Muzyka, cisza i miłość w filmie Zimna wojna

Muzyka, cisza i miłość w filmie Zimna wojna
Fot. nadesłane

Nagrodzony na festiwalu w Cannes. W Berlinie otrzymał cztery Złote Lwy. Nominowany do nagrody BAFTA oraz Oscara i to w aż 3 kategoriach. Zimna wojna Pawła Pawlikowskiego to czarno-biały film o miłości osadzony w realiach powojennej Europy.

Paweł Pawlikowski jest reżyserem, dla którego kluczową inspiracją w procesie twórczym staje się polska szkoła filmowa. W Zimnej wojnie jak i w oscarowej „Idzie” przeżycia i doświadczenia bohaterów wpisuje w kontekst historyczny. Mimo to, realizm nie jest cnotą, która mu przyświeca, gdyż w swoich produkcjach kładzie wyraźny nacisk na estetykę, treść i wizualną formę dzieła.

Zimna wojna to kolejna poruszająca historia opowiedziana za pomocą dźwięku, muzyki i ciszy. To nie dialogi, lecz przede wszystkim kompozycje poszczególnych kadrów budują całą fabułę filmu. Ten minimalizm pozostawia wiele niedopowiedzeń, dzięki którym widz ma możliwość do indywidualnego odbioru i własnej interpretacji. Poprzez ten zabieg reżyser zawierza swoje, jakże osobiste dzieło, narracyjnej potędze kina. Gdy sztuka filmowa nie jest dosłowna, gdy zostawia duże pole dla wyobraźni, staje się jednocześnie szersza w odbiorze. Być może to właśnie ta niejednoznaczność lub podjęty przez Pawlikowskiego temat miłości sprawia, że Zimna wojna ma tak ponadczasowy i uniwersalny wydźwięk.

Pierwsze czarno-białe kadry ukazują nam polskie wsie, gdzie w tle słyszymy muzykę przygrywaną przez chłopów. Ludowe dźwięki towarzyszą nam przez pierwsze minuty filmu. Wiktor (Tomasz Kot) wraz z Ireną (Agata Kulesza) oraz Lechem Kaczmarkiem (Borys Szyc) jeżdżą po całej Polsce w poszukiwaniu talentów, które stworzą zespół „Mazurek”. To podczas tych właśnie przesłuchań, Zula (Joanna Kulig) i Wiktor spotykają się po raz pierwszy. Reżyser ukazał miłość, tych dwojga skrajnie różnych ludzi w niekonwencjonalny sposób. Uczucie między nimi buduje poprzez gesty, spojrzenia i muzykę. Czasem to właśnie wymowna cisza, mówi więcej, pozwala nam czuć mocniej i przeżywać tę historię bardziej emocjonalnie. Przeciwieństwa i odmienne charaktery wzajemnie przyciągały do siebie te niewątpliwie skrajnie osobowości. Zula to niesamowicie wyrazista postać, pełna ekspresji, szaleństwa i temperamentu. Czasem zbyt porywcza i nieokiełznana. Potrafi manipulować ludźmi, jest kokieteryjna i pewna siebie. Natomiast Wiktor swoim bardzo introwertycznym i skrytym zachowaniem tworzy pewien dystans, stając się całkowitym przeciwieństwem Zuli. Swoją milczącą i zachowawczą postawą, sprawia wrażenie człowieka niezwykle wyobcowanego i osamotnionego, któremu bardzo trudno funkcjonować i tworzyć w realiach powojennej Polski. Zmęczony dotychczasowym życiem decyduje się wyjechać. Proponuje Zuli ucieczkę do nowego, lepszego świata, gdzie będą mogli razem zbudować swoją przyszłość. Niestety plan nie przebiega po myśli Wiktora. Postanawia, więc sam opuścić Polskę i udać się do Francji. Całej tej opowieści przyświeca w tle powojenna Europa. Jednak zarówno w Zimnej wojnie jak i w „Idzie” kontekst historyczny czy polityczny jest jedynie dodatkiem do głównego wątku. Nie spełnia istotnej roli, jest czymś w rodzaju scenerii, która ostatecznie zostaje przyćmiona wyrazistą, ostentacyjną historią człowieka.

W kolejnych scenach wciąż stajemy się światkami rozstań, nieporozumień, konfliktów i awantur. Wszystkie negatywne strony relacji głównych bohaterów zdominowały opowieść o ich miłości. Zula i Wiktor od początku są świadomi swoich różnic, które już zawsze zdają się być powodem ich rozstań. Mamy wrażenie, jakby żyła w nich pewna sprzeczność, która karze im siebie kochać i nienawidzić, kłócić się i wciąż na nowo wybaczać. Relacja między nimi jest niewątpliwie toksyczna, niszczy ich a zarazem buduje, staje się udręką i powodem radości. To cierpienie, które jest nieodzownym elementem tego jakże gwałtownego i nieokiełznanego uczucia, kształtuje i nadaje sens ich ludzkiej egzystencji. Nie mogą bez siebie żyć, ale i nie potrafią być razem. Wciąż muszą się uczyć siebie i swojej niepojętej, skomplikowanej miłości.

Każdy moment ich życia zanurzony w czerni i bieli dodaje dramatyczności całej akcji. To kolejny zabieg, który redukuje środki wyrazu do minimum, tak by nic nie zakłócało odbioru historii, która opowiedziana w tak symboliczny sposób zdaje się nie potrzebować słów. Piękno zamknięte w poszczególnych kadrach przy akompaniamencie jazzu i polskiej muzyki ludowej staje się swoistą formą sztuki. Pawlikowski sięgnął w swym repertuarze po bezcenne skarby narodowej kultury, ukazując na dużym ekranie piękno polskiego etosu i folkloru. Muzyka staje się tu ważną częścią wydarzeń. Nie jest tylko tłem, odgrywa istotną rolę niczym aktor. Reżyser przypisuje piosenkom formę narracyjną, a poprzez strukturę tekstów film sprawia wrażenie musicalu. Utwory dają nam możliwość zajrzeć do podświadomości głównych bohaterów. Obnażają ich z ukrytych lęków, zdradzają niepewność, ujawniają wszelkie niewypowiedziane złości, żale i frustracje. Często mówią o złudnych nadziejach, są pretekstem do miłosnych wyznań, zamykają poszczególne rozdziały lub otwierają kolejne etapy ich związku.

Muzyka to przede wszystkim elektryzujący i niezwykle poruszający głos Joanny Kulig. Każda kolejna scena uwieńczona tymi czystymi, wyraźnymi dźwiękami, pozwala aktorce budować emocjonalną więź z widzem. Odtwórczyni głównej roli w niezwykle czytelny i przekonujący sposób wciela się w postać Zuli. Czasem nawet odnoszę wrażenie, że niczego nie udaje, a po prostu staje się na tych kilka chwil filmową bohaterką. Pełna podziwu jest również jej wielozadaniowa rola, łącząca taniec, śpiew i grę aktorską. O ile Zula jest postacią, którą poznajemy z każdą sceną coraz lepiej, będąc świadkami jej wewnętrznej przemiany, tak Wiktor jest dla nas od początku zagadką. Tomasz Kot tworzy dystans względem widza. Jego niezwykle oszczędna w słowach postać rysuje się często jedynie poprzez gesty czy mimikę twarzy. Buduje on dzięki tym zabiegom aurę tajemniczości, którą otacza głównego bohatera.

Perfekcja, z jaką Paweł Pawlikowski tworzy swój film sprawia, że każdy szczegół jest doskonale dopracowany. Te pozornie małe oraz niezauważalne fragmenty składają się na olśniewającą i unikatową całość. Reżyser przywiązuje ogromną wagę do detalu. Każdy ruch, wyraz twarzy, spojrzenie, a nawet to, co dzieje się w tle, wydaje się przemyślane i zobrazowane w sposób niesłychanie staranny. Może dlatego reżyser zdecydował się na umieszczenie swoich bohaterów w scenerii, która ukazana została również w „Idzie”, nadając poprzez to symbolicznego znaczenia całej akcji. W obu filmach przedstawiono rozwidlenie dróg, będące alegorią życia. Nieważna jest historia, czasy czy realia, w jakiej usytuowane są dane wydarzenia, zawsze stajemy w obliczu najważniejszego pytania: Co dalej? Którą drogę wybrać?

Metaforyczne zabiegi i artystyczny koncept tworzą to wspaniałe dzieło, które na przekór wszelkim tendencjom i modom staje się profesjonalną formą sztuki.

Pawlikowski pozostawia bardzo wiele naszej interpretacji i inteligencji. Synteza historii dwojga zwykłych ludzi, daje możliwość każdemu ujrzeć ją w nieco innym świetle. Niedopowiedzenia i przeskoki pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami tworzą luki, które to widz z pomocą swej wyobraźni musi wypełnić, tworząc własną narrację

Odnoszę wrażenie, że każda produkcja Pawła Pawlikowskiego zawiera cząstkę samego twórcy.„ Ida” ze swoim tłem historycznym była nawiązaniem do jego żydowskich korzeni. Zimna wojna jest dedykacją dla rodziców, dlatego też główni bohaterowie odziedziczyli po nich imiona. Poprzez ten zabieg jego filmy nabierają bardzo osobistego i indywidualnego charakteru.

Magda Misztal

Print Friendly, PDF & Email