencji transgresji. A wtargnięcie morza w głąb ziemi, która jest także bezgraniczną otchłanią, może wywołać tylko fale o rozmiarze tsunami. Lecz jeżeli nas nie zaleją, a choćby jedna kropla tych fal użyźni tak ciągle spragniony życiodajnej wody obszar dobra (istnieje i jest bezkresny) to możemy uznać, że granice naszego poznania i pojęcia ludzkiego losu przesunęliśmy w kierunku Dobrej Nadziei.

PS.2. W następnych felietonach porozważamy o tolerancji i o tolerowaniu oraz o wielkiej szansie, jaką jest dla człowieka, i dla Boga, nieustanne stawanie się wszystkiego.
  Krzysztof Sadowski Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 4093

Print Friendly, PDF & Email