MOJA KOLEŻANKA, CZYLI HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI

MOJA KOLEŻANKA, CZYLI HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI
Fot. Adminstrator

Akt I – spotkanie

Wiolettę poznałem na początku lat 90-tych ubiegłego wieku w tutejszych  Warsztatach Terapii Zajęciowej. Trafiłem tam, gdyż miałem się spotkać z kierownikiem tej instytucji. Gdy wszedłem do budynku, na korytarzu natknąłem się na ubraną w żółty fartuch, niezbyt wysoką blondynkę, która podała mi rękę i z promiennym uśmiechem na twarzy powiedziała:
– Cześć! Jestem Wioletta. A ty?  
   Gdy się przedstawiłem zaskoczyła mnie kolejnym pytaniem, gdyż ciekawa była jaki jest do mnie numer telefonu. Nieco zdziwiony odpowiedziałem jej, bo miałem nadzieję, że dziewczyna szybko zaprowadzi mnie do swojego szefa. Jednak się przeliczyłem, ponieważ tego dnia Wioletta miała dyżur w kuchni i koniecznie chciała się tym pochwalić, więc najpierw musiałem wysłuchać w jaki sposób piecze się ciasto. A brzmiało to mniej więcej w tak:
– Wiesz. Bierzesz mąkę, jajka i cukier. Potem razem je gnieciesz, wkładasz do pieca, a gdy jest gotowe jesz.
   Po udzieleniu mi tych praktycznych porad, dziewczyna widocznie uznała, że o pieczeniu ciast wiem już wystarczająco, gdyż zaprowadziła mnie do kierownika.
   Później dowiedziałem się również, po co był jej mój numer telefonu. O tym powiedziała mi jedna z instruktorek. Otóż Wioletta ma zeszyt, w którym można zobaczyć tylko rzędy cyfr. Są to telefony do większości jej znajomych, a mnie spytała o numer mojego, ponieważ chciała go też w nim umieścić.

Akt II – telefon

   Pewnego popołudnia z poobiedniej drzemki wyrwał mnie dźwięk dochodzący z aparatu telefonicznego. Gdy podniosłem słuchawkę, przez długi czas nie mogłem doczekać się jakiegokolwiek głosu. Lecz gdy już zabrzmiał, w pewnym momencie usłyszałem:
– To ja Wioletta!.
Słowa te właściwie nie tyle były wypowiedziane, co wykrzyczane, więc poprosiłem ją o to, aby się uspokoiła i spróbowała mówić trochę wolniej.
– Wiesz. Jestem teraz w warsztacie plastycznym i maluję motyle. – powiedziała zdyszanym głosem.
Z dalszego ciągu rozmowy dowiedziałem się o tym co robi na zajęciach, a także gdzie mieszka i obiecałem, że odwiedzę Warsztaty aby zobaczyć jej prace.
   Następnego dnia zgodnie z tym co powiedziałem, zjawiłem się w budynku przy ulicy Kościuszki. Malowane przez nią motyle przyciągały wzrok swoją kolorystyką.
Ale najbardziej zaskoczyła mnie wiadomość o tym, iż byłem pierwszą osobą, z którą Wioletta w życiu rozmawiała przez telefon. Na taki pomysł wpadła jej instruktorka, ponieważ chciała zapoznać ją z obsługą aparatu telefonicznego.
Teraz Wiolettka często korzysta z usług jednej z firm telekomunikacyjnych i nawet radzi sobie z takimi rzeczami jak prefiks.

Akt III – zajęcia

   Życie nie potraktowało mnie najłaskawiej, gdyż i ja powiększyłem grono osób niepełnosprawnych.
W pewnym momencie musiałem się zdecydować: albo spędzać większość czasu samemu w domu, albo przychodzić do Warsztatów Terapii Zajęciowej, które mają dla niepełnosprawnych stanowić namiastkę zakładu pracy.
   Wybrałem to drugie, bo przecież człowiek potrzebuje się w jakiś sposób realizować, no i nie powinien spędzać samotnie dużo czasu. Jestem w warsztacie plastycznym, gdzie czasami pomagam prowadzić zajęcia poświęcone różnym artystom.
   Pewnego dnia przedstawiana była postać Jana Matejki. Wśród reprodukcji jakie oglądaliśmy był też jego autoportret. Obraz przedstawiał mężczyznę z brodą, więc aby przybliżyć niektórym z uczestników zajęć wizerunek tego człowieka, porównałem go ze sobą, gdyż też noszę brodę. Na koniec jeszcze raz oglądaliśmy reprodukcje, z tą jednak różnicą, iż biorący w nich udział sami opowiadali o obejrzanych obrazach. Większość osób jakoś przez to przebrnęła. Została tylko Wioletta. Ta popatrzyła najpierw w jedno okno, potem w drugie, następnie po twarzach wszystkich uczestników spotkania – znikąd żadnej pomocy. Nagle spojrzała na mnie. Twarz jej pojaśniała, a na ustach pojawił się promienny uśmiech i w tym momencie wykrztusiła:
– To namalował Ja-Ja-Jarek Styczyński.

Epilog

   Teraz Wioletta na stałe jest w warsztacie gospodarstwa domowego. Zawsze rano robi herbatę, wszystkim osobom czekającym na rozpoczęcie zajęć. Mnie czasami też nią poczęstuje i uśmiechając się mówi:
– Wiesz, ja jestem twoją koleżanką, a ty jesteś moim kolegą.

  Jarosław Styczyński Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 58

Print Friendly, PDF & Email